Rowery za 60 tysięcy złotych, czyli urzędnicy wychodzą do ludzi

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2012, 01:55 • 3 min czytania

Jak poinformował „Dziennik Bałtycki”, Gdańsk zakupił rowery dla swoich urzędników. Konkretnie – 16 rowerów za 60 tysięcy złotych, co oznacza, że jedna sztuka kosztowała blisko czwórkę. Tylko czekać, aż radni zostaną zaopatrzeni w telefony marki Vertu (jak ktoś nie wie, są dość drogie), a czas będą sprawdzać na omegach lub breitlingach. Jak świat światem, nieswoje pieniądze wydaje się najłatwiej. Szerokiej drogi!
Wciąż się dziwię, że są w Polsce ludzie tak trudni do zdefiniowania. Z jednej strony, trzeba mieć troszkę inteligencji, by dostać całkiem niezłą pracę na względnie wysokim stanowisku. Skrajny kretyn nie przebiłby się na tyle, by decydować o wydatkach miasta. Jeśli ktoś jednak zamawia 16 rowerów za 60 tysięcy złotych, to jednak – mimo całej zawodowej ścieżki – musi być wyjątkowym durniem. Myślał, że nikt nie zauważy? Ł»e prasa się nie przyczepi? Uznał, że to żadna różnica, czy za 16 rowerów zapłaci 16 czy 60 tysięcy? Czym się kierował, ryzykując utratą posady? Przecież wiadomo, że urzędnicy rowerów z tak wysokiej półki nie potrzebują, o ile w ogóle uznamy, że potrzebują jakichkolwiek.

Rowery za 60 tysięcy złotych, czyli urzędnicy wychodzą do ludzi
Reklama

No to – o co chodzi? Wujek ma sklep rowerowy? Kuzyn jest przedstawicielem jakiejś firmy na Polskę? Czy może to czysta głupota, która nie potrzebuje dodatkowych uzasadnień?

Podobno te rowery są po to, by urzędnicy jeździli nimi na służbowe spotkania. Zdaje mi się, że urzędnicy jeździć powinni na takie spotkania komunikacją miejską – wówczas dawaliby przykład, że z tą komunikacją wszystko jest w jak najlepszym porządku i że można nią sprawnie dostać się w dowolne miejsce. Ale rowery? Rowery za blisko 4 tysiące? Rowerem na służbowe spotkanie? Istnieje całkiem duże ryzyko, że urzędnik się spoci i będzie śmierdzieć, nieprawdaż?

Reklama

Cały ten pomysł i całe jego wykonanie… To jest tak niedorzeczne, że zdarzyć się mogło jedynie w Polsce. Kasę wydaną na rowery dla urzędników miasto mogłoby przeznaczyć na stworzenie systemu, który służyłby mieszkańcom. Być może za 60 tysięcy złotych znalazłby się ktoś, kto opracowałby koncepcję bliźniaczą do tej z Rio de Janeiro, gdzie rower można pobrać w dowolnym niemal miejscu i niemal w dowolnym go zostawić (po mieście rozsiane są „przystanki”). Gdańsk, jako również miasto nadmorskie, nadawałby się idealnie do skopiowania sprawdzonych rozwiązań.

Image and video hosting by TinyPic

Po co jednak kilkaset rowerów dla mieszkańców, skoro może być kilkanaście dla urzędników. Wprawdzie miło słyszeć, że urzędnicy miejscy wreszcie wyjdą z gabinetów i będą spotykać się także na mieście, ale obawiam się, że jednak tylko ze swoimi rodzinami.

A tymczasem w urzędzie…
– Przepraszam, stoję w tej kolejce już godzinę.
– Przykro mi, urzędnik jest jeszcze na spotkaniu.
– A kiedy wróci?
– Nie wiem, pojechał rowerem.

Gdyby ktoś uznał, że nie ma sensu kruszyć kopii o marne 60 tysięcy złotych, to dodać trzeba, że dla tych szesnastu rowerów zbudowano też garaż.

stan

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama