Piłkarz chuligan. Brzmi to trochę niedorzecznie, tym bardziej, że nie mamy na myśli ani Roya Keane’a, ani Pepe, do których przylgnęła opinia boiskowych brutali. Zresztą Gennaro Gattuso i Joey Barton to też zwykli przebierańcy, którzy oficjalnie są gorącymi przeciwnikami agresji. Pierwszy poza placem gry jest aniołkiem, zaś drugi brata się z homoseksualistami. Chodzi nam o piłkarza, który za barwy klubowe był gotów spuścić łomot. Piłkarza, który nie bał się starć z policją, a picie piwa i walka na gołe pięści była dla niego ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Poznajcie Daia Thomasa.
Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w walijskim Swansea. Z dziecinną łatwością pokonywał kolejne etapy w drodze, która miała zaprowadzić go na sam szczyt. Już w drużynach młodzieżowych wzbudzał zainteresowanie takich klubów, jak Chelsea czy Liverpool. Transfer, do któregoś z angielskich tuzów wydawał się być w jego przypadku jedynie kwestią czasu. W sezonie 1994/1995 został najskuteczniejszym piłkarzem rezerw, dzięki czemu dostał nagrodę, jaką była szansa debiutu w seniorskiej drużynie. Jego dużym atutem był fakt, że miał w głębokim poważaniu wszelkie konwenanse. Debiutujący piłkarze odczuwają stres. Jednym trzęsą się nogi albo ręce. Drugim śnią się koszmary albo dostają wymiotów. On nie bał się niczego. Owszem, zdarzało mu się wymiotować, ale było to spowodowane niczym innym, jak przedawkowaniem alkoholu. We wspomnianym debiucie bramki nie strzelił, ale waleczność i siła sprawiła, że do rezerw już nie wrócił.
Jak na napastnika strzelał wyjątkowo mało goli. Podczas trzyletniego pobytu na Liberty Stadium wystąpił w 55-meczach, ale zaledwie 9-krotnie udało mu się pokonać bramkarza rywali. Sęk w tym, że miał coś czego nie mieli jego starsi koledzy z boiska – charyzmę. To właśnie ona zaprowadziła go w 1997 roku do angielskiego Watford. Jednak romans z „Szerszeniami” zakończył się wyjątkowo bolesnym użądleniem. Jego kariera w Anglii przypominała bardziej przygodę Torressa z Chelsea, niż szczęśliwą miłość. Po 10-cio miesięcznej emigracji wrócił tam gdzie czuł się najlepiej, czyli do Walii.
Wybór padł na Cardiff, które jest oddalone 12-ście kilometrów od jego rodzinnego Caerphilly. Na pierwszy rzut oka jest to idealne miejsce do odbudowania formy. Obiady mamusi, towarzystwo koleżanek z dzieciństwa, kumple z ławki. W takim miejscu łatwiej się skupić na graniu w piłkę, niż kilka tysięcy kilometrów od domu. Problem Thomasa polegał na tym, że jego koledzy interesowali się… futbolem. Tak, futbolem. Byli fanatykami, którzy są w stanie oddać życie za klub. Fanatykami, którzy co tydzień dopingują swoich piłkarzy. Ludźmi, dla których soccer futbol jest religią. Wydawałoby się, że ich obecność wpłynie pozytywnie na jego formę. W końcu lepiej grać przed „własną publicznością”, nie tylko z nazwy. Tak też było, ale tylko przez pierwsze 2-sezony. Z biegiem czasu stał się stałym bywalcem pubów, do których uczęszczali kibice walijskiej drużyny. Pod względem piłkarskim nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale kibicom to nie przeszkadzało. Oni nosili go na rękach, był ich największym idolem, a zarazem jednym z nich.
W 2000 roku postanowił pojechać z nimi na Euro 2000, które było wówczas rozgrywane w Belgii i Holandii. Jednak codziennie obowiązki w Cardiff sprawiły, że rywalizacja sportowa zwyczajnie mu zbrzydła. Wraz z kolegami postanowił szukać mocniejszych wrażeń, żeby naładować akumulatory przed wyczerpującym sezonem. Śpiewał faszystowskie pieśni, wlewał w siebie litry whiskey, a przede wszystkim wszczynał awantury. Ten niekorzystny fakt prawdopodobnie nigdy nie wyszedłby na światło dzienne, gdyby nie skuteczność belgijskich służb porządkowych. Podczas jednej z awantur Thomas, wraz ze swoimi przyjaciółmi wpadł w zasadzkę. Uciekając przed kordonem policji schował się w jednym z pubów. Na jego nieszczęście na ten sam pomysł wpadło kilkudziesięciu innych chuliganów, którzy chcieli w ten sposób uniknąć niepotrzebnych problemów z prawem. Policja miała ich na widelcu. Wystarczyło jedynie wpuścić gaz łzawiący, aby wypłoszyć rzeszę niesfornych sympatyków, niczym dziką zwierzynę z płonącego lasu. Niby nic trudnego, chociaż nasza polska policja byłaby w stanie spieprzyć nawet tak dziecinnie prostą akcje. Ale mniejsza o to, Belgowie, w przeciwieństwie do naszych mają głowę na karku, dzięki czemu udało im się zatrzymać wszystkich prowodyrów awantury, w tym naszego bohatera.
Jednak Thomas nie panikował. Przygotował się na każdą możliwą ewentualność. Zatrzymano go jako Richarda Lee, ale policja okazała się od niego sprytniejsza. Dzięki współpracy z angielską siatką do spraw chuliganki udało się ustalić jego prawdziwą tożsamość. Wraz z kumplami został deportowany do ojczyzny. Gdy wrócił do domu czekała na niego informacja, że klub rozwiązał z nim kontrakt. Został na lodzie, ponieważ przestał być atrakcyjnym towarem dla potencjalnych pracodawców. Odwrócił się od niego cały piłkarski świat. Wyjątkiem byli kibice, z którymi zaczął jeździć na wyjazdy. Dla niego była to w pewnym sensie ulga. Mógł zrzucić z siebie strój piłkarza i zacząć robić to co lubi najbardziej, czyli bić ludzi po mordach.
Po zakończeniu kariery zaprzyjaźnił się z nowym właścicielem Cardiff City, Sammem Hammamem. Jednak ta znajomość nie przełożyła się na wznowienie kariery naszego bohatera. Zresztą sam Thomas nie miał najmniejszego zamiaru odwieszać butów z kołka. Hammam był dobrym kumplem kibiców. W jego ochronie pracowali wyróżniający się szczególną agresją członkowie nabojek. Chodził z nimi na piwo, opowiadał im o swojej długiej drodze na szczyt, sypał dowcipami niczym zawodowy komik, a fakt, że, że podczas meczów z wrogimi ekipami prowokował przyjezdnych kibiców, sprawił że stał się ich mentorem. Zdarzało się, że na mecze wyjazdowe jeździł busem z najwyżej postawionymi członkami ekip chuligańskich. On sam przyznał, że utożsamiał się najwierniejszymi kibicami swojego klubu: – To fantastyczni ludzie. Jestem dumny, że mogę z nimi podróżować – powiedział arabski biznesmen. Z takim właścicielem trudno myśleć o powrocie do piłki.
Kariera Thomasa w roli chuligana była znacznie bogatsza w sukcesy niż ta sportowa. Był wyróżniającą się postacią w starciach z Bristol i Stoke City, które wywołały duże zainteresowanie opinii publicznej. Jednak największy szum wywołał mecz Cardiff – Leeds, kiedy kibice obu ekip wtargnęli na płytę boiska. Niespełniony piłkarz był jednym z prowodyrów całego zajścia, przez co został skazany na 2-miesięce pozbawienia wolności. Jakby tego było mało dostał 6-letni zakaz stadionowy.
Po wyjściu na wolność ślad po nim zaginął. Podobno pracuje jako robotnik, a w wolnym czasie wciąż obraca się w nieciekawym towarzystwie. Od 2008 roku może chodzić jak prawowity obywatel na każdy mecz swojej ukochanej drużyny, więc niewykluczone, że jeszcze kiedyś o nim usłyszymy.
RADOSŁAW BUDNIK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]