Stirling i Falkirk – smak młodości zamknięty w dwóch szkockich miastach. Kto miał do czynienia z kultową grą Age of Empires 2, wie, że dwie bitwy o wspomniane tereny rozpoczynały na dobre wielogodzinną przygodę z jedną z najlepszych komputerowych strategii, jakie kiedykolwiek mieliśmy okazję katować. Dwanaście lat po premierze tej produkcji, siedemset piętnaście lat po tych bitwach znów wracamy do szkockich miejscowości. Tym razem w kontekście jedynego brytyjskiego klubu, który ma ogromny fanklub w Norwegii. Fanklub, który został stworzony wyłącznie dzięki wynikom. Ł»enującym wynikom.
Kim Ty kurwa jesteś, pajacu? Cóż, Małecki znalazł się obecnie w ciężkiej, sprowokowanej wyłącznie przez siebie, sytuacji, ale tym razem by się przydał. Bo kim właściwie są ludzie z East Stirlingshire, z ekipy, która okupuje ostatnie lokaty trzeciej ligi szkockiej?
Pointless
Międzynarodową sławę, błyski fleszy i uwagę Weszło do Stirlingshire przyciągnął jednoosobowo autor książki „Pointless”, Jeff Connor. Brytyjski pisarz właśnie w Falkirk znalazł klub, który zasłużył na miano najgorszej drużyny na całych Wyspach. W sezonie 2003/04 East Stirlingshire pokazali, że dno jakie prezentuje co roku Cracovia jesienią jest tak naprawdę zaledwie jednym z pierwszych kręgów piekieł. Gdzieś w pobliżu ostatniego kryją się zawodnicy szkockiego outsidera…
Założony w 1880 roku klub przez długie lata niczym specjalnym się nie wyróżniał. Ot, jeden z tysięcy zespolików, który zawsze tuła się gdzieś w drugo-, czy nawet trzecioligowej szarzyźnie. Czasem udawało im się osiągnąć jakiś sukces – a to ćwierćfinał Pucharu Szkocji w 1888, a to zwycięstwo na zapleczu Division One w 1931 (które zresztą zaowocowało wyjątkowo hucznym spadkiem rok później, całe siedemnaście punktów na koniec sezonu). Generalnie jednak nic ciekawego, mizeria, powszedniość, średniość. Wszystko zmieniło się w początkach XXI wieku, gdy East Stirlingshire FC wpadło w poważne kłopoty finansowe. The Shire, jak nazywają szkocką ekipę kibice, rozpoczęło powolny, ale bardzo konsekwentny proces budowania opinii. Opinii najgorszej drużyny w całej Wielkiej Brytanii.
Tytuł książki Connora mówi wszystko: zabawna gra słów – point-less, czyli bezcelowy, ale również bez punktów, do tego podtytuł, „Sezon z najgorszą drużyną piłkarską Wielkiej Brytanii”. Problemy East Stirlingshire zaczęły się na przełomie 2002 i 2003 roku. Tamte rozgrywki zespół zakończył na ostatnim miejscu w trzeciej lidze szkockiej. Ok, zdarza się. Ale czy zdarza się w 36 meczach zdobyć… trzynaście punktów? A zaledwie trzy ligi wyżej grał Celtic z Henrikiem Larssonem, Celtic, który walczył w finale Pucharu UEFA! The Shire zaś zbierali baty od każdego, stracili 105 goli, zdobywając jedynie 32. Okazało się jednak, że to nie jest jeszcze szczyt ich możliwości. Nastał bowiem sezon 2003/04, ten który bezpośrednio zainspirował Connora do napisania swojej książki. Sezon, który w Falkirk zostanie zapamiętany na wieki.
Zwyciężanie jest dla słabych
East Stirlingshire w sezonie 2003/04 uczynił z przegrywania sztukę. Dwadzieścia pięć kolejnych porażek, stosunek bramek 30:118, gra przypominająca tragifarsę i całe osiem punktów na koncie. Skorża byłby zachwycony – liga była bardzo ciekawa. To właśnie po tym wielkim wyczynie urodzony w Manchesterze pisarz, Jeff Connor zdecydował się na ujawnienie smutnej prawdy o The Shire – są beznadziejni i pobędę z nimi okrągły rok, by to opisać. – Zapłaciłem dwa tysiące funtów, obiecałem także zyski ze sprzedaży i zacząłem obrazować rzeczywistość – opowiada Jeff na jednym z for, gdzie trwa dyskusja na temat jego książki. Connor spędził bowiem z East Stirlingshire długie tygodnie, co w dowcipny i cięty sposób przelał na karty swojej opowieści.
Swoją drogą ów sezon był szalony, niemal tak jak kolejne decyzje przywołanego we wstępie Patryka Małeckiego. Zespół prowadził Dennis Newall, który stał się tym samym pierwszym bezpłatnym menedżerem klubowym. Jako skład możecie sobie podawać dowolną kombinację nazwisk pokroju „Davis, Jackson, Scott”, wyjdzie na to samo, w rozpisce wyłącznie anonimy o szkocko brzmiących nazwiskach. Działacze… No gdzieś tam pewnie byli, ale główną rolę odgrywała atmosfera walki, atmosfera ciągłego szarpania się o lepszy byt, klimat wielkiej solidarności wobec narastających problemów klubu. – Gdy zaczynałem, podchodziłem do East Stirlingshire z lekkim sceptycyzmem. Czas spędzony w The Shire sprawił, że dziś jestem wiernym fanem, który nie opuści klubu aż do końca – zarzekał się na wspominanym wyżej forum. Jego zeznania brzmią zresztą wiarygodnie. Przeżył w Falkirk sporo ciekawych przygód, paradoksalnie jednak to co najciekawsze, zdarzyło się już po jego publikacji. Ciekawi sezonu 2004/05 mogą (pewnie) znaleźć gdzieś książkę Connora. My zaś zajmiemy się tym, co wydarzyło się tuż po premierze tego wydawnictwa…
Moc prasy i szantażu
Sezon, w którym Jeff Connor odwiedził East Stirlingshire wypadł (jak na nich) całkiem nieźle. 22 punkty, tylko dwanaście straty do Albion Rovers, gra nieco lepsza niż w poprzednich dwóch edycjach trzeciej ligi. Po raz kolejny jednak The Shire zamykało tabelę. Identyczna sytuacja powtórzyła się w 2006 i 2007 roku. W międzyczasie klub zdobywał nowych fanów dzięki coraz to nowym programom o „najgorszych”. Mityczna, wielotysięczna armia Norwegów, do tego jednostki z najróżniejszych części Szkocji i całej Wielkiej Brytanii – wszyscy wiedzieli o istnieniu Stirlingshire i dopingowali im w codziennej walce o przetrwanie.
Z czasem jednak obserwacja najgorszej drużyny całych Wysp Stała się monotonna, zupełnie bez wyrazu. Z pomocą przyszedł krajowy związek, który zakomunikował – jeśli jeszcze raz East Stirlingshire FC znajdzie się na końcu ligowej tabeli, to straci status pełnoprawnego członka ligi, a w ekstremalnej sytuacji może nawet zostać z niej usunięte. Zrobiło się naprawdę gorąco, a mecze klubu zyskały wreszcie prawdziwą stawkę.
W charakterze strażaka miał występować Gordon Wylde, dość obiecujący menedżer, któremu postawiono tylko jedno zadanie. Miejsce numer 9 w lidze liczącej okrągłe dziesięć klubów. Początek był wyśmienity – Wylde zdobył nawet nagrodę menedżera miesiąca, a The Shire zwyciężyło sześć razy z rzędu. Potem jednak wszystko wróciło do normy, a trener złożył rezygnację – z powodu nierealnych, zbyt wysokich oczekiwań wobec zespołu. Faktycznie, na kolejkę przed końcem wszystko wskazywało na to, że East Stirlingshire będzie musiało pożegnać się ze swoim statusem pełnoprawnego członka ligi. 31 punktów to najwięcej od kilku ładnych sezonów, jednak zbyt mało, by wydostać się z dna tabeli. O wszystkim decyduje więc ostatni mecz z Montrose. Zwycięstwo? Możliwość wskoczenia na lokatę numer dziewięć. Porażka? Wykluczenie z ligi. Piłkarze z The Shire ostatecznie wygrali 3:1 i uchronili zespół przed szóstą z rzędu kompromitacją na ostatnim miejscu tabeli. Firs Park, wieloletni stadion East Stirlingshire, który po sezonie musiał zostać opuszczony przez ekipę w wyniku zawirowań licencyjnych, doczekał się godnego pożegnania.
Cała sytuacja pokazuje zaś, że naprawdę nie trzeba Manchesteru i Barcelony, by przeżywać na stadionie prawdziwe, szczere i piękne emocje. Nawet pukając w dno od spodu można zapewnić swoim fanom ciekawą i pasjonującą rozrywkę…
Sir Alex i Joe Dingwall
Po pamiętnym zwycięstwie z Montrose, East Stirlingshire nabrało apetytu na więcej. Chłopaki z Falkirk zdecydowali, ze czas na walkę o czołowe lokaty i – co wprawiło w osłupienie ekspertów – okazało się, że jest ona w zasięgu The Shire. Nowy coach, Jim McInally, mierzył wysoko i był o krok od osiągnięcia celu – prowadzona przez niego drużyna grała play-offy o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Duża była w tym zasługa inwestorów…
Niektórym przypomniały się czasy innego słynnego menedżera East Stirlingshire. W 1974 roku, za 40 funtów tygodniowo trenerem został Alex Ferguson, wówczas jeszcze bez jakiegokolwiek doświadczenia, ogrania, a nawet bez prestiżowego „sir” przed imieniem. 32-letnia, rodząca się legenda światowego footballu zaczynała w Falkirk…
Inną ciekawostką z życia klubu jest postać Joe Dingwalla, człowieka, który sam napisał sobie stronę w Wikipedii. Nie wierzymy bowiem, by piłkarz takiego klubu, by zawodnik, który w życiu nigdzie wysoko nie zagrał, miał w popularnym serwisie notkę uwzględniającą jego sympatię do muzyki lat ’80 i anegdotę ze sposobu przyjęcia do zespołu trzeciej ligi szkockiej… Swoją drogą „obczailiśmy go na fejsie”. Chłopak nadawałby się do KTS Weszło, jako nasz pierwszy nabytek ściągnięty za pomocą wiedzy z Wikipedii i Youtube. Chyba wkomponowałby się w ekipę…
Ile można walczyć w czubie?!
Po całej kampanii McInally’ego zakładającej ostry bój o czołowe lokaty w lidze, po meczach play-off o awans, po kilku wyśmienitych występach na Ochilview Park przyszedł czas na powrót do korzeni. Aktualnie East Stirlingshire zajmuje swoją stałą pozycję na końcu stawki, tracąc do Montrose osiem punktów. Na szczęście tym razem klubowi nie grożą żadne nieprzyjemności z uwagi na powrót do starych tradycji piłkarskich. Te pojawiają się dopiero przy piątym, czy szóstym z rzędu przegraniu ligi. Nie znaczy to jednak, że jest dobrze. Wciąż nie można niestety wrócić na Firs Park, wciąż brakuje pieniędzy i inwestorów. Swoją drogą – zarośnięte, opuszczone trybuny i murawa przy starym stadionie East Stirlingshire znakomicie oddają klimat poł-amatorskiego kopania w niższych ligach szkockich. Możemy jednak być pewni, że ten skład, ta ekipa, ci kibice i ci działacze nigdy się nie poddadzą.
I o co właściwie chodzi z tym całym East Stirlingshire? Z grubsza o to samo, co u rodzimego Odlewu Poznań. Pokazanie, że wystarczy pasja, miłość do gry, determinacja – emocje same przyjdą z czasem. Kibice również, nawet jeśli miałaby ich być jedynie garstka. Analizując ostatnie lata w wykonaniu tego szkockiego teamu przychodzi nam do głowy reklamówka The Football Association, będąca parodią reklamy Nike.
I to jest właśnie piłka nożna w tym pierwotnym wydaniu. Kulawa, biedna, pachnąca amatorszczyzną, ale jednocześnie fascynująca, jednocząca lokalnych patriotów wokół regionalnego fenomenu, wzbudzająca żywiołowe reakcje, rozbudzająca wielkie emocje.
JAKUB OLKIEWICZ
