„Wydajemy na szkolenie cztery miliony rocznie. AC Milan osiem… Tylko w euro”

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2012, 13:04 • 11 min czytania

– Sparta Praga dostała tereny od miasta za przysłowiową koronę i wybudowała osiem czy dziesięć boisk. Valencia stworzyła bazę sama, kilkanaście kilometrów od centrum miasta. Benfica ma cztery centra treningowe w Lizbonie plus cztery własne kluby w Portugalii. My, niestety, swojego ośrodka nie mamy (…) U nas też, jeśli chcemy wychowywać na jeszcze wyższym poziomie, kiedyś będzie musiał powstać – podkreśla Jacek Mazurek, dyrektor Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa, która jako jedna z nielicznych klubów w Polsce zbiera żniwo pracy z młodzieżą. Rozmawialiśmy z nim o detalach funkcjonowania akademii, planach, mankamentach czy kolejnych Wolskich i Rybusach, których niedługo życzyłby sobie zobaczyć w składzie pierwszej drużyny.
Blisko dwa lata temu w wywiadzie dla legia.com mówił pan: „Jeśli nasi wychowankowie będą grać w dorosłej Legii i staną się jej kluczowymi zawodnikami, wówczas będziemy mogli otworzyć szampana i cieszyć się z dobrze spełnionego zadania”.
Kilka korków miało już prawo wystrzelić, przy okazji debiutów i bramek Michała Ł»yry czy Rafała Wolskiego. Satysfakcja jest bardzo duża – nie tylko moja, ale całego systemu ludzi, którzy nad tym pracują, bo widać, że nasze działania idą w dobrą stronę.

„Wydajemy na szkolenie cztery miliony rocznie. AC Milan osiem… Tylko w euro”
Reklama

Za żadne pieniądze nie wymyślilibyście lepszej, żywej reklamy akademii.
W Europie setki klubów opierają skład na wychowankach, działają w ten sposób i w skali światowej nie jest to żadne odkrycie, ale w Polsce, faktycznie, chcielibyśmy być prekursorami trendu. Wierzymy, że możemy szkolić na wyższym poziomie niż większość klubów Ekstraklasy i że powoli do kadry pierwszej drużyny będą wskakiwać kolejni wychowankowie.

Jeden rocznie byłby dobrym wynikiem?
Statystycznie, na pewno, biorąc pod uwagę, jak trudno wychować zawodnika gotowego do gry, na przykład, na poziomie Ligi Europy. Ale to tylko liczby. Z jednego rocznika może wskoczyć jeden albo dwóch, z kolejnego nikt. Grunt to zachować ciągłość.

Reklama

Ile osób pracuje na stałe z każdą grupą akademii?
Dwóch trenerów. W młodszych rocznikach – jeden na umowę zlecenie i wolontariusz, a od gimnazjum dwóch zatrudnionych na etacie, którzy pełnią też rolę skautów akademii. Na każdym poziomie mamy też trenera-koordynatora.

Trenerzy, między treningami, jeżdżą szukać nowych podopiecznych?
Są zatrudnieni na etatach, wiec ich zakres działania jest szerszy. Są miedzy innymi delegowani na obserwacje zawodników. W każdym rejonie Polski mamy ludzi, z którymi współpracujemy, ale to na opiniach naszych trenerów głównie się opieramy.

Wolski czy Ł»yro trafili do Legii w ten sposób czy z wolnego naboru?
Obaj po obserwacjach skautingowych. Michał jeszcze w szóstej klasie, Rafał też miał taką możliwość, ale jego rodzice zadecydowali, że jest na to za wcześnie i przyszedł do Legii w pierwszej klasie liceum. Nabory również prowadzimy. Na poziomie szkół podstawowych, od siódmego do trzynastego roku życia, średnio trzy razy do roku – w nich każdy może spróbować swoich sił. Kuba Szumski, na przykład, jest z nami od ósmego roku życia.

Jest w tym wszystkim jedna, spójna filozofia pracy?
Działamy na zasadzie progresji. Systematycznie, z roku na rok – treningi dłuższe i częstsze. Trenerzy, zamiast przez cały czas z tymi samymi zawodnikami, pracują w trzyletnich okresach, a w przypadku grup starszych zmieniają się co roku. Chcemy, żeby mieli styczność z różnymi charakterami, żeby oswajali się z różnymi opiekunami. A oprócz tego mamy bardzo ścisły plan treningu motorycznego.

W materiałach akademii wyczytałem, że grupy ośmiolatków grają 28 meczów w sezonie, 4×10 minut każdy. Szesnastolatkowie – 36 meczów, 2×40 minut.
Dokładnie o to chodzi. Im starszy zawodnik, tym większe obciążenia i większa ilość meczów. Proszę zauważyć, jak to u nas w kraju nieraz funkcjonuje. Już w podstawówkach tworzy się klasy sportowe, robi codzienne treningi, wysyła dzieciaki na dziesiątki turniejów i nagle szesnastoletni chłopak osiąga maksimum możliwości. Dalej nie pójdzie, przestaje się rozwijać.

Kibu Vicuna w wywiadzie dla Weszło stwierdził kiedyś, że najlepsi i tak osiągną sukces, bez względu na trenerów. Byle im nie przeszkadzać.
Ale to jest to, o czym mówiłem. Nie przetrenować… Wyobraźmy sobie utalentowanego młodego zawodnika. Gdzie on gra na co dzień? Gra w szkole i to nie tylko w piłkę, ale w siatkówkę, koszykówkę, skacze w dal czy biega sprinty. Później jedzie na kadrę Mazowsza, na zgrupowanie juniorskiej reprezentacji Polski, w międzyczasie na Coca-Cola Cup. Gra wszędzie i trzy razy za dużo…

Marcin Kamiński z Lecha stwierdził kiedyś, że tak często jeździł na kadrę, że trener Bakero mógł nawet nie wiedzieć o jego istnieniu.
Czyli trafiamy w sedno. Czasem słyszę, że chłopak jest powoływany do reprezentacji Polski i jednocześnie na obóz kadry okręgu. No to ja się pytam, po co? Jeśli jest reprezentantem, nie powinien już w tym wszystkim uczestniczyć – jeździć na „Coca-Colę” czy turnieje szkolne. Lepiej nie dotrenować niż przetrenować. Dawniej treningi były mordercze, biegało się po górach i wytrzymywały tylko jednostki najmocniejsze. Dziś podejście jest zupełnie inne. Trzeba chuchać i dmuchać…

Ilu macie juniorskich reprezentantów kraju?
W ostatnim półroczu – dwudziestu pięciu. Tylu było powołanych przynajmniej raz. Stałych kadrowiczów jest około piętnastu.

Robicie rozeznanie, jak duży procent odpada? W Młodej Legii nie grali tylko Rybus i Borysiuk, ale na przykład Wysocki czy Majkowski, którzy rokowali, a później przepadli.
Majkowski z Wysockim to trochę inne przypadki. Nie przechodzili kolejnych szczebli akademii. Byli w drugiej drużynie, w której w tamtym czasie grali zawodnicy z całej Polski. Przechodzili weryfikację skautingową i trafiali do Legii. Wtedy o pomyłkę było dużo łatwiej. Dziś akademia działa inaczej. Chcemy bazować na chłopakach w wieku gimnazjalnym, wcześniej wdrażać ich do naszego systemu.

Drużyny rezerw, kiedyś tak popularne, miałyby dziś jeszcze rację bytu?
W przypadku Legii musiałaby być kolejnym ogniwem – gdzieś pomiędzy Młodą Ekstraklasą a pierwszą drużyną. Zespołem na poziomie drugiej albo nawet pierwszej ligi, jak Barcelona w Segunda Division. Wtedy miałoby to jakiś sens, ale po pierwsze – w Polsce nie jest to dozwolone, a po drugie generuje kolejne koszty, dlatego idziemy raczej w kierunku współpracy z klubami satelickimi.

Legia mogłaby być taką satelitą dla większego, zagranicznego klubu?
Nie bardzo sobie to wyobrażam. Jesteśmy zbyt dużym klubem, co roku walczymy o tytuły w kraju. Wychodzę z założenia, że to mniejsze kluby powinny być przy Legii, a nie Legia przy kimśâ€¦

Tworząc akademię opieraliście się ponoć na z Valencii, Osasuny, Benfiki czy Sparty Praga. Co udało się od nich odwzorować?
Tworzymy swoją filozofię, ale wiadomo, że ona nie wzięła się z kosmosu. Dlatego obserwujemy też, jak to wygląda za granicą. W Valencii, na przykład, nie ma drużyny w każdym roczniku, tylko co dwa lata. Byliśmy zaskoczeni, jak to możliwe w tak poważnym klubie. Ale jak widać ten sposób im się sprawdza – wolą mieć mniej zawodników, ale jak najbardziej topowych. Benfica ma niesłychanie rozwiniętą kadrę szkoleniową i skautingową. Każdy pracownik musi przejść tę samą ścieżkę. Najpierw musi zostać wolontariuszem. Później asystentem, dalej trenerem, wreszcie może awansować na koordynatora i tak dalej. Jeszcze inne kluby, które obserwujemy, mają na przykład bardzo rozwinięty dział medyczny i żywienia, praktycznie laboratorium.

Wy kładziecie na to jakiś nacisk? Czy McDonald’s przed treningiem?
Na poziomie szkoły podstawowej jest za wcześnie by w to ingerować. Na tym etapie uderzamy w świadomość, rozmawiamy z rodzicami i dopiero w wieku juniora możemy mówić o suplementach, odżywkach czy witaminach.

Ale wrócę jeszcze do tych zachodnich wzorców… Podstawą wszystkich klubów, które wymieniłem, jest własny ośrodek. Sparta Praga dostała tereny od miasta za przysłowiową koronę i wybudowała osiem czy dziesięć boisk. Valencia stworzyła bazę sama, kilkanaście kilometrów od centrum miasta. Benfica ma cztery centra treningowe w Lizbonie plus cztery własne kluby w Portugalii. My, niestety, tego ośrodka nie mamy. To nasz największy mankament, bo jeśli chcemy wychowywać na jeszcze wyższym poziomie, kiedyś będzie musiał powstać.

Znowu wszystko rozbija się o pieniądze.
Nie odpowiem na pytanie – czy jest szansa, w jakiej odległości czasowej i za jaką kwotę. Wiem za to, że bez takiego ośrodka będziemy mogli się liczyć w Polsce, ale nigdy nie będziemy szkolić na poziomie europejskim.

Do tego wszystkie wasze roczniki trenują teraz na sztucznej nawierzchni.
Ale my jesteśmy z tego niesłychanie zadowoleni. Milan, Benfica, Osasuna – wszystkie te kluby trenują na sztucznych boiskach. Nie da się zapewnić dwunastu grupom treningowym idealnych warunków na naturalnej trawie. Trzeba byłoby mieć bazę na poziomie Chelsea czy Manchesteru.

PSV Eindhoven, z którym graliście w pucharach, ma w ośrodku dziesięć naturalnych płyt.
W porządku, tam akurat nie byliśmy. Ale daję panu przykłady dużych klubów, które tak jak my, trenują na sztucznych nawierzchniach i te boiska są na tyle odpowiednie, by na nich pracować bez narażania zawodników na kontuzje.

Czyli nie ma problemu?
Absolutnie, nie ma.

Inna sprawa, że wszyscy w Polsce narzekamy na boiska, a pomijamy takie aspekty, jak internat, szkoła przy akademii, baza medyczna. Cała organizacja pracy juniorów kompletnie u nas leży.
Oczywiście, nie wystarczy wybudować cztery czy sześć boisk. W ośrodku musi być internat, musi być opieka medyczna, a może szkoła również. Wtedy dzień można zorganizować na miejscu. Dziś współpracujemy z dwoma internatami, na poziomie gimnazjum i liceum, ale tam nie mamy już własnej opieki nad zawodnikami. Musimy delegować jednego z trenerów, jako łącznika między akademią a internatem. Organizujemy dojazdy, opłacamy pobyt i wyżywienie, więc na pewnym poziomie jest to zorganizowane, ale zadajmy sobie pytanie – czy taki zawodnik powinien dojeżdżać codziennie na treningi przez pół Warszawy? Czy to nie jest strata czasu. Czy to jest optymalne rozwiązanie? No, chyba niekoniecznie.

Na ile wyniki w nauce mają wpływ na pozycję juniora w akademii?
Pilnujemy tego bardzo mocno. W tym wieku proces-szkolno wychowawczy trzeba traktować na równi, a czasem może i wyżej niż sport.

Czyli na zasadzie: „chłopie, nie zaliczysz przedmiotu, to nawet nie przychodź na trening”?
Dokładnie. Choć nie wrzucamy też wszystkich do jednego worka, Jedni, jak Kuba Szumski, mają same piątki, rodzice pomagają i dopingują, a inni pewnego poziomu nie przeskoczą, bo nie są na tyle zdolni. Ale oni też muszą wiedzieć, że od nich wymagamy, że muszą zakończyć edukację pozytywnie.

Wielu wylatuje przez problemy wychowawcze?
Niestety, są tacy. Ale jeśli chłopak nie idzie w dobrym kierunku, nie ma w nim determinacji, to Legia na siłę nie zrobi z niego piłkarza. Legia daje warunki i jakieś określone możliwości. Jak dobra uczelnia, która może pomóc w rozwoju kariery, ale sama niczego nie załatwi.

Wielu trafia do Legii i nie patrzy dalej. Na zasadzie: „teraz jestem pan piłkarz, podziwiajcie mnie, ja już swoje zrobiłem”.

Osobowość, charakter, stabilność emocjonalna i determinacja na sukces – to elementy, które nieraz decydują o całej karierze. فatwo przyjąć przekonanie: „aha, ja już jestem piłkarzem”. Później urastam w piórka, trochę sobie odpuszczam i na koniec… zostaję lokalną gwiazdą. Często proponujemy młodym chłopakom grę w Legii i oni nie zawsze chcą przyjść, bo w swoich, mniejszych klubach czują się najlepsi. Kalkulują czy opłaca im się z tego rezygnować.

Menedżerowie też trochę mącą w głowach.
Nie chcę generalizować, ale czy agent jest potrzebny na przykład czternastoletniemu chłopakowi? Po co? W jakim celu? Dlatego bardzo dobrze, że wiek, od którego menedżer może podpisywać umowy z zawodnikami został podniesiony. Marek Jóźwiak zawsze pół-żartem, pół-serio zaznacza, że on nigdy nie miał menedżera, a coś tam w piłce osiągnął.

Niedawno w mediach pojawił się temat uczestnictwa Legii w Młodej Lidze Mistrzów. Jak wygląda to na dzień dzisiejszy?
Jesteśmy zdecydowani. Rozmawiałem o tym z Markiem Jóźwiakiem, w zarządzie temat też był poruszany i stanęło na tym, że jeśli tylko będziemy mieć możliwość, to chętnie weźmiemy udział. Pytanie – czy to kwestia chęci, czy naszych możliwości? Nie wiemy, czy to będzie liga dla chętnych, czy trzeba będzie do niej awansować, z pewnością chcemy zmierzyć się z tym wyzwaniem.

Czyli dochodzimy do sedna. Nagle nasi juniorzy jadą na turniej za granicę i okazuje się, że rywale miażdżą nas taktycznie i technicznie.
Kiedyś i do tego poziomu dojdziemy. W 2000 roku Legia miała problemy nawet w rozgrywkach na poziomie Mazowsza. Dziś możemy zdobywać w nich tytuły i cały czas iść do przodu.

Przezwyciężanie problemów w skali Mazowsza to, umówmy się, sukces średniej klasy…
Dlatego kolejny etap przed nami. I mamy już pierwsze przykłady, że można temu sprostać. Zależy nam, by każdy rocznik akademii przynajmniej raz w roku uczestniczył w zagranicznym turnieju. Gdy polecieliśmy do Burkina Faso, toczyliśmy tam równorzędne boje, wygraliśmy z kadrą Kamerunu U-21, Młoda Ekstraklasa w tej chwili będąca na obozie we Włoszech wygrała z Interem i Brescią. Będąc w Benfice, rozmawialiśmy z różnymi osobami i okazywało się, że w turniejowym skautingu nasi zawodnicy istnieją. Wypadają całkiem nieźle i czasem trafiają do notesów różnych ludzi. Dlatego zachowajmy może trochę cierpliwości.

Warto byłoby pomyśleć o centralnych rozgrywkach na szczeblu juniorskim. Ale w naszych warunkach to temat-utopia.
Oczywiście, że warto, bo jeśli kiedyś chcemy sprostać wymogom piłki na poziomie Europy, już w wieku juniora czy trampkarza powinniśmy rywalizować na wysokim poziomie. Nie znam kraju silnego piłkarsko, który nie miałby takich scentralizowanych rozgrywek. Niemcy mają, Francja ma. Hiszpania, Włochy, a nawet Słowacja i Czechy – również.

Może na to też nas nie stać?
Czy nas nie stać? Na trzy, cztery scentralizowane grupy? Na poziomie szkół podstawowych jeździmy na turnieje w całej Polsce. Czasami na zawody wielodniowe, z noclegami i jakoś na to pieniądze się znajdują. Niestety, dziś im starszy rocznik, tym te rozgrywki są na niższym poziomie. Nie zgodziłbym się, że chodzi tylko o sprawy finansowe.

Ile w skali roku kosztuje was cała akademia?
Trzy i pół miliona złotych, do czterech milionów. Przy czym zauważmy, że kluby pokroju na przykład Milanu wydają na akademie siedem, osiem milionów, a w dodatku w euro.

Ł»yro z Wolskim zadomowili się w pierwszej drużynie. W pucharach zadebiutował فukasik. Pojawił się Jagiełło. Na kogo liczycie w dalszej perspektywie?
Kilku zawodników jest już w szerokiej kadrze, w kręgu zainteresowania trenera Skorży. Dominik Furman, Michał Efir, Kuba Szumski czy Michał Kopczyński. Wierzę, że dostanę szansę, choć wolimy dyskutować o tym w zamkniętym gronie. A i kolejne pokolenie będzie powoli nacierało. Pokolenie zawodników, wychowywanych przez nas od dawna, niewykluczone, że większych talentów niż Ł»yro czy Wolski. Tylko od nich zależy, jak ten swój potencjał wykorzystają.

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama