Pod koniec grudnia 1915 roku, gdy niemieccy dowódcy, z Erichem von Falkenhayn na czele, dopracowywali szczegóły uderzenia pod Verdun, w Anglii działalność kończyła komisja badająca piłkarską aferę, która wybuchła w Wielki Piątek tego samego roku. Zebrane dowody jednoznacznie stwierdzały o winie kilku piłkarzy, którzy w wielkanocny weekend dopuścili się nieuczciwej rywalizacji. Zawodnikom zarzucono świadome zatajenie faktów i powstrzymywanie prawdy. Stwierdzono też, że ich działania naruszyły sens gry i w całości odebrały jej uczciwość.
Kary były nieuniknione. Do odpowiedzialności pociągnięto jednak pojedynczych piłkarzy, którym dowiedziono udział w nagannym procederze . Zrezygnowano z karania klubów, a nawet przesłano im wyrazy współczucia. Broniący barw Liverpoolu: Jackie Sheldon, Bob Pursell, Thomas Fairfoul i Tom Miller zostali na stałe wyłączeni ze świata brytyjskiej piłki. Ich los podzielili nieuczciwi koledzy z Manchesteru- Artur Whaley, Sandy Turnbull i Enoch West. Surowy werdykt komisji miał pokazać, jak bardzo haniebnego czynu dopuścili się wymienieni zawodnicy. Jasny i klarowny był też przekaz – zero tolerancji dla tak kompromitujących i niemoralnych wybryków.
Drugi kwietnia 1915 roku był dniem prawdy dla piłkarzy Manchesteru United. Nie dość, że niemal za rogiem rozprzestrzeniał się wojenny wir, to jeszcze widmo spadku z First Division spoglądało im głęboko w oczy. Na siedem kolejek przed końcem sezonu byli zdecydowanie bliżej drugiej ligi niż utrzymania się w stawce najlepszych drużyn. Co gorsza, na z wolna tonącym okręcie zaczynało brakować kół ratunkowych. Mecz z Liverpoolem, który już wcześniej zagwarantował sobie miejsce w środku tabeli i na Old Trafford grał wyłącznie o prestiż, był tym z gatunku ostatniej szansy. Dla United rywalizacja szła o wielką stawkę. Scenariusz musiał być prosty- zwycięstwo za wszelką cenę.
Jednostronna pierwsza połowa rozbudziła nadzieje w Manchesterze. Do siatki Liverpoolu trafił George Anderson. Presja nieco zelżała. W 48 minucie- konsternacja. Rzut karny dla United! Patrick O’Connell, kapitan zespołu, nie może się pomylić. Przestrzelił. Chwilę później sytuacją odwraca się o 180 stopni. Jackie Sheldon, były zawodnik Manchesteru, wykonuje jedenastkę dla The Reds. Na ławce trenerskiej Tom Watson, który sprowadził Sheldona na Anfield Road zacierał ręce z radości. Jednak jego podopieczny okazał się słabym egzekutorem. Spudłował, jak O’Connell wcześniej. W 75 minucie wzrastające napięcie znów opada. George Anderson drugi raz lokuje piłkę w bramce przeciwnika. Jeszcze tylko parę minut i radosny dźwięk gwizdka rozniesie się echem po stadionie, budząc przy tym do życia prawdziwą euforię. Ratunek jest coraz bliżej.
Coś jednak nie było, tak jak być powinno. Zdawało się, że jakiś element nie pasuje do reszty układanki. Nie potrzebowano wybitnej spostrzegawczości, aby zauważyć braki w zaangażowaniu, widocznie zwłaszcza u piłkarzy Liverpoolu. Dla Kroniki Sportowej była to nawet najgorsza druga połowa w wykonaniu jednego zespołu na przestrzeni całego sezonu. Nic więc dziwnego, że szybko pojawiły się teorie, domysły i spekulacje dotyczące wielkopiątkowego meczu. Prasa dawała do zrozumienia, że wynik spotkania został ustawiony. Argument był jeden, ale za to bardzo treściwy. Kurs na 2:0 dla Manchesteru wynosił 8 do 1. Przy okazji wspominano o podejrzanie dużej liczbie obstawionych zakładów. Punkty, które za zwycięstwo zainkasowali piłkarze United pozwoliły przeskoczyć im na osiemnaste, bezpiecznie miejsce w tabeli. Tych dwóch faktów nie można było ze sobą nie połączyć.
Śledztwo ruszyło. W Kronice Sportowej pojawiło się oświadczenie bukmachera, nazywającego samego siebie „Królem Futbolu”. – Mamy solidne podstawy, by sądzić, że mecz rozgrywany w Manchesterze w wielkanocny weekend był ustawiony – grzmiał „król”, obiecując przy tym 50 funtów nagrody, dla każdego kto pomoże ujawnić inicjatorów machinacji. Na nie wiele się to zdało. Coraz częściej pojawiały się opinie o spiskowej teorii dziejów i czystym przypadku, jakich przecież pełno. Cały czas przesłuchiwano piłkarzy, analizowano pozyskane informacje. Prędzej, czy później musiał nastąpić przełom. Przy hipotezie o świątecznym szwindlu twardo obstawała prasa.. I jak się ostatecznie okazało – miała pełną rację.
W toku śledztwa ustalono, że zarzewiem skandalu był Jackie Sheldon. Jako, że w nie tak odległej przeszłości bronił barw United, miał być łącznikiem pomiędzy jedną i drugą drużyną. Sheldon namówił do ustawienia wyniku swoich kolegów z zespołu, po czym spotkał się z kumplami z Old Trafford. Wspólnie ustalili przebieg spotkania – dwie bramki, jedna przed przerwą, druga po i pełne zadowolenie z obu stron. Niezbyt skomplikowany proces, z założenia mający przynieść same korzyści. Jeszcze bezpośrednio przed meczem Sheldon starał się wtajemniczyć w misterny plan kolejnych zawodników. Fred Pagnam, Donald MacKinley i Ephraim Longworth przyznali, że wiedzieli o całym procederze, jednak nie zdecydowali się do niego nie przystąpić.
Ukarani piłkarze w większości przyznali się do winy, choć nie godzili się z surowym werdyktem krajowej federacji. Byli jednak i tacy, którzy czuli się wrobieni i oszukani, Enoch West był na tyle pewny swej niewinności, że zdecydował się wytoczyć FA proces o zniesławienie. Z kolei Jackie Sheldon zwrócił się bezpośrednio do prasy. 10 kwietnia, 1915 roku gazeta Athletic News opublikowała list, w którym Sheldon przekonywał, że jest absolutnie bez winy. Dodatkowo zaklinał się, że przekaże 20 funtów dowolnej organizacji charytatywnej, jeśli tylko ktokolwiek będzie w stanie wskazać bukmachera lub inne osoby, u których stawiał pieniądze.
Swój list Sheldon pisał już z wojennego frontu. Po zakończeniu sezonu 1914/15 rozgrywki piłkarskie w Anglii zostały zawieszone, a większość piłkarzy podjęła się walki w imię ojczyzny.
Dla zdyskwalifikowanych zawodników czynny udział w konflikcie okazał się drogą do odkupienia. W 1919 roku, w dowód uznania wojennych zasług, FA cofnęła nałożone kary. Wśród rehabilitowanych zawodników znalazł się również Sandy Turnbull, który nie powrócił z frontu. Zginął 3 mają, 1917 roku pod Arras, jego karę zniesiono pośmiertnie. Brakło natomiast miejsca dla Enocha Westa, z którego sankcję zdjęto dopiero w 1945 roku. Pozostała piątka, łącznie z Jackiem Sheldonem, wróciła do gry z czystą kartoteką.
Dla Brytyjczyków kwiecień 1915 roku już zawsze będzie symbolem załamania pewnych wartości. Z dzisiejszej perspektywy wygląda dość groteskowo, kwoty, wokół których kręciła się afera wywołują na twarzy nie oburzenie a lekko ironiczny uśmiech. Wszak za przystąpienie do procederu Pagnam miał dostać od Sheldona… trzy funty. To tak, jakby dziś odpuścić mecz za paczkę fajek. Ciężko jednak przykładać obecnie stosowaną miarę do tego, co miało miejsce sto lat temu. Uwagę winno się raczej skupić na samym zaistnieniu zjawiska, które dziś jest dla futbolu plagą nie do wybicia. I chociaż wielkopiątkowy precedens był w tamtych czasach wyjątkiem, to nie sposób nie zauważyć, że już wtedy zdano sobie sprawę, o co tak naprawdę idzie gra, a piłkarze połapali się, że występy za oranżadę nijak nie są opłacalne.
KAROL BOCHENEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
