Gwiazda ligi wymuszająca transfer, propozycja treningów w lesie, nadmiar kilogramów, niedobór piłkarzy. Kolejny tydzień okresu przygotowawczego przyniósł nam kolejną dawkę absurdów.
Urlop: Vadis Odjidja-Ofoe
Vadis Odjidja-Ofoe wymarzył sobie grę w Olimpiakosie, z którego dostał ofertę i mocno stara się, by wymusić na władzach Legii transfer. Od minionego sezonu pojawił się w Warszawie tylko raz, by negocjować z władzami warszawskiego klubu swoje odejście, a ma jeszcze przecież rok obowiązującego kontraktu. Oficjalnie – dostał wolne ze względu na narodziny potomka. Dziecko już jednak dawno przyszło na świat, a Vadisa jak nie było w Legii – tak nie ma.
Dotarcie do Warszawy uniemożliwiają też inne przeszkody…
everybody should relaxe there are worse things to worry about, i missed my morning flight but i will be in warsaw later today ✌
— Vadis Odjidja #8 (@VadisOfficial) 2 lipca 2017
W praktyce sytuacja wygląda tak, że piłkarz kręci całym klubem i wysyła dość czytelny komunikat: pozwólcie mi odejść, bo jeszcze może mi się odechce grać. Biorąc pod uwagę fakt, że Olimpiakos oferuje za Belga 2 mln euro, Legia ma do wyboru: albo bawi się ze sfochowanym Vadisem przez rok i kosztuje ją to de facto 2,5 mln, albo pozwala mu odejść i jest tę kasę do przodu. Na ten moment VOO dostał oficjalny nakaz powrotu do Warszawy.
Rozmowy kontraktowe: Korona Kielce
Miguel Palanca podczas rozwiązywania kontraktu z Koroną Kielce usłyszał, że jeśli nie zgodzi się na średnio opłacalne warunki stawiane przez kielecki klub, zostaną mu zorganizowane treningi w lesie. Musimy uznać to za skandaliczną taktykę prowadzenia negocjacji. Byliśmy przekonani, że ciemne czasy Klubów Kokosa są już za nami. Jednak niekoniecznie.
O kulisach rozmów Palanca mówił w “Super Expressie”:
– Zszedłem w klapkach, podobnie jak 5-6 innych graczy. Miałem wielu trenerów, nikomu klapki nie przeszkadzały, latem zmęczona treningami noga lepiej się w nich czuje. Podszedł do mnie kapitan i powiedział, że trener kazał mi przebrać buty. Powiedziałem Ok., następnego razu zejdę w normalnym obuwiu. Zaczynałem już jeść, kiedy Lettieri zaczął na mnie krzyczeć. Ale tak ostro, bez żadnego szacunku. Wtedy podszedłem do niego i powiedziałem: bardzo, bardzo źle pan tu zaczyna! I tyle. Potem zadzwonił do mnie Zając i powiedział, że musimy rozwiązać kontrakt. Upokorzyli mnie przy tam strasznie.
Co masz na myśli?
Przez dwa tygodnie trzymali mnie w Kielcach bez możliwości treningów z drużyną i bez możliwości powrotu do Hiszpanii, do rodziny. Czułem się jak w więzieniu. Ostatecznie musiałem zrezygnować z ostatniej pensji i moich bonusów za wywalczenie piątego miejsca. Powiedzieli mojemu agentowi, że jeśli nie odpuszczę tych pieniędzy, to następny sezon spędzę w lesie, ćwicząc tam o 5 rano. Podpisałem, nie było wyboru. To co się tam dzieje jest smutne. Wydaje mi się, że prezes nie nadaje się na tę funkcję. A trener? Przyszedł z czwartej ligi niemieckiej, gdzie przegrał większość meczów. Nie wygląda na wielkiego szkoleniowca, choć obym się mylił. Korona była wcześniej klubem o rodzinnej atmosferze. Teraz tego już tam nie ma.
Sylwetka: Petteri Forsell
Na papierze ten transfer wyglądał nieźle. Czołowy piłkarz pierwszej ligi wykręcający świetne liczby, który dodatkowo ma w sobie pewien magiczny gen, co wydaje się niezbędne, gdy dzielisz miejsce w środku pola z piłkarzami pokroju Damiana Dąbrowskiego. Okazało się jednak, że Fin przyjechał do Krakowa… pulchniutki. I to bardzo. Przegląd Sportowy dotarł do szczegółów:
170 centymetrów wzrostu, niemal 81 kilogramów wagi, 20 procent ciała stanowi tkanka tłuszczowa. Nie, tak nie ma prawa wyglądać zawodowy piłkarz. A jednak… Z mocno zapuszczonym Finem – Petterim Forsellem, na początku czerwca, za kadencji poprzedniego trenera – Jacka Zielińskiego Cracovia podpisała trzyletni kontrakt. Następca zwolnionego Zielińskiego, Michał Probierz błyskawicznie dostrzegł, że w przypadku okrąglutkiego pomocnika trudno mówić o wzmocnieniu, chyba, że mowa o wzmocnieniu kasy krakowskich fast–foodów. Dlatego wczoraj zabrakło Fina w autokarze jadącym na zgrupowanie do Grodziska Wielkopolskiego. Ani szkoleniowiec ani nikt inny w klubie nie chciał komentować „afery kilogramowej”. A zresztą, w jaki sposób komentować dziesięć kilogramów niepotrzebnego balastu, skoro poważnie traktujący swoją profesję gracz ma około dziesięciu…ale procentów tkanki tłuszczowej.
Organizacja: Górnik Łęczna
Cokolwiek sądzić o lamentowaniu piłkarzy nad obniżką pensji w nowych kontraktach (spodziewali się podwyżek?), o Górniku Łęczna nie świadczy dobrze to, że nie potrafił przedłużyć ani jednej umowy. Kto mógł, ten już czmychnął z klubu (Śpiączka, Matei, Hernandez, Drewniak, Piesio, Grzelczak, Bogusławski, Dźwigała, Danielewicz, Leandro, Dzalamidze, Atoche, Askovski, Ubiparip, Vukobratović). Piłkarzom decyzji o podpisaniu nowych kontraktów raczej nie pomogły ciągnące się przez wiosnę zaległości w pensjach i fakt, że przez długi czas nikt z nimi nawet nie podejmował rozmów. Na korzyść klubu nie podziałała też podróż prezesa, który w ostatnim dniu obowiązywania kontraktów – mogłoby się wydawać, kluczowym momencie – zdecydował wybrać się do Krakowa na mecz. Nie wiadomo też, czy w Łęcznej w ogóle zostanie Smuda.
No i najważniejsze – w Łęcznej zostać może Grzegorz Bonin. Ma jeszcze ważny kontrakt.
Burzliwe transfery: Sandecja Nowy Sącz
Transfery, a raczej ich brak. Radosław Mroczkowski otwarcie narzeka w prasie, że ma do dyspozycji wyłącznie 17 zawodników. Prawdę mówiąc, nawet nie ma jak z tego sklecić porządnej gierki. Mroczkowski wylewa żale w mediach, ale jednak sam jest jednym z winnych tego stanu rzeczy – założył, że nie będzie dokonywał transferów bez przeprowadzenia testów sportowych. A piłkarze na testy jeździć nie chcą.
– Wszystko jest robione z głową. Nie chcemy podpisywać umów z 10 piłkarzami, tylko zrobić to tak, by to miało ręce i nogi. Na pewno nie będziemy się podpalać – tak jak mówię, trzon zespołu jest, dobierzemy jeszcze trzech-czterech zawodników i to będzie to, z czym wystartujemy w ekstraklasie. Wygraliśmy pierwszą ligę w cuglach, więc zespół mamy dobry – mówił u nas Arkadiusz Aleksander.
No więc Sandecja nikogo nie ściąga. A kadra jak była skromniutka – tak skromniutka jest nadal.
Fot. FotoPyK