Ostatni raz w hali odlotów Okęcia było tak mało miejsca, gdy Monika Pyrek wparowała do niej ze swoimi tyczkami. Andrzej Bargiel, jego wesoła ekipa i jakiś pierdyliard kilogramów bagażu pojawili się dziś na warszawskim lotnisku, by udać się z niego do Pakistanu. Piszemy o tym od kilku tygodni, ale jakby ktoś jakimś cudem jeszcze nie wiedział: przypominamy, że celem tego 29-letniego kozaka jest zjazd na nartach z K2. A dokładniej z wierzchołka tej trudnej góry do jej podstawy/granicy śniegu. Polak chce być pierwszym człowiekiem, który tego dokona. Chrapkę na wyprzedzenie go ma jednak pewien Słoweniec…
Zanim Andrzej udał się na odprawę, wpadł pogadać z dziennikarzami do usytuowanego niedaleko lotniska hotelu Courtyard by Marriott. Zespół Bargiela spodziewał się, że narciarz spędzi w nim mniej więcej 40 minut. Nic z tego – zeszło mu około półtorej godziny. Na spotkanie ze sportowcem przyszło bowiem kilkunastu żurnalistów, niewielu mniej niż przez lata przyjeżdżało do tego samego obiektu, by pogadać z piłkarzami ręcznymi Bogdana Wenty przed ważnymi turniejami.
Oczywiście część z nich zadawała pytania w stylu: “co pan czuje kiedy zjeżdża na nartach?”, ale trzeba przyznać, że Bargiel znosił je wyjątkowo spokojnie. Więcej: niemal bez przerwy się uśmiechał, kompletnie nie było więc po nim widać, że już za kilkanaście dni podejmie jedno z najbardziej niezwykłych wyzwań współczesnego sportu.
– Szczerze to największe emocje związane z wyjazdem odczuwałem wtedy, gdy trzeba było szukać sponsorów. To wyczyn, który zajmuje dziesięć razy więcej energii i czasu niż ewentualny zjazd z K2 – śmiał się w rozmowie z Weszło Andrzej. Dobrodziejów udało się znaleźć, dlatego mógł spędzić długie tygodnie na przygotowaniach w okolicach Mont Blanc. Kiedy pytamy Bargiela, czy wielogodzinne ćwiczenia nie są dla niego monotonne, odpowiada bez wahania: – Nie, ponieważ mój trening jest wyjątkowo różnorodny. Wspinam się, jeżdżę na nartach, biegam i zasuwam na rowerze. Gdybym spędzał godziny na pływaniu w basenie, to owszem, pewnie dostałbym świra. A tak o nudzie nie może być mowy.
Bargiel i jego ekipa zakupili bilety powrotne na 9 sierpnia. Andrzej ma jednak nadzieję, że z Pakistanu uda się wrócić wcześniej, pod koniec lipca. Jeśli nasz narciarz będzie miał okienko pogodowe, powinien zaatakować K2 w połowie przyszłego miesiąca. Zanim do tego dojdzie czeka go spacer. Zajebiście długi spacer. – Moja aklimatyzacja polega m.in. na tym, że będziemy maszerować około sto kilometrów przez najdłuższy lodowiec świata. Zamierzam wbiegać na szczyty leżące wzdłuż niego w celu urozmaicenia treningu.
Kiedy Polak miał dwanaście lat i mógł co najwyżej śmigać po Tatrach, do historii sportu przeszedł niejaki Davo Karnicar. 7 października 2000 roku Słoweniec zjechał na nartach z Mount Everestu. Dziś ten gość ma już 55 lat, ale ani myśli o spokojnej emeryturze w Mariborze czy innej Lublanie. Nie, facet ma równie ambitny cel co Bargiel – też w najbliższym czasie chciałby zjechać z K2. Andrzej o tym wie i kiedy wspominamy nazwisko jego “przeciwnika”, tylko się uśmiecha: – Na pewno nie zamierzam się z nim ścigać, ale kto wie, może podejmiemy współpracę? To duża góra, zawsze byłoby raźniej zjechać z niej we dwójkę – mówi pół żartem, pół serio.
Na razie jednak otuchy mają mu dodać członkowie zespołu, który dziś wyleciał do Pakistanu. 9 lipca dołączą do nich kolejni Polacy pośród których będą m.in. Darek Urbanowicz, piszący dla was bloga o całej wyprawie, a także Bogusław Leśnodorski. A, jeszcze jedno, z tą szaloną liczbą sprzętu Bargiela na Okęciu naprawdę nie koloryzowaliśmy. Oto Andrzej i jakaś 1/10 tego co zabrał ze sobą do samolotu:
Tekst i foto KG