Stadion Narodowy został wreszcie wykorzystany do tego, po co tak naprawdę go zbudowano, ale do końca istniały wątpliwości, czy w ogóle obiekt nadaje się do rozegrania meczu z udziałem publiczności. Superpuchar przecież odwołano, ale mecz kadry to miał zgromadzić publiczność na „wyższym poziomie”, mniej awanturującą się. I całe szczęście, że tak właśnie się stało, bo organizacja środowego spotkania była jedną wielką kpiną, a służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo same stwarzały największe zagrożenie. Nie przeszkodziło to jednak w ogłoszeniu organizacyjnego sukcesu. Oficjalna wersja od tej podawanej przez ludzi, którzy byli w środę na trybunach, zdecydowanie się różni.
Tradycyjnie, zadowolony z siebie był oczywiście PZPN do spółki z politykami i podlegającymi im pracownikami służb i administracji. A także niezawodna Telewizja Propagandowa Polska i inne, równie niezależne media. Zresztą, wystarczył komunikat wydany przez Polską Agencję Propagandową Prasową, który wszyscy potem przedrukowali, radośnie oznajmiając wielki triumf polskiej administracji.
„Stadion Narodowy zdał egzamin przed Euro” – bez ogródek poinformowało TVP, argumentując podsumowaniami imprezy przez służby porządkowe, które nie odnotowały poważniejszych incydentów, a nawet wykazały się zapobiegliwością i nie wpuściły na obiekt kilku nietrzeźwych osób.
To był dopiero początek organizacyjnych sukcesów. Kolejny obwieściła nasza ulubienica, Agnieszka Olejkowska, cytowana bezmyślnie przez niemalże wszystkie krajowe media. – Portugalczycy byli bardzo zadowoleni z organizacji spotkania. Twierdzili, że pod tym względem wszystko było rewelacyjne – powiedziała rzeczniczka PZPN i sama (ależ ona jest uczciwa) przyznała, że drobne kłopoty z dostaniem się na obiekt mogli mieć dziennikarze, gdyż w ostatniej chwili zmieniono lokalizację ich bramy wejściowej. Wszystkiemu zawinił jednak prezydent Bronisław Komorowski. – My mieliśmy pewne ustalenia, które zostały zmienione przez Biuro Ochrony Rządu – tłumaczyła Olejkowska, podkreślając jednocześnie, że żadne niedogodności nie spotkały fanów: – Jeśli chodzi o kibiców, to nie było problemów. To jest nowy obiekt, publiczność nie wiedziała jeszcze, jak się poruszać, ale nie słyszeliśmy skarg. Stewardzi starali się jak najlepiej kierować kibiców na ich sektor – stwierdziła. I oczywiście jest to kłamstwo.
Kibice twierdzą coś zupełnie innego. Kilka opinii naszych czytelników…
– Byłem wczoraj na meczu i, szczerze mówiąc, mogę powiedzieć jedynie, że poziom organizacji to dno! Miałem bilet na sektor D-7 (od strony stacji Stadion) i aby się dostać na teren stadionu musiałem iść aż do mostu Poniatowskiego, gdzie czekała na mnie niemiła niespodzianka w postaci tysięcy ludzi tłoczących się do bramy wejściowej, udało mi się trochę skrócić czas oczekiwania na wejście – poszedłem na skróty przez błoto po kostki. Jak już się dostałem w okolice bramy, w tłumie, gdzie nie byłem w stanie nawet podnieść ręki, jakiś starszy jegomość w koszulce z napisem „Steward” sprawdzał bilety! Oczywiście wyrywkowo, bo tłum napierał…
– Gdy już dostałem się na stadion, spacer po galerii był całkiem przyjemny, sam stadion, to temat na oddzielny wywód. Dramat zaczął się po meczu, gdy okazało się, że wszystkie schody prowadzące z galerii w dół są zastawione przez grupy stewardów, gdzieniegdzie również przez oddziały policji. Zero szans na zejście, a więc kilkanaście tysięcy ludzi (po każdej stronie galerii) musiało w totalnym ścisku kierować się do wyjścia, które było… przy moście Poniatowskiego. Nie widziałem dokładnie, ale wyjścia były chyba tylko dwa i to w zasadzie obok siebie, po jednej stronie stadionu! Całe wyjście ze stadionu zajęło mi jakieś 20-25 minut i odbyło się w totalnym tłoku. Zastanawiam się co by się stało, gdyby nagle z jakiegoś powodu tłum wpadł w panikę. Podejrzewam, że nie skończyło by się tylko na obtarciach itd.
– Wyjście to jedna wielka tragedia. Wyjście na Wisłę zablokowane dla Vipów, a plebs kółeczko wokół stadionu w wielkim ścisku. O panikę nie trudno.
– Skandaliczną sprawą jest fakt, ze na stadion można było wejść tylko przez 2 bramy! Po co stadion ma ich 10 skoro są otwarte tylko 2 – czyżby zabrakło personelu, ktoś znowu dał dupy? Bardzo możliwe, bo jeszcze na 5 godzin przed meczem można było znaleźć na portalu ogłoszeniowym Gumtree ogłoszenia o poszukiwaniu pracowników do kiosków gastronomicznych. Przed bramkami panował niesamowity ścisk. Gdyby ktoś dostał zawału to i tak wszedłby na stadion. Po prostu zostałby tam wniesiony. O jakiekolwiek medycznej pomocy można było zapomnieć.
– Kolejna kwestia. Co za pół-mózg projektował grafikę przestawiająca stadion, która znalazła się na biletach. Według niej czynna była również brama nr 5, która dla racjonalnego kibica miała służyć wejściu na trybunę od strony Wisły. Nic bardziej mylnego. Brama nr 5 była tylko dla vipów! Pytam, po cholerę znalazła się na grafice, skoro i tak była niedostępna dla kibiców, którzy to obchodzili pół stadionu tylko po to, aby dowiedzieć się, że jest nieczynna. To totalna porażka.
– Czy ktoś może mi wytłumaczyć jakim cudem w przerwie meczu międzypaństwowego mogło zabraknąć bułek do hot-dogów?! To ile ich zamówiono? Półtora tysiąca?! Nikt nie przewidział, że wielu kibiców będzie chciało cos przekąsić w przerwie! Co prawda panie w ramach braku bułki panie dawały po 2 parówki, ale większość kibiców kwitowała to jakże przytomnie, że parówkę to sobie sama możesz wsadzić.
– Samo opuszczenie stadionu też było ciekawą „operacją”. Odbywało się przez te same 2 bramy, przez które kibice wchodzili na stadion. Czy to tak trudno wpaść na to, iż opuszczenie stadionu przebiegnie szybciej, jeśli zostaną otwarte wszystkie bramy? Czy myślenie jest u nas, aż tak deficytowym towarem? A tak przyszło mi się tłoczyć po raz drugi – tym razem przy wyjściu. Czułem się jak na spędzie bydła po amerykańskiej prerii.
– Szumnie zapowiadano, że będą kursowały specjalne linie 902, 906 itp. Chyba nie trzeba było być jasnowidzem, żeby stwierdzić, że i tak kibice będą wracać do domów piechotą przez Most Poniatowskiego. Tak też się stało. I po co było mydlić oczy ludziom ta komunikacją. Ile autobusów musiałby podstawić ZTM, aby rozwieźć 60 tysięcy ludzi?
– Po drodze do bramy wejściowej były betonowe zapory, i metalowe bramki – naprawdę świetne udogodnienie, zwłaszcza, że skoncentrowano w jednym miejscu tyle osób.
W tym tłumie były kobiety i dzieci – ścisk był potworny. Potraktowano ludzi jak totalne bydło! Tylko szczęście spowodowało, że nikomu nic się nie stało.
– Bezpieczeństwo? Przy nas gość z tłumu nie wytrzymał i przeskoczył przez płot i… nic. Nikt go nie zauważył nawet – zdążył wrócić i namawiać kumpla, żeby też skakał. Sprawdzanie przed bramą i później na bramkach – spokojnie można było wnieść cokolwiek. Pałkę, nóż, pistolet – bez problemu.
– Po meczu chcieliśmy jeszcze zerknąć jak wygląda murawa z innej perspektywy i poszliśmy koroną kawałek – ochrony nie było, stewardzi nic nie mówili, ale trafiliśmy na dwóch nadgorliwych gliniarzy, którzy niby grzecznie, ale delikatnie szukając sprzeciwu zaczęli nas wyganiać. W tym czasie (nie wiedzieliśmy jeszcze o tym, bo nie było widać) trwała próbna ewakuacja. Ściśnięci w tłumie ludzie zapieprzali do tych dwóch bram, i jeszcze policja z ochroną kordonem zamknęła schody, które prowadzą w stronę Poniatowszczaka!
Z punktu widzenia kibiców, organizacja wyglądała więc „troszeczkę” inaczej, niż próbowano nam wmówić. Wbrew temu, co powiedziała Olejkowska, fani napotkali problemy i to dość liczne. Najczęściej przewijające się, to te z wejściem na stadion, a przede wszystkim z jego opuszczeniem. Fatalnie też oceniana jest praca służb informacyjnych i porządkowych, więc zareagować postanowiła prezydent Warszawy.
Zwołała konferencję i pogratulowała służbom, twierdząc, że doskonale zdały egzamin. Mało tego, pochwaliła również rozwiązania komunikacyjne, jakie zastosowano w związku z z rozegraniem spotkania, a kwestię ścisku przy wyjściu załatwiła obietnicą, że na Euro opuszczanie stadionu będzie odbywać się nie dwoma, a trzema bramami.
Patrząc na całą tę sytuację, na myśl przychodzi powiedzenie o operacji, która się udała, ale niestety pacjent zmarł. Tutaj jednak sukces był znacznie większy, bo tym razem obyło się bez ofiar. Ale spokojnie, już planowany jest tam kolejny mecz.
TOMASZ KWAŚNIAK