Gdy bohater kończy na ulicy. Smutna historia George’a Sacko.

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2012, 11:57 • 7 min czytania

Liberyjski futbol kojarzy się dziś z tylko jednym człowiekiem. To George Weah, jedyny afrykański zdobywca złotej piłki i niedoszły prezydent najstarszej afrykańskiej republiki. Człowiek aktywnie zaangażowany nie tylko w realizację politycznych ambicji, ale też w zakrojoną na dużą skalę pomoc humanitarną. Zanim jednak w Liberii nastały jego czasy, kraj miał innego piłkarskiego bohatera. Sęk w tym, że do wyrazu „legenda” widniejącego przy nazwisku, Goerge Sacko sam dopisał słowa „upadła i zapomniana”.
Pół wieku temu był w Liberii postacią kultową. U stóp miał cały kraj, był prawdziwym idolem i bożyszczem. Swoją osobowością i fantastyczną postawą sprawiał, że futbol spajał poróżnionych Liberyjczyków. Problemy zaczęły się, gdy jego życie z przestało toczyć się w myśl scenariusza pisanego dla gwiazd sportu, choćby tych lokalnych. Tryumfy młodości przeminęły, a Sacko wpadł w spiralę degeneracji, z której nie potrafił się wyrwać.

Gdy bohater kończy na ulicy. Smutna historia George’a Sacko.
Reklama

Klej dla kadry

Szczyt popularności Czarodzieja – bo właśnie takiego pseudonimu doczekał się Sacko – przypadł na lata 60-te ubiegłego stulecia. Świetnie wyszkolony technicznie pomocnik był podporą i „znakiem rozpoznawczym” reprezentacji Samotnych Gwiazd. Do spółki ze w swoim młodszym bratem, grającym w napadzie Garretsonem, tworzył wybuchowy i niebezpieczny duet, któremu nie straszna była żadna afrykańska reprezentacja. Szczególnie ekscytujące były pojedynki z Ghaną, ówczesną pierwszą siłą Czarnego Lądu. Zwłaszcza spotkanie z 18 stycznia 1964 roku, które do annałów afrykańskiego futbolu przeszło jako „Mecz Stulecia” pokazało potencjał drzemiący w Liberyjczykach. I chociaż w ostatecznym rozrachunku przegrali 5:4, to wynik ten, zważywszy na to, że Ghana ledwie półtora miesiąca wcześniej tryumfowała w Pucharze Narodów Afryki, nie przyniósł im absolutnie żadnej ujmy.

Reklama

Ponadprzeciętne umiejętności to nie wszystko, co Sacko oferował reprezentacji. W tamtym czasie Liberia była krajem niestabilnym społecznie, w którym istniał oczywisty konflikt interesów pomiędzy rdzennymi mieszkańcami a potomkami wyzwolonych amerykańskich niewolników, założycieli kraju. Reprezentacja narodowa przyjmowała w swoje szeregi i jednych, i drugich, co siłą rzeczy musiało prowadzić do delikatnych nieporozumień. Potrzebny był więc ktoś, kto zjednoczy obie strony i pozwoli im obrać właściwy kurs. Idealnym kandydatem był Sacko. Korzenie jego matki były utkwione głęboko w amerykańskiej ziemi, ojciec zaś pochodził z jednego z tubylczych plemion. Charyzmatyczny piłkarz stał się więc naturalnym liderem kadry. Ze swojej roli wywiązywał się bez zarzutów. Zdaniem Garretsona był jak klej. W podobnym tonie wypowiadał się Benedict Wisseh, reprezentacyjny kolega braci – Sacko był bardzo ważny dla naszej narodowej dumy, ponieważ połączył nas ze sobą. Dokonał rzeczy, które pozwoliły nam zapomnieć o różnicach. W dniu meczu wszyscy odkładali na bok spory i niezgodności.

W 1960 roku reprezentacja Liberii odniosła pierwsze, historyczne zwycięstwo pokonując 2:0 Wybrzeże Kości Słoniowej. Kapitanem reprezentacji był George Sacko. Jedną z bramek zdobył po jego podaniu Garretson. Każdy kolejny mecz tylko potwierdzał klasę Czarodzieja, który w szybkim tempie z piłkarza przerodził się we lidera kształtującego obywatelskie postawy i wzór do naśladowania.

Czarodziej na randce z noblistką

Swój piłkarski talent Sacko szlifował na zakurzonych ulicach Monrovii, do znudzenia podbijając piłeczkę tenisową z braćmi i starszymi kolegami. Jak przystało na syna rządowego pracownika nie zaniedbywał nauki. Udało mu się nawet ukończyć prestiżową szkołę średnią, co dodatkowo wzmocniło jego późniejszą pozycję w kadrze narodowej. Był elokwentny i obyty z dobrymi manierami, dzięki czemu zyskał sobie przyjaźń wielu polityków i ludzi z wyższych sfer. Choć poza boiskiem zawsze pozostawał stonowany i spokojny, to i tak nadano mu status lokalnej gwiazdy. Kibice wprost go uwielbiali. Za grę, za postawę, za wszystko.

Popularność, jak wiadomo, bywa czasem dokuczliwa. Sacko również musiał sprostać tego typu problemom. Zadanie miał tym trudniejsze, że większość jego oddanych fanów stanowiły przedstawicielki płci pięknej, które potrafiły być natarczywe. – Był błyskotliwy i bardzo popularny. Wszystkie kobiety go chciały- mówiła prasie jego żona, June Nwana. On sam, choć mógł wybierać do woli, mierzył bardzo wysoko. Swego czasu spotykał się z Ellen Johnson-Sirleaf, późniejszą prezydent Liberii ( w wyborach pokonała George’a Weah ) i laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. Wkrótce jednak przekonał się jak bardzo ulotna jest sława. W 1970 roku skończył się świat, który znał do tej pory. Zakończenie kariery oznaczało też zakończenie pewnego etapu w życiu. Problemy nagle stały się wyraźniejsze, zaczęło brakować perspektyw. Nadeszła pora na naprawdę poważne decyzje.

Trzeba mi wielkiej wody

Gdy po skończeniu z piłką Sacko nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić, w głowie zrodził mu się zdumiewający pomysł. Postanowił bowiem przenieść się na stałe do USA, gdzie od pewnego czasu przebywała już jego żona z dziećmi i dwóch braci. Ze względu na ścisły związek obu krajów, taki wyjazd nie stanowił większej trudności. Zdarzało się nawet, że do Liberii przenosili się mieszkańcy krajów sąsiadujących, licząc że uda im się uzyskać liberyjskie obywatelstwo, a razem z nim możliwość rychłej emigracji. Dla George’a Stany Zjednoczone oznaczały przede wszystkim kraj nieskończonych możliwości. Nie mając więc wiele do stracenia opuścił Liberię i ruszył za wielką wodę.

Emigracja do USA oznaczała też spięcie klamrą historii rodziny Czarodzieja.. Ponad sto lat wcześniej jego pradziadek Garretson Gibson – czternasty prezydent Liberii, ostatni urodzony w USA – pokonał tę samą trasę, tyle że w drugą stronę. Paradoks polegał na tym, że Gibson wyjechał do Liberii, jako człowiek zniewolony. Sacko do USA wrócił całkowicie wolny.

Gwiazda naprawdę samotna

Już na miejscu okazałą się, że amerykańska rzeczywistość wcale nie jest taka kolorowa, a USA to niekoniecznie kraj mlekiem i miodem płynący. Praca w odlewni metali, jaką podjął Sacko też nie była spełnieniem marzeń, ale przynajmniej gwarantowała dość godziwe wynagrodzenie. Nowe życie dalekie było jednak od ideału.

Początkowo rodzina Sacko trzymała się razem. Garretson był częstym gościem w domu June i George’a w Newark. Podobnie jak drugi brat Alwyn, który do USA przyjechał na koszykarskie stypendium. Co prawda piłkę nożną zamienili na karty, ale nie to było najważniejsze. Liczyło się, że wciąż grają razem. Z czasem jednak coś zaczęło się psuć. George stał się bardzo zamknięty, praktycznie nikogo do siebie nie dopuszczał, dużo czasu spędzał w samotności Praktycznie całą wypłatę wlewał do kieliszka .Któregoś dnia June straciła cierpliwość i wyprowadziła się wraz z dziećmi do Nowego Jorku. Najjaśniejsza niegdyś Samotna Gwiazda została samotna naprawdę.

Brak wsparcia z zewnątrz nie wpływał dobrze na byłego piłkarza. Zdesperowany i porzucony coraz bardziej pogrążał się w nałogach, zaczął eksperymentować z heroiną. Stracił też mieszkanie. Od czasu do czasu pomieszkiwał u Garretsona, ale zdarzało się, że przepadał jak kamień w wodę nawet na kilka tygodni. Wtedy najczęściej nocował na dworcu kolejowym. Zresztą większość ze swoich ostatnich dni spędził na ulicy. Zapomniany i zdegenerowany, uwięziony w alkoholowo-narkotykowych wnykach, zupełnie rozmazując obraz własnej legendy, we wrześniu ubiegłego roku zmarł w szpitalu Świętego Michała w Newark. Rodzina o tym fakcie nie wiedziała przez niemal miesiąc.

Jeszcze w maju 2011 roku wydawało się, że George Sacko jest w stanie wyjść na prostą. Z okazji 75-tej rocznicy urodzin liberyjska społeczność z New Jersey zorganizowała na jego cześć uroczystość w niewielkiej restauracji w Newark. Wyraźnie wzruszony jubilat przyjął delegację liberyjskiej diaspory z Waszyngtonu, kilku kolegów z boiska, a prezent wysłała mu nawet Ellen Johnson-Sirleaf. Jednak poza chwilą uniesienia i sentymentalnym powrotem do wspaniałych czasów, uroczystość nie poprawiła w żaden sposób sytuacji Sacko. Kilka lat wcześniej pomóc próbowała mu córka, ale nie zgodził się na przeprowadzkę na Rhode Island. Przyjął jedynie pokój zaoferowany przez pomoc społeczną który ostatecznie i tak stracił. Schorowany i pogrążony w nałogach wybrał życie bez dachu nad głową i grosza przy duszy. Jak ujął to jego brat – dosłownie zrezygnował z życia.

Piłkarską karierą Sacko można uznać za udaną. Przez 10 lat występował w kadrze swojego kraju, kapitanował dwóm największym klubom w Liberii- Invicible Eleven i i Mighty Barrolle. Był bohaterem i idolem dla rodaków, człowiekiem, który swoją postawą potrafił zjednoczyć ludzi i scementować poczucie ducha narodowego, zarówno u tych, którzy biegali koło niego na boisku, jak i wśród tych, którzy podziwiali jego popisy z boku.. Warto zapamiętać, że dokonał tego bez specjalnych działań czy nagłośnionych akcji. Po prostu grał w piłkę nożną.

KAROL BOCHENEK

Najnowsze

Anglia

Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii

Braian Wilma
0
Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii
Niemcy

UEFA ukarała niemieckie kluby. Powodem zachowanie kibiców

Braian Wilma
2
UEFA ukarała niemieckie kluby. Powodem zachowanie kibiców
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama