Trwa polowanie na fokę. Grzegorz Lato jeszcze się trzyma, ale kiedy przystawi się ucho tu i tam, to można się dowiedzieć, że już ma serdecznie dość sprawowania funkcji prezesa PZPN. Wchodził do związku jako osoba względnie szanowana, a teraz trudno znaleźć kogokolwiek, kto z Latą chciałby chociaż pstryknąć sobie fotkę. Może więc pozornie prezes jest twardy, butny i zadowolony z siebie, ale prawda jest zupełnie inna: to człowiek mocno przybity, zmęczony i zrezygnowany. Z tego co wiemy, nie będzie ubiegał się o reelekcję, a niewykluczone, że chętnie rzuciłby ręcznik jeszcze przed jesiennymi wyborami. Jedyne, co go jeszcze w związku trzyma, to kasa. I nic poza nią.
Teraz trwają zabiegi, by Latę odwołać – a to z powodu nagrań Kulikowskiego. Jak wiecie, lubimy być przekorni, lubimy iść pod prąd, ale nie tylko z przekory napiszemy: odwołanie Laty w tym momencie to nie jest najlepszy pomysł. I zanim wszyscy zakrzykniecie “że co?!”, to podamy kilka argumentów. A także zaproponujemy lepsze rozwiązanie.
Po pierwsze – kadencja Laty wygasa jesienią, czyli w gruncie rzeczy niebawem. Odwoływanie go i zwoływanie zjazdu, który wybierze nowego prezesa jest czasochłonne i wydaje się całkiem prawdopodobne, że taki zjazd zahaczyłby o finały mistrzostw Europy. Jednocześnie taki zjazd byłby bardzo nie fair względem wojewódzkich związków, w których lada moment odbywać się będą wybory nowych władz lub nawet takie wybory już się odbyły. W maksymalnym skrócie – wybieranie teraz nowego prezesa oznaczałoby, że wyboru dokonają DOKŁADNIE ci sami delegaci, którzy kilka lat temu wybrali Latę, mimo że lada moment utracą swoje mandaty. Nowe władze w okręgach – te wybrane wkrótce i te wybrane niedawno (wybory odbyły się już w Podkarpackim Związku Piłki Nożnej) – podczas swojej kadencji nie miałyby wpływu na wybór prezesa PZPN i na skład zarządu. Takie są przepisy, przy wcześniejszym zjeździe prezesa wybiorą CI SAMI DELEGACI, którzy wybierali poprzednio – koniec, kropka. Nowi ludzie w okręgach dostaną prezesa i zarząd w spadku, na niemal całą swoją kadencję.
Po drugie – dekapitacja Laty tak naprawdę, jeśli się dłużej nad nią zastanowić, jest w tym momencie trochę niedorzeczna. To znaczy – oczywiście, jest to facet, który nie powinien być prezesem nawet przez pięć minut i oczywiście trudno uznać, że to normalne, by prezes brał na ponad pół roku pieniądze, a po tym czasie szedł na policję z informacją, że ktoś go chciał przekupić. Historia opowiadana przez Latę nie trzyma się kupy i każdy zdrowo myślący człowiek przyzna: cuchnie korupcją na kilometr. Trzeba jednak zadać pytanie: co takiego się zmieniło, że teraz PZPN chce wyciągać tak drastyczne konsekwencje na podstawie doniesień medialnych, podczas gdy wcześniej ci sami ludzie – członkowie zarządu – nie reagowali, gdy działaczom (w tym prezesowi PZPN – poprzedniemu) prokuratura stawiała zarzuty? Lato na tę chwilę nie ma postawionego żadnego zarzutu, o skazaniu go przez sąd nie wspominając. A przecież działacze zawsze mówili: – Będzie wyrok, będzie kara! Teraz nie czekają ani na wyrok, ani nawet na zarzuty. Skąd ten pośpiech?
Po trzecie – wszyscy rewolucjoniści powinni zastanowić się, kto może zostać wybrany na prezesa, jeśli głosować będą ci sami ludzie, co w czasie poprzedniego zjazdu? W PZPN coraz częściej wspomina się o Stefanie Antkowiaku z Poznania, byłym członku PZPR. Wydaje się, że wybory wygrać mógłby właśnie on lub osoba jemu podobna (czyli działacz z poprzedniej epoki). W zarządzie siedzą jeszcze między innymi Adam Olkowicz, Janusz Matusiak, Jan Bednarek, Witold Dawidowski, Zdzisław Drobniewski, Eugeniusz Nowak, Edward Potok… I teraz – czy naprawdę chcemy, by w czasie Euro 2012 twarzą Polski był Antkowiak, Nowak, Potok albo Bednarek? Lato jaki jest, taki jest, ale to jednak w świecie futbolu persona – były król strzelców mistrzostw świata. Może czasami bez sensu zarechocze, w VIP-roomie upieprzy się sałatką, ale – mimo wszystko! – to półka wyżej niż osoby, które dziś mogłyby go zastąpić. Czy więc nie lepiej się wstrzymać? Już każdy miał być lepszy od Listkiewicza, a przyszedł Lato. Teraz niby każdy ma być lepszy od Laty, ale za drzwiami stoi Antkowiak z Potokiem, Nowak z Bednarkiem, cała ta galeria osobliwości (najbardziej nam się podoba Dawidowski przebrany za folię śniadaniową).
Po czwarte – gdyby Latę odwołano, to w okresie bezkrólewia rządy tymczasowo przejąłby jeden z wiceprezesów. Jeśli założymy, że zjazd miałby się odbyć w czasie Euro lub w terminie zbliżonym, jest tylko jeden wiceprezes, który jako tako nadawałby się na tak reprezentacyjną funkcję: jest to Antoni Piechniczek. Przynajmniej dałoby się wytłumaczyć, skąd się wziął. Wszyscy inni to niestety bardziej pasują do spółdzielni działkowców, Kononowicze polskiej piłki.
Jedyne rozsądne rozwiązanie jest następujące – Lato i tak nie chce być już prezesem PZPN, więc należałoby zaproponować mu układ: z pewnością masz człowieku jakieś choroby, bo w tym wieku to normalka, więc idziesz zadbać o zdrowie, potem idziesz na długi urlop, w czasie Euro pełnisz funkcję reprezentacyjną (czyli bywasz na meczach), ale jako urlopowicz. Za to zachowujesz pensję. Obowiązki prezesa przez te kilka miesięcy pełni wiceprezes Piechniczek, a potem – na jesieni – zwołuje się normalny zjazd, w trakcie którego NOWI delegaci będą mogli wybrać nowego prezesa.
Co nagle to po diable. Można zwołać rokosz i ściąć głowę Lacie, jednak warto myśleć na trzy ruchy w przód.