Kiedyś jeden z naszych znajomych stwierdził, że „Przegląd Sportowy” to taka gazeta, w której nie ma nic i nie ma miejsca na nic. Może i jest trochę prawdy w takiej opinii, ale nie pasuje ona do poniedziąłkowego wydania „PS”. Dziś znajdziemy tam świetny wywiad z Maciejem Szczęsnym.
FAKT
Jeśli wierzyć „Faktowi”, ekstraklasa wkrótce może się uwolnić od Tomasza Zahorskiego, na którego chrapkę ma MSV Duisburg.
Nie pojechał z zespołem na obóz do Turcji, ale intensywnie rozgląda się za nowym pracodawcą i jest do wzięcia… za darmo. Taką umowę nieoficjalnie zawarł z klubem, który zalega mu sporą sumę – czytamy w „Fakcie”.
Aktualizacja: Zahorski okazał się jednak dla Duisburga za drogi.
Zabawna jest też informacja o tym, jak Tomasz Hajto przygotowywał boisko do gry w siatkonogę.
Boisko bardziej niż plac gry przypominało osiedlową pralnię. Wewnętrzne zawody, w których udział wzięło osiem trzyosobowych zespołów wygrała ekipa… trenerów, w składzie Hajto, Dariusz Dźwigała (43 l.) i Dariusz Jurczak (37 l.). Byli piłkarze pokazali swoim podopiecznym, że ci wciąż mogą się od nich sporo nauczyć.
GAZETA WYBORCZA
Jest tu trochę czytania o ligach zagranicznych. Warto zaakcentować fragment o Sebastianie Boenischu.
Boenisch pytany w Niemczech o przyszłość dyplomatycznie odpowiada, że jest zadowolony z tego, iż może grać po 90 minut – choć jedynie w drużynie rezerw. Przekonuje, że wkrótce wróci do składu Werderu, ale w Bremie panuje przekonanie, iż szanse na to są bliskie zeru. Coraz głośniej jest o tym, że klub w ogóle nie będzie zainteresowany przedłużeniem z nim kontraktu wygasającego 30 czerwca.
Czy do tego czasu Polak będzie skazany na grę w trzecioligowych rezerwach i towarzystwo juniorów? W pierwszej tegorocznej kolejce Bundesligi trener Werderu miał wakat wśród rezerwowych. Ale Boenischa na spotkanie nie zaprosił. Wolał dwóch juniorów. Teraz lokalny „Kreis Zeitung” twierdzi, że na lewej obronie pewny miejsca jest Lukas Schmitz, a wyżej od Polaka ocenia się nawet 18-letniego Floriana Hartherza.
POLSKA THE TIMES
Tu też sporo piłki zagranicznej, ale my zacytujemy rozmowę z Piotrem Świerczewskim.
W tym roku skończy Pan 40 lat, a ciągle chodzi do szkoły…
Szkoły trenerów. Można powiedzieć: nie chcę, ale muszę. Chodzę tam, prawie kończę, ale nie mam wrażenia, że mógłbym się czegoś nauczyć. Nie nauczę się w pięć czy sześć lekcji anatomii, biofizyki, biomechaniki. A takie tam są przedmioty. Sądzę, że jak mi jakiś zawodnik zachoruje, to go po prostu wyślę do lekarza. Nie jest łatwo nawet liznąć tej tematyki, w tak krótkim czasie. Lekarze przecież uczą się przez lata. A ja chcę być tylko trenerem.Â
A nie uczą jak być trenerem?
Niby coś tam uczą. Wie pan, ja nie chcę być za bardzo krytyczny, bo jeszcze coś chlapnę i mnie wywalą.
(…)
To dobrze, że tacy piłkarze jak Świerczok czy Borysiuk w tak młodym wieku opuszczają Polskę i jadą szukać szczęścia na Zachód?
Dla nich bardzo dobrze. To bzdety, że polski piłkarz to się musi najpierw u nas ogrywać. Nic nie musi. Najlepiej by było, gdyby rok po roku robili taki postęp i pięli się coraz wyżej. Sądzę, że obaj mają szansę za chwilę trafić do Bayernu Monachium. Nawet jak nie będą znali języka, a będą bardzo dobrzy, to ich wezmą. Ł»yczę im tego. Drażnią mnie te stereotypy, bajki o koniecznej aklimatyzacji itd. Torres nie musiał aklimatyzować się w Anglii. Języka też nie znał. I od razu zaczął walić bramki dla Liverpoolu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wspomniany wywiad ze Szczęsnym.
Wojtek stał się odporny na swoje błędy?
Popełni ich jeszcze wiele, śmiesznych, niezdarnych, niektórych na granicy kompromitacji, ale po każdej puszczonej bramce jego najpoważniejszym zmartwieniem będzie co najwyżej brudne kolano. Bo jak miał już zrobić błąd, mógł się chociaż nie ubłocić. I tu ma prawdziwy problem. Nie dość, że kolano go swędzi, to jeszcze jest brudne. A babol już wpadł, tego się nie cofnie. Ł»e niepowodzenia będą go spotykały, na to był przygotowany. Koledzy z Arsenalu robią wszystko, żeby miał dużo okazji do interwencji. To jak oni grają… Padlina straszna.
(…)
Usiadłem na skraju ławki rezerwowych. Franek stał za mną i słyszę, jak mówi, że na treningu zajmiemy się „rzutyma rożnami”. Po chwili poprawia się, że „rzutami rożnyma”. Naprzeciwko mnie siedzi Tomek Łapiński i kręci wąsa. Wiedział, co będzie grane, więc zakrył twarz dresem. Po oczach widziałem, że prawie sika ze śmiechu.
I pewnie myśli: ciekawe, jak ten Szczęsny sobie poradzi.
„Łapa” wprowadzał mnie w pewną hipnozę, aż w końcu doprowadził do braku kontroli nad sobą. Zbiegło się to z tym, że Franek postanowił zakończyć swoje męczarnie. „Będziemy pracować nad rzutyma rożnyma. A ch… z tym. Zajmiemy się kornerami”. Spadłem z ławki. Leżałem na brzuchu i wyłem, zasłaniając się tylko, żeby głową nie walnąć o posadzkę. Dusiłem się ze śmiechu, nie mogłem złapać powietrza. Franek stanął nade mną okrakiem i zasyczał tak, że zobaczyłem wszystkie jego żyły: „Kurrrr…, kur….”. Tak się poznaliśmy.
SPORT
Pasjonujących przygotowań do sezonu ciąg dalszy.





