Bruno Pinheiro o Sportingu, reprezentacji Portugalii i… zakładach na zgrupowaniach

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2012, 10:25 • 8 min czytania

– Na Facebooku widziałem filmik z jakiegoś treningu u Mourinho, który w pewnym momencie krzyczy do kamerzysty: „Wystarczy! Nie kręć już tego!” Ma przestać kręcić, bo zaczynają się zakłady i nie wszyscy muszą to widzieć. Na to, że strzelisz karnego, stawiam grubą kasę. A na to, że ty nie strzelisz, ja stawiam jeszcze większą. Tacy są Portugalczycy – opowiada w rozmowie z Weszło… Portugalczyk z Widzewa, Bruno Pinheiro.
Pierwszy mecz, choć remisowy, pokazał, że Sporting jest w zasięgu Legii. Awans do kolejnej rundy, przy obecnej dyspozycji Portugalczyków, wydaje się na wyciągnięcie ręki.
Dokładnie. Legia jest w stu procentach zmotywowana, niektórzy nawet bardziej. Komorowski i Rybus zaraz rozegrają swój ostatni mecz w klubie, któremu sporo zawdzięczają. Chcą się pożegnać godnie, zostawić Legię w następnej rundzie. W pełni zmotywowany piłkarz o takiej klasie, jak Rybus, jest niesamowicie groźny. A Sporting ma przed rewanżem pewne problemy, bo wypadły mu dwa ważne ogniwa – Onyewu i Rinaudo. Najważniejszy piłkarz w obronie i najważniejszy piłkarz w pomocy. Jest jeszcze jeden aspekt, kibice. Portugalczycy, jak widzą, że Sporting pierwszy traci gola i gra nie najlepiej, to od razu gwiżdżą na piłkarzy, morale leci w dół. Legia nie traci wielu bramek i jeśli w Lizbonie utrzyma remis do przerwy, to kibice stracą cierpliwość, nałożą na zawodników dodatkową presję. Jest kilka poza boiskowych czynników, które mogą pomóc Legii, otworzyć jej furtkę jeszcze szerzej.

Bruno Pinheiro o Sportingu, reprezentacji Portugalii i… zakładach na zgrupowaniach
Reklama

Jeśli Onyewu i Rinaudo są poza kadrą, to na kogo trzeba przede wszystkim uważać?
Za Onyewu zagra Carrico i stworzy parę z Polgą. To nieźli obrońcy, dobrze wyszkoleni technicznie, ale ze słabymi warunkami fizycznymi. Sportingowi braknie centymetrów, zapewne przegra więcej pojedynków powietrznych. W drugiej linii jest wysoka jakość, ale Rinaudo to najważniejszy punkt zespołu, łączący obronę z pomocą. Robił czarną robotę, biegał za dwóch, gryzł trawę, odbierał mnóstwo piłek. Andre Santos, który go zastąpi, nie gra w połowie tak agresywnie, jak on. Jak Legia zagra wysoko, będzie przeszkadzała Sportingowi w rozegraniu, to Portugalczycy się pogubią. Musieliby grać długi podaniami, a tego nie potrafią.

W Legii zabraknie za to Miroslava Radovicia.
Jak dzwonili do mnie dziennikarze z Portugalii i pytali o największą gwiazdę, sugerując Ljuboję, to odpowiadałem: Radović. Strzela wiele goli, notuje jeszcze więcej asyst, jest niesamowicie przydatny w ofensywie. Tylko, że Legia już tydzień temu pokazała, że jest w stanie sobie poradzić bez niego. Doświadczony Ljuboja, mega zmobilizowany Rybus, młodzi rezerwowi – trener Skorża ma pewne pole wyboru. Sportingowi będzie o wiele trudniej zastąpić wspomnianą dwójkę nieobecnych.

Reklama

Za Radovicia może grać Rafał Wolski. Powinieneś go pamiętać z Pucharu Polski, kiedy minął trzech obrońców Widzewa i zdobył gola.
Jasne, pamiętam go. Sporting takiego piłkarza, jak Rinaudo, w kadrze nie ma, a w Legii jest ktoś, kto może zastąpić Radovicia. Co prawda Wolski zdobywa mniej bramek, jest trochę mniej skuteczny, ale biega o wiele więcej, jest aktywniejszy. Da sobie radę.

Sporting jest ostatnio w małym dołku, niedawno zmienił trenera.
Sa Pinto to legenda Sportingu, największa gwiazda klubu ostatnich dwudziestu lat. Kibice go uwielbiają, pójdą za nim w ogień i w stu procentach stoją po jego stronie. To gość z wielką charyzmą – jako piłkarz był niesamowitym fighterem, nigdy nie odpuszczał, a dziś stara się tym zarazić swoich podopiecznych. Potrafi znakomicie zmotywować zawodników, ale brakuje mu doświadczenia, przyszedł z drużyny młodzieżowej. Ale nawet, jeśli Sporting odpadnie teraz z Legią, to nikt nie będzie obwiniał Sa Pinto.

Tę zmianę trenera Portugalczycy postrzegają jako zmianę na lepsze?
Od strony psychologicznej, na pewno tak. Bo Sa Pinto to ikona Sportingu, wielki motywator i przywódca. Nie udowodnił jednak jeszcze swojej klasy, bo dopiero zaczyna pracę na wysokim poziomie. Tu przewagę miał właśnie Domingos, który awansował z Bragą do finału Ligi Europy, był bardziej doświadczony. Ale kiedyś przecież musi być ten pierwszy raz, nie można nikogo przedwcześnie skreślać.

Dziś Sporting w tabeli jest piąty, do pierwszej Benfiki traci sporo i mistrzostwa na pewno nie zdobędzie. Po raz kolejny.
Matematycznie te szanse jeszcze są, ale… Bądźmy poważni, Sporting ligi nie wygra. To niewykonalne. Jak uda im się dostać do Ligi Mistrzów, to będzie duży sukces.

Sporting od wielu lat ma ten sam problem – nie może być numerem 1.
Ostatnio to chyba w sezonie 1999/2000.

Z Augusto Inacio na ławce trenersej, który kilka tygodni temu udzielił nam wywiadu.
Sporting ma w Portugalii bardzo wielu, lojalnych kibiców, ale oni oczekują sukcesów. Nie wiem, co dzieje się ze Sportingiem, ale oni tych wyników po prostu nie „robią”. Przez ostatnie dziesięć lat są w dołku takim, w jakim w latach 90. była Benfica. Po passie sukcesów przyszła posucha. Sporting próbuje coś zmienić – wymieniono ludzi w zarządzie, wprowadzono nową strategię klubu, w ostatnich miesiącach pozyskano chyba siedemnastu piłkarzy. Prawdziwa rewolucja. Trudno jednak oczekiwać, żeby efekty przyszły od razu. Ten sezon to dla nich takie przetarcie, potrzeba czasu. Dziś ci goście tworzą jedną drużynę, w miarę mocną, ale jeszcze nie bardzo mocną.

Wspomniałeś o kibicach, którzy gwiżdżą już po pierwszej połowie, jak drużynie nie idzie. Fani Porto, Benfiki i Sportingu są chyba szczególnie wymagający?
Tak. Ciekawy jest przykład Porto, które po odejściu Mourinho dalej przewodziło w Portugalii. Przez ostatnie dziewięć lat zdobyli siedem tytułów mistrzowskich, totalnie zdominowali ligę. Kilka tygodni temu, gdy zespół tracił cztery punkty do Benfki, fani Porto chcieli zmiany trenera. Kibice w Portugalii są bardzo emocjonalni – żądają natychmiastowych wyników, jakieś problemy klubu ich w ogóle nie obchodzą. W Polsce jest znacznie większe wsparcie, większa wyrozumiałość.

Na Estadio Jose Alvalade grałeś kilkukrotnie. Jakieś wspomnienia?
Pamiętam pierwszy mecz na tym stadionie – pierwszy raz, w wieku 20 lat, założyłem opaskę Boavisty, dla Sportingu było to bardzo ważne spotkanie. Obiekt w Lizbonie jest dość „zwarty”, więc jak normalnie byłoby głośno, to tam jest znaczne głośniej. Jak kibice zaczęli gwizdać, to przestałem słyszeć, kiedy gwiżdże sędzia. Generalnie świetna atmosfera. Ale Legia, grając w Warszawie z Wisłą, Polonią czy Widzewem, jest do tego przyzwyczajona.

Wygląda na to, że Sporting bardzo poważnie traktuje Ligę Europy, rewanż z Legią.
Jak najbardziej. Mistrzostwa już nie zdobędą, z Carlsberg Cup odpadli, została więc walka w Pucharze Portugalii i właśnie Liga Europy. Muszą coś wygrać, a sam krajowy puchar to jednak trochę zbyt mało. Prezydent klubu, gdy zwalniał Domingosa, powiedział wprost: to przez piąte miejsce w lidze i odpadnięcie z Carlsberg Cup. Oczekiwana w Lizbonie są naprawdę wysokie.

Jak może wyglądać rewanżowy mecz?
Sporting gra bez Onyewu i Reinaldo, najważniejszych zawodników. Po pierwsze, kogokolwiek Sa Pinto by nie wstawił, zespół straci na jakości. Po drugie, rezerwowych o takim samym profilu raczej nie ma. Zagrają więc piłkarze, którzy są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie. Ci, którzy ich zastąpią, czyli Carrico i Santos, w Warszawie zdobyli po golu. Legia powinna zagrać wysoko, zmusić rywala do gry długimi podaniami, nie pozwolić bawić się piłką. Warto wykorzystać też boczne sektory boiska, bo obrońcy Insua i Pereira grają bardzo ofensywne, zapominając o defensywie.

Pomówmy jeszcze o reprezentacji, bo Portugalia za tydzień przyjeżdża do Polski. Ostatnio poczuliście się zbyt pewne, zabawiliście przed meczem i przegraliście. Teraz też tak będzie?
Atmosfera w kadrze jest zła, a to przez konflikty Ricardo Carvalho i Bosingwy z trenerem. Gdyby decydowały tylko kwestie sportowe, to graliby w pierwszym składzie, a tak nie pojadą nawet na Euro. Kraj jest podzielony. Jedni żądają powrotu tej dwójki, inni mówią, że to kadra Bento i ma prawo robić to, co uważa za słuszne. Nie wiem, czy to już ostatni mecz Portugalii przed turniejem, ale chyba tak, więc odpuścić po prostu nie można. Głupotą byłoby podejść do tego spotkania z biegu, bo Polska to dla nas naprawdę idealny przeciwnik. Nasza kadra przyjedzie do kraju, w którym zaraz odbędzie się Euro, można poczuć nową kulturę, atmosferę, żeby w czerwcu nie było żadnego zaskoczenia. Wy drużynę macie niezłą – jest trójka z Dortmundu, ten napastnik, co ostatnio grał w Auxerre i poszedł do Lille.

Jeleń. W Lille grzeje ławę.
Nie szkodzi, i tak jest Lewandowski. Polska jest mocna i jeśli ktoś was odrobinę zlekceważy, to na pewno to wykorzystacie.

Na Euro Portugalia zagra z Danią, Holandią i Niemcami. My trochę do tego towarzystwa nie pasujemy.
Jakiś czas temu wszystkim się wydawało, że Dania to poziom niższy, niż Portugalia. Stanęło na tym, że zajęliśmy drugie miejsce w eliminacjach, oni – pierwsze. No, i przegraliśmy z nimi na wyjeździe. To była dobra nauczka, żeby nikogo nie próbować nawet lekceważyć.

Wasza grupa na Euro to grupa śmierci.
Z Holandią zawsze grało nam się dobrze, więc może historia zatoczy znów koło. Niemcy to, obok Hiszpanii, faworyci całego turnieju. Pierwsze miejsce w grupie mają właściwie w kieszeni, pozostała trójka powalczy o drugą lokatę.

Niewiele brakowało, a Portugalii w ogóle zabrakłoby na Euro. W grupie eliminacyjnej trzecia Norwegia miała tyle samo punktów, potem musieliście się jeszcze męczyć w barażach.
Spójrz w historię – my nigdy na wielkie imprezy nie dostawaliśmy się z pierwszego miejsca. Wszyscy mówią, że mamy lepszych piłkarzy od innych, ale i tak na końcu jesteśmy w tarapatach. Mamy to chyba w genach (śmiech). Jakiś czas temu zremisowaliśmy z Cyprem 4-4, co pokazało, że coś w tej kadrze nie gra. Indywidualne jesteśmy świetni, jako drużyna już niekoniecznie. Portugalia nie jest zbyt silna jako zespół, wszystko kręci się wokół tego, żeby Cristiano albo Nani coś strzelili. Wszyscy patrzą i czekają aż to oni wygrają nam mecz.

To, że Portugalia gra zbyt indywidualnie, nie jest żadną nowością.
Dokładnie. Jak mieliśmy w składzie Luisa Figo, to też mówiło się o nas tak samo, jak dziś. Nasze oczekiwania zbyt długo kręciły się wokół indywidualności. Dziś jest tak, że mówisz Portugalia, myślisz Cristiano Ronaldo. Patrzysz na mecz Portugalii, szukasz Cristiano, ewentualnie Naniego. Reszta jest w cieniu, choć grają w wielkich klubach, jak Chelsea, Real czy Porto.

Jeszcze jedna rzecz. Jak rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, to potem wycofałeś się z opowieści o hazardzie podczas zgrupowań reprezentacji Portugalii. Opowiesz o tym teraz?
To część naszej kultury. Ludzie z klimatu śródziemnomorskiego uwielbiają się zakładać. Na Facebooku widziałem filmik z jakiegoś treningu u Mourinho, który w pewnym momencie krzyczy do kamerzysty: „Wystarczy! Nie kręć już tego!” Ma przestać kręcić, bo zaczynają się zakłady i nie wszyscy muszą to widzieć. Na to, że strzelisz karnego, stawiam grubą kasę. A na to, że ty nie strzelisz, ja stawiam jeszcze większą. Tacy są Portugalczycy. Ale jak przychodziło do tego, że ktoś miał się zakładać z Ronaldo, to nie było wiadomo, co zrobić. Cristiano mówi: Stawiam swoje Ferrari. A drugi na to: Yyy, to ja swojego Golfa…

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama