Sami nie wiemy, komu bardziej może zależeć na zagranicznym transferze Ariela Borysiuka. Legii, która zarobi na jego odejściu co najmniej dwa miliony euro czy klubowi macierzystemu chłopaka – UKS TOP-54 Biała Podlaska, w którym już zacierają ręce, by dostać należne im pięć procent wartości transferu. Jak na warunki niewielkiego, uczniowskiego klubu, rozbija się o GIGANTYCZNÄ„ KASĘ. W najgorszym wypadku jakieś sto tysięcy euro, może pół miliona złotych… – Robienie w jajo zespołów juniorskich to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Dlatego mamy nadzieję, że każde euro, które zgodnie z prawem będzie nam się należeć, wpłynie na nasze konto – mówi Henryk Grodecki, jeden z opiekunów Borysiuka w czasach juniorskich.
Gdy Ariel jako 16-latek odchodził do Legii, do kasy TOP-54 wpadło 25 tysięcy złotych ekwiwalentu za wyszkolenie. Niewielu mogło się wtedy spodziewać, że kilka lat później, za tego samego chłopaka i na to samo konto wpłynie kwota kilkunastokrotnie, może dwudziestokrotnie większa. Uzależniona cały czas od sumy transferu (więcej – TUTAJ), ale z pewnością przewyższająca roczny budżet klubu z Białej Podlaskiej, na który dziś składają się dotacje urzędu miasta i wpłaty rodziców.
Grodecki twierdzi, że klub na razie nie wykonuje nerwowych ruchów, bo media nieraz już „sprzedawały” ich wychowanka a to do Niemiec, a to do Włoch, a to w jeszcze inną część Europy… Z drugiej strony, już chyba powoli wyczuwa, że tym razem sprawa wygląda poważnie. – Sytuacja jest dla nas nowa. Nie ukrywamy tego. Nie mamy doświadczenia, jak się w tych finansowych realiach poruszać, ale według mojej wiedzy, należy nam się pięć procent od pełnej transferowej sumy. Jeśli temat odejścia Ariela zostanie potwierdzony, rozpoczniemy odpowiednią procedurę. Kilka lat temu Legia zapłaciła nam co do złotówki.
Trener Borysiuka z czasów juniorskich, Dariusz Banaszuk podkreśla, że – jak to na wschodzie – od dawna są zahartowani w biedzie, ale obok takich pieniędzy nie mogą przejść obojętnie. W tym roku klubu nie było stać na zimowy obóz dla swoich juniorów. Cały czas brakuje też części infrastruktury. Kilku pomieszczeń socjalnych czy po prostu nowej szatni dla zawodników.
Niedługo wreszcie środki mogą się znaleźć…
A Banaszuk dodaje: – Od początku wiedzieliśmy, że trafił się dzieciak z nieprzeciętnym talentem. Miał dobry charakter. W grze był tak pozytywnie agresywny, jak dzisiaj. Czasem nawet za bardzo, za co zbierał ode mnie cięgi, ale przecież wszystkim chodziło o to, by jakoś go ukształtować. A przede wszystkim, żeby – jakby powiedział to trener Lenczyk – po prostu nie spieprzyć tego rozwoju.
Dziś wypada już tylko życzyć, by te kolejne złotówki przechodziły na konto TOP-54 trochę mniej opornie niż w przypadku zaległości Ruchu za transfer Sobiecha.
PAWEŁ MUZYKA