Rok temu oferty opiewające na milion euro w Widzewie kwitowali uśmiechem. Nie ma mowy, za mało. Miał jechać do angielskiej Premiership, ewentualnie walczyć o koronę króla strzelców w Polsce. Andrzej Iwan, były napastnik, w pewnym momencie uważał, że to piłkarz lepszy, niż Artjom Rudniew. Dziś Darvydas Sernas to zawodnik, który tego sprzed dwunastu miesięcy nie przypomina w żaden sposób.
– Jestem strasznie zawiedzony. Nie tak dawno widziałem go jeszcze w Wiśle, chciałem, żeby do niej trafił. Wydawał się zawodnikiem świetnym, doskonale wyszkolonym, z dobrą lewą i prawą nogą, w sam raz do gry kombinacyjnej. Choć strzelał mniej goli od Rudniewa, to dla mnie piłkarzem był lepszym. Ale dziś widzę, że stracił prawie wszystkie argumenty, które miał jeszcze kilka miesięcy temu. Przez ostatni rok strasznie się zdewaluował – ocenia Andrzej Iwan, ekspert Weszło i Orange Sport.
W tym sezonie Sernas nie wystąpił tylko w jednym meczu, w pierwszej kolejce. Poza tym, gra cały czas, prawie zawsze wychodzi w pierwszym składzie. Średnia jego ocen w tym sezonie, wystawionych przez Weszło, jest jedna z najniższych w zespole – 3.5 (w skali od jednego do dziesięciu). Dorobek bramkowy? Dwa gole z akcji i jeden z karnego. Więcej strzelili Michał Zieliński i Piotr Celeban. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać…
W Lubinie nikomu do śmiechu jednak nie jest. Zagłębie zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, do 13. Lechii Gdańsk brakuje mu pięciu punktów. Sporo. Już widać, że piłkarze, którzy przyszli zimą do klubu, z piłką wiele wspólnego raczej nie mają. Trzeba będzie zaufać tym, którzy jesienią zaprowadzili Miedziowych na dno. Małkowskiemu, Pawłowskiemu, Sernasowi, a przecież… – Z tego, co słyszałem, w Lubinie budują naprawdę mocną drużynę, mają spore plany. W nadchodzącym sezonie chcemy powalczyć o miejsce w pierwszej piątce – mówił nam Litwin tuż po transferze. I wspominał, że poprzez Zagłębie zamierza wybić się za granicę.
– Sernas przyzwyczaił sam siebie do tego, że regularnie strzela gole. W Zagłębiu przestał trafiać i nie mógł sobie z tym poradzić. Trudny to temat do analizy, bo zaangażowania, chęci i ambicji odmówić mu na pewno nie można. Stara się, ale mu nie wychodzi, a jak mu nie wychodzi, to rozpamiętuje, gubi pewność siebie i bardzo mocno to wszystko przeżywa – zauważa Jan Urban, były trener Zagłębia.
Jak mu nie idzie, to zaczyna o tym myśleć. Więcej, coraz więcej i jeszcze więcej. Gdy wychodzi na boisku, widzi na nim siebie i… tylko siebie. Nawet nie rywali, bo ci zaraz zabierają mu piłkę. – Często było tak, że za bardzo chciał, że grał strasznie indywidualnie, że myślał tylko o sobie i podejmował same błędne decyzje – przyznaje Urban. To, że kiepsko radzi sobie z niepowodzeniami i presją, pokazywał też w Widzewie. Gdy mówiło się o jego transferze, skautach na stadionie, to mecz próbował wygrać sam. Co chwila chciał strzelać, nikomu nie podawał, kiwał się z rywalami, z kolegami i z samym sobą. Gdy klub odrzucił propozycję transferu do angielskiego Blackpool, wpadł w szał, z miejsca poskarżył się dziennikarzom, nie przejmując się późniejszymi konsekwencjami w klubie.
Dokładnie rok temu Sernas, gdy miał za sobą świetny okres (wiele goli w lidze, bramki w reprezentacji przeciwko Czechom i Hiszpanom), był na topie. Marcin Animucki, prezes Widzewa, wszystkie oferty właściwie odrzucał. Milion euro? Za mało. Milion czterysta, milion czterysta – powtarzał na każdym kroku. Pół roku później dostał czterysta, ale już bez miliona.
– Dla Zagłębia był to transfer dość kosztowny, więc wszyscy na dzień dobry wymagali od niego goli. Dwanaście bramek w sezonie to miał być wynik optymalny. Od razu Sernas znalazł się więc pod dużą presję, która szybko się nawarstwiała, a różne negatywne myśli, które krążyły po jego głowie, wcale mu tego nie ułatwiały – twierdzi Urban.
– Znacznie trudniej wybrnąć jest z problemów psychicznych, niż fizycznych. Zwłaszcza, jeśli pewne sprawy się zaniedba. O tym, że średnio radził sobie mentalnie, mówiło się już jednak spory kawałek czasu temu. Zimą powinien dostać pozytywnego kopa, żeby wyprowadzić Zagłębie na prostą, ale nic w nim nie ruszyło. Umiejętności i możliwości ma ogromne, tylko nie potrafi już tego potwierdzić. Czasem jest tak, że dany piłkarz w danym klubie po prostu nie może się odnaleźć. Idealnym przykładem jest Cracovia, bo ktokolwiek by do niej nie trafił, to od razu zapomina, jak się kopie. Może Zagłębie to właśnie taka Cracovia Sernasa? – zastanawia się Andrzej Iwan.
Ciekawe jest to, że lubinianie nie po raz pierwszy inwestują w napastnika spore, jak na polskie warunki, pieniądze i trafiają kulą w płot. Pół roku wcześniej na Denissa Rakelsa, króla strzelców ligi łotewskiej, wyłożyli 400 tysięcy euro, a ten do dziś nie wywalczył miejsca w składzie i ogrywa się w GKS Katowice. Z Sernasa pożytku jest więcej, choć wciąż niewiele… – Może Darvydas ma za ładną dziewczynę? Może za dużo traci z nią energii? – puentuje Iwan.
PIOTR TOMASIK