Serginho nadal na szlaku. Ciekawe, kto nabierze się pierwszy…

redakcja

Autor:redakcja

09 lutego 2012, 20:00 • 3 min czytania

Z całym szacunkiem dla Podbeskidzia, które jesienią nie przynosiło wstydu swoim kibicom, ale naprawdę trzeba niewiele potrafić, by przez całą rundę nie złapać się w Bielsku nawet na ławkę. Trzeba się mocno gimnastykować, notorycznie przegrywać rywalizację z Michałem Osińskim, Mariuszem Sachą czy Piotrem Komanem. Albo po prostu – nazywać się Sergio Luis Dezan, w skrócie Serginho.
Męczymy tego chłopaka po raz drugi czy trzeci i pewnie już dawno dalibyśmy mu spokój, gdyby nie fakt, że co chwila czytamy: „Piłkarz Podbeskidzia jedzie na testy do Rosji”. „Podbeskidzie zgarnie 100 tysięcy euro”, „Brazylijczyk spodobał się trenerom Kubania Krasnodar” i tak aż do znudzenia. W końcu zainteresowała nas ta noworoczna szopka i zasięgnęliśmy zdania, o co właściwie chodzi z tym nieszczęsnym Serginho. Grał przecież w słabym brazylijskim klubie i nawet tam, na pierwszy rzut oka, nie miał absolutnie żadnych dokonań.

Serginho nadal na szlaku. Ciekawe, kto nabierze się pierwszy…
Reklama

Skąd więc wytrzasnęli go w Bielsku i kto się tak paskudnie pomylił?

Już kiedyś pisaliśmy, że przywiózł go Hector Peralta, a więc człowiek, z którym z definicji nie powinno się robić biznesu. Raz pomógł Bednarzowi w ściągnięciu Marcelo – i chwała mu za to – ale później już tylko kręcił, zwodził i podsyłał do Polski coraz bardziej wybrakowany towar. Wedle naszych informacji, Podbeskidzie przygarnęło Serginho w ramach przysługi bielskich działaczy względem menedżera piłkarza… Po pierwsze – nie całkiem za darmo, po drugie – bez porozumienia z trenerem, który nie wyrażał zdania na temat przydatności zawodnika w zespole. Dostał go „w prezencie” na jednym z treningów i już po chwili wiedział, że chłopak do niczego mu się nie przyda.

Reklama

Serginho miał się promować, a potem dać zarobić sobie oraz menedżerowi, jednak entuzjazm mijał mu z każdym kolejnym treningiem. Z każdą ligową kolejką poza kadrą meczową. Jak to Brazylijczyk, o samej technice miał nawet niezłe pojęcie, za to kompletnie żadnego o pożytecznej grze dla zespołu.

Dziś sytuacja jest mocno patowa, bo w Polsce nikt go nie weźmie. Nikt nie zapłaci złamanego centa. Okno transferowe na Zachodzie też już się dawno zamknęło, więc biednego chłopaka trzeba na siłę wciskać na rynek wschodni, do skutku, aż znajdzie się jakiś naiwny. Dzięki obrotności agenta, był już zresztą na testach w samym rosyjskim Zenicie. – Ale patrząc na minę, jaką miał po powrocie, chyba nie poszło mu tam najlepiej – stwierdził Robert Kasperczyk, który nie chciał się wdawać w szersze dyskusje na temat tego piłkarza. Jedno, co pewne – odda go każdemu bez żalu. Machnie jeszcze ręką na pożegnanie – „bierzcie, niech nawet jutro nie przychodzi”.

Serginho zresztą od miesiąca przebywa już w Rosji. Jest jak jednoosobowy obwoźny cyrk, na którego występy niestety nikt nie kupuje biletów – raz w Petersburgu, raz w Krasnodarze, za chwilę zawita do Tomska. Wszędzie zalicza klapy. A gdzieś przecież trzeba go wcisnąć, bo inaczej nici z misternego planu – ani Podbeskidzie nie odzyska zainwestowanych pieniędzy, ani menedżerowi nie skapnie nawet pół marnego dolara.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama