Angielski فKS. Nottingham Forest na drodze do trzeciej ligi.

redakcja

Autor:redakcja

04 lutego 2012, 15:20 • 7 min czytania

Plany były ambitne. Jeszcze dwanaście miesięcy temu, Nottingham zajmowało czwarte miejsce w tabeli Championship. Za nim znajdowały się Swansea czy Norwich, które teraz występują w Premier League. The Reds poprzedni sezon zakończyli na szóstej pozycji i drugi raz z rzędu znaleźli się w fazie play-off. Niestety dla kibiców, po raz drugi nie udało się wykonać ostatniego, najważniejszego kroku. Gdyby sytuację, w której znaleźli się Forest porównać do wspinaczki na jeden ze szczytów w Himalajach, wyglądało by to tak; obóz rozbito na sześciu tysiącach metrów – wyżej już się nie da. Kończą się zapasy żywności i wody pitnej. Grupa himalaistów jest po dwóch, nieudanych próbach zaatakowania ostatniego, najtrudniejszego odcinka. Trzecia próba ma być decydująca – albo się uda, albo któraś lina w końcu pęknie. A gdy to się stanie… No właśnie…
Po rundzie jesiennej, Nottingham znajduje się w fatalnej sytuacji, tracąc pięć punktów do miejsca dającego utrzymanie. Zamknięto okno transferowe, a Forest nie wzmocnili się żadnym znanym nazwiskiem. Gdy przeanalizujemy działania właścicieli i atmosferę wokół klubu Radka Majewskiego, bardzo łatwo odnieść wrażenie, że to co dzieje się w Anglii do bólu przypomina zamieszanie wokół ŁKS-u فódź.

Angielski فKS. Nottingham Forest na drodze do trzeciej ligi.
Reklama

Początek sezonu

To pierwsze podobieństwo. Pamiętamy jak fatalnie rozgrywki rozpoczął klub z miasta włókniarzy. W przypadku Nottingham, było jeszcze gorzej. Zespół, według bukmacherów typowany w pierwszej trójce do awansu, w pierwszych jedenastu kolejkach uciułał siedem punktów. Na tak beznadziejny obraz składają się lania 4:1 od West Ham, 5:1 od Burnley i 3:1 od Birmingham City. Niemoc trwała zarówno na swoim boisku, jak i na wyjazdach. Co było przyczyną tak beznadziejnej postawy?

Reklama

Trener

Billy Davies dwa razy z rzędu doprowadził Nottingham do pierwszej szóstki w NPower Championship. Jednak właściciele klubu z City Ground nie mogli doczekać się tak długo wyczekiwanej „kropki nad i”. Przed sezonem podziękowano więc ulubieńcowi kibiców i zatrudniono Steve’a McClarena. Były selekcjoner reprezentacji Anglii, na wejściu stał się nie mniej lubiany niż Davies. – Lubię wyzwania. Nie boję się podejmowania ryzyka. Dlatego czasem upadam na twarz – czarował nowy trener The Reds. – Idealnie wpisałem się w plany i wizję właścicieli klubu. Znam Premier League, wiem jak się tam dostać, wiem co trzeba zrobić by tam się znaleźć. Wszyscy muszą pracować razem, mieć ten sam cel, być w odpowiednim autobusie, który odjedzie w odpowiednim kierunku – dodawał. Trener, który wie co ma robić, wie, że do awansu potrzebne są wyrzeczenia, który wszystko będzie chciał poukładać po swojemu i w końcu trener odważny, który nie będzie bał się zaryzykować w odpowiednim momencie. Coś nam to przypomina? Podobnie rzeczywistość próbował zaczarować Ryszard Tarasiewicz, chociaż wszyscy wiedzieli, jakie warunki finansowo-organizacyjne panują w łódzkim klubie. Tarasiewicz nie wytrzymał nawet do startu rundy wiosennej. McClaren odszedł po dziesięciu meczach ligowych. Powody odejścia te same. Podczas negocjacji z właścicielami, padły zapewnienia, które nie miały pokrycia w rzeczywistości. Jakiekolwiek próby nacisku na klubową „górę” nie przynosiły żadnego efektu. W rezultacie, zamiast realizacji swojej wizji, trzeba było radzić sobie z piłkarzami, którzy w klubie już byli.

Klubowi właściciele

Kto rządzi فKS-em? Biznesmeni, a jednocześnie kibice. Ludzie, którzy chcieli ratować klub, gdy ten był na skraju bankructwa. Nie będziemy zagłębiać się w szczegóły obecnej sytuacji łódzkiego klubu – wszyscy są na bieżąco z wydarzeniami przy Al. Unii.

A kto rządzi Nottingham Forest? Nigel Doughty – multimilioner, kibic The Reds, który postanowił zainwestować w klub, gdy ten spadł z Premier League w roku 1999. Prawdziwy dowódca, który nie opuścił pokładu, nawet gdy Forest spadli do League One, czyli na trzeci poziom rozgrywek ligowych. Gdy to nastąpiło, a więc w 2005 roku, o Nottingham zrobiło się głośno w całej Europie, ponieważ angielski klub był pierwszym zdobywcą klubowego pucharu Europy, który spadł do trzeciej ligi. Zesłanie trwało trzy sezony. Gdy udało się powrócić na zaplecze Premier League, drużyna pięła się w ligowej hierarchii. I kiedy miał nastąpić decydujący atak, kasa się skończyła, a raczej prezydent klubu przykręcił kurek.

Teraz wiadomo, że buńczuczne zapowiedzi z początku sezonu były mydleniem oczu kibiców. Podobnie jak zatrudnienie McClarena, który trenerem jest dobrym, ale nie tym z gatunku cudotwórców, którzy z niczego potrafią zrobić awans. On pracuje w finansowej wygodzie, w klubach, gdzie pieniądze na transfery są zawsze. Kiedy w końcu spostrzegł, że Doughty stawia na wegetację, a nie na dalsze inwestowanie, spakował manatki i zostawił Nottingham.

Nieoficjalnie mówi się, że Doughty chciał przyzwyczaić klub do Finansowego Fair Play. The Reds, tylko na wynagrodzenia piłkarzy wydawali dużo więcej, niż mogli. Pieniądze pochodziły z kieszeni właściciela, a ten, dopóki nie miał nad sobą żadnej kontroli, wykładał pieniądze, nie dbając o to, że klub wydaje dużo więcej niż sam zarabia.

Gdy na początku października McClaren odszedł z klubu, na kibiców, niczym grom z nieba spadła kolejna zła wiadomość. Nigel Doughty, wieloletni prezydent i sponsor, zapowiedział, że wycofuje się z finansowania klubu. Do końca sezonu będzie płacił swoje zobowiązania-pensje piłkarzom i pracownikom, którzy byli zatrudnieni za jego kadencji, a potem kurek zakręci się na dobre. Szacuje się, że klub jest winien ok. 80 mln funtów Doughty’emu, ale ten nie zamierza walczyć o zainwestowane pieniądze, przynajmniej do momentu, aż Forest nie znajdą nowego inwestora. Sytuacja niczym w Łodzi, gdzie właściciele niespecjalnie chcą wykładać swoje pieniądze, ale też nie chcą odejść z pustymi rękami i czekają na kogoś, kto będzie chciał klub odkupić.

Nowy prezydent klubu, w poszukiwaniu nowego trenera kierował się prostymi wytycznymi. Idealny kandydat powinien umieć radzić sobie z presją, nie mieć wygórowanych wymagań finansowych, nie powinien oczekiwać od klubu pieniędzy na transfery i ogólnie rzecz biorąc-powinien być to ktoś, kto w środowisku trenerskim określany jest jako „ratownik”, czyli menadżer, który ma doświadczenie w ratowaniu klubów przed spadkiem. Wybór padł na Steve’a Cotterill’a, który nie pracował w wielkich klubach, ale zdarzało mu się pracować w zespołach, których jedyną ambicją było uniknięcie spadku.

Podobną rolę w łódzkim klubie niedawno spełniał Michał Probierz, który ponownie jest namawiany do powrotu do łódzkiego klubu. I tak jak w Nottingham, tak w Łodzi szukają trenera „ratownika”, który uratuje Ekstraklasę gdy organizacyjnie klub upada.

Piłkarze

Według ekspertów, głównym problemem فKS-u był brak piłkarzy młodych, którzy wniosą do drużyny powiew świeżości, ale jednocześnie będą w stanie wytrzymać fizycznie całe spotkania. Steve McClaren uznał natomiast, że Nottingham jakie zastał było drużyną… za młodą. To właśnie doświadczenia zabrakło w decydujących momentach sezonu-tak twierdził nowy trener The Reds, więc przed sezonem ściągnął tylko piłkarzy doświadczonych. Jonathan Greening, George Boateng i Andy Reid z pomocników, oraz Ishmael Miller i Matt Derbyshire w linii ataku mieli dać doświadczenie, którego tak brakowało w fazie play-off. A więc na papierze linia ataku i pomocy wyglądała na jedną z najlepszych w lidze. Majewskiemu przybyło kilku rywali w środku pola, co zepchnęło reprezentanta Polski do głębokiej rezerwy, a drużyna grała fatalnie. McClaren skupił się na zwiększeniu siły ognia, a zapomniał o linii obrony. Nottingham grał jak فKS- rzadko strzelał, za to prawie zawsze bramkę tracił.

Jakby tego było mało, piłkarze, o których jeszcze niedawno mówiło się w kontekście transferu do Premier League, jak Lee Camp czy Lewis McGugan, przy nowych nabytkach popadli w ligową szarzyznę i teraz mają przed sobą widmo gry na boiskach League One, a nie Premiership.

Kibice

Były protesty w Łodzi? Były. Spadła frekwencja na meczach? Spadła. Taka sama sytuacja panuje w Nottingham. Co prawda na stadion nadal przychodzi ponad dwadzieścia tysięcy kibiców, ale w porównaniu z ostatnim sezonem, średnia spadła o ponad tysiąc. Protesty zaczęły się we wrześniu, gdy The Reds grali katastrofalnie. Kiedy na początku października z klubu odszedł McClaren, grupka ok. 200 kibiców zebrała się pod budynkiem klubowym z żądaniem stanowczych działań ze strony prezydenta klubu. Działanie było najbardziej stanowcze, jakie można było sobie wyobrazić. Zanim pikieta się skończyła, Doughty zapowiedział swoje odejście.

Realiów polskich nie można bezpośrednio przełożyć na rynek brytyjski, ale też trudno nie zauważyć pewnej nieporadności, która kieruje działaniami klubowych władz w Łodzi i w Nottingham. Wielkie plany i marzenia muszą zejść na drugi plan, zwłaszcza w angielskim klubie. Kibice, którzy żyją wspomnieniami o czasach, gdy ich drużyna dwukrotnie zdobywała klubowy puchar Europy, teraz spoglądają na tabelę i częściej niż o szansach na awans, mówi się o potencjalnych rywalach w League One. Tak jak w Łodzi, gdzie fani przed sezonem dyskutowali, które miejsce w górnej połowie tabeli zajmie ich drużyna, a teraz boją się, że za pół roku, znów będą wizytowali stadion w Niecieczy.

KRZYSZTOF ZBYROWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama