Maciej Korzym: – Dzień w dzień telefony, zrzygać się można…

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2012, 08:55 • 14 min czytania

– Ale przecież my nie gramy brutalnie! Niby nałapaliśmy parę kartek, ale jak przejrzysz wszystkie nasze mecze, to w ani jednym meczu nie było faulu takiego, żeby ktoś zjechał z boiska karetką do szpitala. A od nas zjechały trzy osoby! Wiesz, kiedy to wszystko się zaczęło? Przed meczem z Wisłą, bo Maaskant powiedział, że jedzie do drużyny drwali, gdzie gra się ostro i sędzia musi być czujny. Wjechał mu na psychę, narzucił presję, a czas pokazał, że mamy mniej kartek niż przeciwnicy. Ł»e gramy twardo – zgodzę się, walczymy z całego serca, ale nie można mówić, że jesteśmy brutalni – opowiada napastnik Korony Kielce w rozmowie z Weszło.

Maciej Korzym: – Dzień w dzień telefony, zrzygać się można…
Reklama

Chcesz coś przesunąć, że przyjechałeś? – powitał nas Maciek.

Słyszałem, że na tę szyderkę zareagowałeś pozytywnie, a wcześniej generalnie na media narzekałeś.
Jestem dość młody, ale życie mnie nauczyło, żeby nie przejmować się takimi tekstami. Tyle razy dostałem po dupie, że teraz mam do tego dystans. Wszystko trzeba przyjąć na klatę. Ale nawet chłopaki z marketingu podłapali ten wasz tekst i jak jechaliśmy na wyjazd, to się śmiali, że spakuję cały autokar.

Reklama

A wydawało mi się, że jesteś obrażony na prasę. Nie ma z tobą praktycznie żadnych wywiadów.
Nie chodzi o to, że obrażony. Po prostu się nie udzielam. Mam dawać wywiady tylko po to, żeby trafić na okładkę lub do internetu? Bez sensu. Czasem ukażę się na kulisach Korony, w telewizji klubowej, ale ogólnie mi to niepotrzebne. Nie lubię też podawać mojego telefonu, bo dam go jednej osobie i zaraz ma go pół Polski.

Tak często musiałeś zmieniać numer?
Nie no, bez przesady, ale na przykład, jak trwało to całe zamieszanie z Chelsea, to prasa niespecjalnie mi pomogła. Wiadomo, to było już dawno temu, ale pojawiło się wtedy sporo wywiadów, których nie udzielałem. Budzę się rano, otwieram gazetę- o, jestem! To uczy, żeby się nie wychylać, bo później nad tym nie zapanujesz. Ale najgorsze było to przytaczanie słów, których nie powiedziałem. I to w gazetach, z których nikt nawet nie dzwonił! Każdy tylko suszy ci głowę. Dzwonią stąd, stąd, stąd…. Rozumiem, że można napisać dwa-trzy artykuły, ale nie, że całe to zamieszanie trwa dwa tygodnie. Dzień w dzień, zrzygać się można. Brakowało tylko, żeby dzwonili z „Pani Domu”. Dla mnie, wiesz, to było chore i nie sądzę, żeby mi pomogło. Ale dobra, było, minęło, miałem fajną przygodę w Londynie i już nie chcę tego wspominać.

16-latek leci do Chelsea, w 2004 roku to był super news.
Tak, ale niech to wszystko się odbywa w granicach rozsądku. Byłem małolatem, kompletnie nieoswojonym z mediami, a tu taki szum, na który nie mam wpływu. Zaczęło mnie to wkurzać. Niby jesteście od tego, żeby pisać, ale nie zawsze komuś pomagacie.

Media to też budowanie i sprzedawanie wizerunku.
No fajnie, budowanie wizerunku… Jestem wielki talent, a nagle staję się niespełniony, tak?

Nie tak nagle, ta łatka długo nad tobą wisiała.
Wisiała, ale zależy, jak do tego podejdziesz. Słucham czasem komentarzy, że ktoś jest młody, utalentowany, a jest dwa lata starszy ode mnie. A o mnie opinia, że jestem stary i przejedzony. Ja się nauczyłem to odbierać ze śmiechem, mieć luźne podejście, ale jeśli nie wyciągniesz wniosków może być po tobie.

Nie da się jednak ukryć, że oczekiwań nie spełniłeś.
Zależy, jak na to spojrzysz. Ja mam w głowie tak poukładane, że sam mam być spełniony w swoich oczach. Pracuję dla siebie i dla rodziny. Stąpam mocno po ziemi i nikomu nie robię dobrze. Np. w Bełchatowie odgrywałem jakąś rolę, trener Ulatowski mi zaufał i zagrałem w dwudziestu meczach. Nie wiem, każdy ma swoje spojrzenie.

Ale zawsze zdobywałeś bardzo mało bramek jak na napastnika.
Może wynika to z braku szczęścia, może precyzji… Nie wiem. Ale nie jestem do końca typowym napastnikiem, teraz grywałem też na pomocy. Nie patrzę na to, ile strzelam. Mam płakać, jak mi ktoś powie, że mam do dupy statystyki? Ważne, że drużyna ma ze mnie korzyść. Mogę sobie planować, że strzelę dziesięć goli, a okaże się, że nie będę grał i co mi z tych planów? Lepiej być mile zaskoczonym niż rozczarowanym.

A ty nie byłeś rozczarowany, że nie przeszedłeś do tej Chelsea? Narzucono ci taką presję, a tu trzeba wracać do domu.
Nieee, traktowałem to jako przygodę. Chciałem zobaczyć, jak wygląda życie na Zachodzie. Nie robiłem sobie Bóg wie jaki wielkich nadziei. Nie wiem też, z czego to wynikało, że nie zostałem. Temat nie wypalił i koniec.

Jakieś anegdoty?
Nie mam ochoty tego rozpamiętywać. Ł»ycie toczy się dalej.

Jeszcze było Monaco…
Pojechałem tam, jak miałem piętnaście lat, ale tez po to, żeby zobaczyć, jak wygląda szkółka. Też nie miałem wielkich nadziei. Zostawmy to.

Miałeś wyjątkowo pokrętne losy w młodym wieku. Był jeszcze ten wyjazd, a raczej brak wyjazdu na Mistrzostwa Świata U-20 w 2007 roku.
To też taki temat, w którym wypowiedziała się jedna strona.

No to opowiadaj. Trener Globisz mówił, że sam zrezygnowałeś.
Powiedziałem już kiedyś, że nie będę się na ten temat wypowiadał. Ale… odpowiem inaczej – podobało mi się zachowanie trenera Zamilskiego, któremu zawsze będę dziękował, bo jako jedyny się za nami wstawił. U niego graliśmy, bo znał nas i wiedział, że nie odmówilibyśmy udziału na wielką imprezę. Ale trener Globisz miał swoją wizję i zrobił, jak zrobił. Jego sprawa, nie chcę tego poruszać.

Nie chciałeś jechać?
Nieee, to zupełnie inna sprawa. Nie chcę tego rozgrzebywać. Szkoda nerwów.

Ale zadra została.
Zadra zadrą. Było powiedziane, że nie jadę, a nie, że nie jadę, bo nie chcę. Jak rozmawia ze sobą dwóch facetów i ustalają, że jest tak i tak, a na drugi dzień jest inaczej, to znaczy, że ktoś jest niepoważny.

Globisz?
Tego nie powiedziałem.

Nie bałeś się, że po całej tej akcji nie będziesz brany pod uwagę nawet przez Beenhakkera, który gdyby mógł, to powołałby całą ligę?
Niby były takie głosy, że nie będę brany pod uwagę w żadnej grupie wiekowej, ale jak trener Zamilski powołał młodzieżówkę, to grałem od razu. Dobra, szkoda tego tematu, drażni to. Mam żonę, dziecko i nie będę się przejmował tym, czy Globisz miał kiedyś rację. Daj spokój.

Maciej Korzym na spacerze z żoną i córeczką. Fajnie kontrastuje z twoim wizerunkiem boiskowego zabijaki.
Widzisz, zdziwiłbyś się! Przyjeżdżałbyś częściej do Kielc, to byś zobaczył, że często z nimi chodzę na spacery. Rodzina ma na mnie fajny wpływ, ustabilizowała mnie i jest super. To, że na boisku jestem zabijaką, nie znaczy, że taki sam jestem przy rodzinie. Nie przenoszę emocji do domu. Jak przegrywam, to mogę się wkurzyć, ale nie duszę się i nie męczę moich bliskich. Wolę się wyżyć na treningu.

Przez córkę musiałeś ograniczyć hip-hop w samochodzie.
Taaak, bo za dużo słów łapie, ale dajemy radę (śmiech).

Prezes Sandecji, twój teść…
Pozdrawiam teścia!

… powiedział twojej żonie, że ma cię pilnować, żebyś nie przesadzał z wydawaniem kasy.
Nieee. Spokojnie. Ani ja, ani moja żona nie możemy narzekać na teściów, ale nie chcę tu poruszać spraw rodzinnych. Finansów też nie, bo zaraz będą pociski, że Korzym ma za dużo lub za mało pieniędzy.

Z Sandecji przeniosłeś się do Legii. Skok na głęboką wodę, wtedy trochę za głęboką…
Mam wielki szacunek do Legii za to, że dała mi szansę rozwoju. To były inne czasy, byłem w drużynie z Jackiem Zielińskim, Markiem Jóźwiakiem… Goście, którzy mogliby być moim ojcem. Może i odbiła mi się ta Legia na plecach, ale nie płaczę z tego powodu. Jak ze mnie zrezygnowali, to nie żaliłem się „ojej, nie będę już grał w piłkę”. Mam swoje zajawki i na nich się koncentruję.

I co, dowiadujesz się, że Legia cię nie chce i przechodzisz nad tym do porządku dziennego?
Jestem konkretnym gościem. Jeśli ktoś mi mówi „nie”, to nie pcham się na siłę. Odchodzę, do widzenia, dziękuję.

Nie brakowało w Bełchatowie, a teraz w Kielcach nocnego życia?
Nie, bo nigdy nie chodziłem dużo po dyskotekach. Raz tylko była ta impreza pożegnalna „Burego”, jak jechał do Szwecji. Ech… Poszliśmy do baru, skończyło się o dwunastej, a „Fakt” dał zdjęcia i napisał, że balowaliśmy do czwartej rano. Śmiechu warte, bo nawet żona mnie zachęcała: „jedź, wyskocz na chwilę!”. I nie chcę mówić brzydko, ale wpakowałem się na minę. Wszystko trzeba przeżyć.

Nie szukałeś zemsty?
A na kim się miałem mścić?

Na dziennikarzach. Małecki po jakimś tekście wydzwaniał do jednej redakcji i odgrażał się, że złapie tego i tego.
Ale po co mi to? Złapię gościa i co mi z tego? Jednego wkurwi, drugiego nie. Ja nie mam mega negatywnego podejścia. Pociśniesz z kimś, a potem życie może ci oddać. To wasza praca, ale są jakieś bariery. Jak ze mną pocisnęliście – nie ma sprawy, przyjmuję na klatę. Przesuwam szafy, OK, to wasza robota, jak ze mnie przyszydzicie. Dla mnie liczy się praca zespołu i jeśli trener jest ze mnie zadowolony, to mogę dla niego nawet przesuwać lodówki.

Z jednej strony narzekasz na tę szafę, a z drugiej – wywieszacie sobie w szatni tekst Kuby Olkiewicza o Koronie.
To, że jesteśmy obiektem pożądania kibiców?

Tak.
No tak, czasem wyciągamy artykuły. Mamy w szatni osoby, które żyją tym, co jest w internecie i coś wrzucają. Przed ostatnim meczem, ze Śląskiem cały czas było, że jesteśmy drwalami.

Drwale to akurat wyjątkowo lajtowa opinia. Na początku sezonu byliście skazywani na spadek.
No i znowu wychodzi, że lepiej siedzieć cicho i być mile zaskoczonym. Nas to motywowało, że w każdym miejscu czytaliśmy o tym spadku. Jak nikt na ciebie nie liczy, to skupiasz się tylko na kolejnym meczu. Naszym planem minimum było utrzymanie, wkradły się małe problemy finansowe, ale zrobiliśmy niespodziankę, a sezon jeszcze się nie skończył.

Trener zabronił wam mówić o pucharach?
Sami siebie stopujemy. Nie można chojrakować i myśleć o pucharach, jak zostało dziewięć kolejek. Wygrałeś cztery mecze, a zaraz możesz dostać cztery razy w łeb, tak? Spokojnie, na dwie kolejki przed końcem wszystko będzie się ważyło. Na razie tabela jest wyrównana i każdy kolejny dobry wynik będzie nas tylko motywował do tych pucharów.

Dziwnie w kontekście waszej gry brzmią słowa trenera Ojrzyńskiego z początku sezonu, że ma w szatni więcej niewiast niż twardzieli.
Zależy, o której szatni mówi. My mamy zespół, w którym każdy idzie w ogień za drugiego. Trenerowi też zrobiliśmy jeden żart – zdjęcie trenera w postaci Rambo. Fajnie to przyjął, bo wie, z jaką grupą przebywa. Ł»ycie u nas tętni. Nieraz bywa tak, że przyjadę sobie do klubu dwie godziny przed treningiem, siadam na kanapie i włączam Onet. Zresztą nie tylko ja. Po treningach też razem wychodzimy. Ogólnie klimat jest bardzo fajny. Jesienią nas zespoiło nas takie myślenie, że nie ma, że część idzie, a ktoś stoi z boku. Albo wszyscy, albo nikt. Właśnie, a pamiętasz, co mówił trener Lenczyk przed meczem z nami? Ł»eby sędzia patrzył, bo gramy agresywnie. Agresywnie? Jedna żółta kartka pod koniec drugiej połowy. W porządku, ale cały czas dążę do tego samego – każdy może coś powiedzieć w mediach, ale trzeba uważać, bo życie może oddać.

Ale nie boisz się, że przy agresywnej grze w pewnym momencie siądziecie fizycznie?
Mamy umowę, że jak nie masz siły, to podnosisz rękę i schodzisz. Nie ma tak, że gram do 70. minuty, ledwo żyję i dwadzieścia minut przeczłapię, żeby tylko zostać na boisku.

Lenczyk powiedział, że taka ostra gra w końcu musi się wyczerpać.
Że ta kość musi pęknąć…

Dokładnie.
Ale przecież my nie gramy brutalnie! Niby nałapaliśmy parę kartek, ale jak przejrzysz wszystkie nasze mecze, to w ani jednym meczu nie było faulu takiego, żeby ktoś zjechał z boiska karetką do szpitala. A od nas zjechały trzy osoby! Wiesz, kiedy to wszystko się zaczęło? Przed meczem z Wisłą, bo Maaskant powiedział, że jedzie do drużyny drwali, gdzie gra się ostro i sędzia musi być czujny. Wjechał mu na psychę, narzucił presję, a czas pokazał, że mamy mniej kartek niż przeciwnicy. Ł»e gramy twardo – zgodzę się, walczymy z całego serca, ale nie można mówić, że jesteśmy brutalni. Jak stosujemy pressing na obrońców, to przecież nie po to, żeby zrobić im krzywdę.

Przypomina mi się taka sytuacja w meczu z Wisłą. Skoczyłeś do Meliksona, do ciebie Sobolewski, a do niego Vuković. I wyglądało to tak, że gdyby nie interwencja Sobola, to mogłoby się to dla Meliksona ciężko skończyć.
Nieee, to adrenalina. Przecież bym gościa nie uderzył. Ale nie może być tak, że ktoś z mojej drużyny dostanie kopa, a ja schylę głowę: „dobra, możecie nas kopać”. Nie możemy dawać sobie wejść na głowę.

Jak jedziecie na mecz, to żegnacie się z rodzinami?
Czemu?

Bo idziecie na wojnę, ktoś w Canal+ tak powiedział. Błyskotliwe.
Ale to do przeciwników! Oni się żegnają (śmiech). Każdy żart jest dobry.

Na stronie kibiców Śląska napisali, że wasze mecze różnią się od walk bokserskich tym, że nie ma ważenia przed wyjściem na boisko.
Czytałem. Ten artykuł też sobie wywiesiliśmy. Co ja mogę powiedzieć… No OK, pisze ktoś na tych portalach, liczy, że jego drużyna wygra, ale potrzebny jest jakiś dystans.

Ale przecież to ma swój urok.
Czy ja wiem? Nie wiem, czy to jest pozytywne, że Pavol Stano ostrzy korki, Maciek Korzym wzmacnia łokcie, a Vuković zakłada metalowe ochraniacze i pyta, czy nasi piłkarze zdołają pokonać bandę bokserów. Ktoś z tobą ciśnie, szyderę kręci, a nagle dostaje wiaderko zimnej wody i schodzi na ziemię z tym, co pisze.

Ale macie taki wizerunek – ogolonych bandziorów.
No widzisz… I przytaczasz znowu to samo – łyse głowy. Banda łysych. Jak miałem szesnaście lat i wyżelowane włosy, to mówili, że bardziej się zajmuję fryzurą niż grą. Jak jestem łysy, to ściągam długi na mieście. A jakbym miał zielone włosy, to byłbym jebnięty. To jest chore, nie dogodzisz człowiekowi.

Przesadzasz, to jest żartobliwe.
Twoim zdaniem to żartobliwe, że ja i „Kuzi” po meczu ruszamy na miasto ściągać długi? Wiadomo, trzeba to traktować przez palce, ale widzisz, co ci niektórzy ludzie mają w baniach. Jak żel, to nie myślisz o boisku, jak łysy, to bandzior.

Bandzior to dla piłkarza negatywne określenie?
Bandzior… Walczymy dla naszych kibiców, bo znamy te realia bardziej niż wy czy inne gazety. Wy się tak nie zagłębiacie, a my, jako rada drużyny, często chodziliśmy na spotkania z kibicami, którzy prowadzą doping, bo to jest chore, że powiesz „kurwa” i ci przywalą zakaz na dwa lata plus dwa tysiące grzywny. Nie wiem, czemu tak jest w Kielcach. Dziwi mnie to. Weźmiesz jakikolwiek mecz, to na każdym sektorze na kogoś cisną i nie ma żadnych problemów. Jedna-dwie osoby dostają zakaz na sezon, a tutaj stu kibiców, jak nie więcej.

Wiadomo, te zakazy to parodia. Karzą nawet za to, że nie usiadłeś na swoim miejscu.
Nie dostaniesz za „kurwę”, to dostaniesz za złe krzesełko. A najlepsze jest to, że jak nie słychać dopingu, to dopiero słychać, jak my klniemy na boisku. Pewnie niedługo jakiś zakaz przyjdzie w kopercie.

Nie chcieliście jako piłkarze zrobić czegoś w tej kwestii? Czegoś więcej poza protestem koszulkowym, bo to bardziej symboliczny gest.
To nie był o tyle protest, co pokazanie chłopakom, że jesteśmy z nimi. Po meczu z Wisłą przywitało nas 300 osób o pierwszej w nocy!

Dostałeś czapkę, żebyś się nie przeziębił.
Czapkę, szalik (śmiech). Fajny spontan, ale z naszej strony to też był spontan. Robimy, chłopaki, koszulki, trzeba pokazać, że jesteśmy z kibicami. Gra się przecież po to, żeby robić przyjemność kibicom. Teraz, jak nam przyżarło przez te cztery mecze, fajnie byłoby się z nimi pobawić, a tu, wiesz, niby ludzie przychodzą, ale to nie jest ten sam doping. Szkoda komentować działań tej policji. Temat-rzeka…

Właśnie chyba nie szkoda. Takie sprawy trzeba nagłaśniać.
Chłopaki teraz chodzą dopingować Młodą Ekstraklasę… Masz jakąś zajawkę, żyjesz tymi oprawami, młynem, widujesz się z tą samą ekipą, a nagle znajduje się ktoś, kto chce ci to zamknąć. Ech… Nie mogą chłopaki przyjść do nas na Ściegiennego, to będą chodzić na Szczepaniaka. Dobrze, że chcą się jeszcze utożsamiać z klubem. W jedności siła, jak to mawiają.

Interesuje cię ta subkultura, nie?
Interesuje, sporo o niej wiem, a „To my kibice” kupuję chyba od dziesięciu lat. Mam takie hobby, jeszcze hip-hop, ale się z tym nie wychylam.

Ty się z niczym nie wychylasz. Czemu nie chciałeś wziąć udziału w Turbokozaku?
A po co mi to? (śmiech).

Jeszcze a propos hip-hopu, katujesz kolegów w szatni?
Wybieram takie kawałki, żebyśmy wychodzili nabuzowani na boisko. PC Park – Klatka, Bezimienni, Wigor i Juras – Wiara naszą siłą… Skleciłem coś takiego i leci. Często też słyszymy pod prysznicem i na treningach piosenki „Vuko” o Partizanie.

Ale w dużej mierze to Maciej Korzym odpowiada za atmosferę w szatni.
Coś w tym jest, ale większość decyzji podejmujemy jako zespół. Ja jestem w radzie drużyny, jestem skarbnikiem…

Płacisz najmniej kar?
Właśnie chyba najwięcej! (śmiech)

Przecież na treningi się nie spóźniasz.
No tak, ale zbiera się za same kartki.

I co robicie z tą kasą? Odkładacie na wielką imprezę na koniec sezonu?
Różnie, mamy spotkania z całymi rodzinami, pojawiają się też akcje charytatywne. Ktoś przyśle list, że potrzebuje pomocy dla dziecka. Ja też patrzę na to wszystko inaczej, bo sam jestem ojcem. Dziś jest OK, gram w piłkę, zarabiam pieniądze, ale chciałbym też komuś pomóc. To jest w tym wszystkim najfajniejsze. Jak dostaniesz odpowiedź: „dziękuję, że mnie wparliście”. Może Bozia nam to kiedyś odda w życiu.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Anglia

Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii

Braian Wilma
0
Guardiola znów to zrobił! Trzynasty półfinał w Anglii
Niemcy

UEFA ukarała niemieckie kluby. Powodem zachowanie kibiców

Braian Wilma
2
UEFA ukarała niemieckie kluby. Powodem zachowanie kibiców
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama