Nie spełnił nadziei Alexa Fergusona, a teraz pokrzyżuje marzenia Sobiecha?

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2012, 22:41 • 3 min czytania

Manchester United nie ma w zwyczaju wyrzucania pieniędzy na byle kogo, ale ostatnio zdarza się to coraz częściej. Przykładem tej tendencji może być Mame Biram Diouf, którego kupiono tam chyba tylko po to, żeby sprawić przyjemność Ole Gunnarowi Solskjaerowi. Senegalczyk terminował trochę w rezerwach, odchodził na wypożyczenia, a teraz został sprzedany ze sporą stratą do Hannoveru, gdzie będzie walczył o miejsce w składzie z Arturem Sobiechem i resztą coraz dłuższej kolejki chętnych do gry na szpicy.
Wiadomo, że zakup kolejnego napastnika dodatkowo komplikuje i tak już nie najlepszą sytuację Sobiecha, ale od razu zaznaczmy, że nie jest to konkurent nie do wygryzienia. W 2009 roku Manchester kupił go za prawie 4 miliony funtów, bo na transfer miał bardzo nalegać Ole Gunnar Solskjaer. Były napastnik prowadził wtedy rezerwy United, a jakiś czas później został trenerem norweskiego Molde, z którego sam przychodził na Wyspy i z którego… ściągnięto właśnie Dioufa.

Nie spełnił nadziei Alexa Fergusona, a teraz pokrzyżuje marzenia Sobiecha?
Reklama

Wydaje się więc, że bardziej koneksje niż umiejętności zadecydowały o transferze do MU akurat tego gracza. W Norwegii nie miał powalających statystyk, strzelał mniej niż pół gola na mecz, a Henryk Kasperczak nie powoływał go nawet do kadry Senegalu, którą wtedy prowadził. Sir Alex też nie zachłysnął się jego talentem i odsyłał na wypożyczenie, (ostatnio do Blackburn), chociaż jeszcze we wrześniu zeszłego roku szukał frajerów, zapewniając, że nie odda go taniej niż za 6 milionów funtów. Nikt oczywiście tyle nie wyłożył i Fergusonowi widocznie zmiękła rura, bo właśnie czarnoskóry napastnik przeszedł do Hannoveru za około 2 miliony euro. „Fergie” zatem nie tylko nie zarobił na całej przygodzie, ale jeszcze sporo popłynął. A na pamiątkę został tylko ten filmik..
.

Teraz gościa bierze klub z Bundesligi i płaci za niego dwa razy tyle, co za Artura Sobiecha, który dotąd zajmował czwarte miejsce w hierarchii klubowych napastników. Jednak wydaje się, że ten transfer nie zmienia jakoś drastycznie jego sytuacji. Były gracz Ruchu i Polonii, nadal największą walkę o wyjściową jedenastkę będzie musiał toczyć z samym sobą, bo rywale do miejsca w składzie nie są na tyle mocni, aby będąc w optymalnej formie, nie mógł ich pokonać.

Reklama

– To jest zupełnie normalna sytuacja, że kupują kolejnego zawodnika na tę pozycję. Teraz wszystko zależy od Artura, czy podejmie rękawice i poradzi sobie z tą rywalizacją. Na dziś numerem jeden jest Abdellaoue, jest jeszcze Schlaudraff, do tego Didier Ya Konan, który teraz wyjechał na Puchar Narodów Afryki. No i kupili teraz tego Dioufa, więc faktycznie kandydatów do gry jest sporo, ale wszyscy są na taki poziomie, że Artur tę rywalizację może wygrać. W zasadzie to musi, bo jeśli chce regularnie grać, to innej drogi nie ma –twierdzi Dariusz Ł»uraw, wieloletni zawodnik Hannoveru 96.

A że chce, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, tylko póki co, nawet jeśli gra, to zazwyczaj ogony, więc nie ma za bardzo jak przekonać do siebie trenera.

– Od tego są treningi. Jak tylko będzie dobrze się na nich prezentował, to szkoleniowiec będzie na niego stawiał, a nie patrzył kto za ile przyszedł do klubu. Wiadomo jednak, że wielu już próbowało w Niemczech i nie wszystkim się udało. Jednak Artur ma potencjał i wcale bym go na razie nie skreślał. Jest jeszcze młody i jestem przekonany, że na przełomie najbliższego roku dostanie sporo szans i wtedy zadecydują co dalej z jego przyszłością. Nie zrezygnują z niego tak łatwo, bo jest bardzo perspektywiczny i dadzą mu czas, żeby się rozwijał. Inna sprawa, że tam wyników potrzeba tu i teraz, dlatego też nie ma się co dziwić, że kogoś jeszcze kupili. Tym się proszę nie sugerować, ponieważ jak ja tam byłem, to miałem jeszcze większą konkurencję na swojej pozycji, bo w klubie było dziewięciu środkowych obrońców, a jakoś sobie poradziłem. On też może sobie z nimi poradzić – twierdzi Ł»uraw.

Winda więc na razie nie uciekła, ale drzwi zaczynają się powoli zamykać. Sobiech musi szybko z powrotem wskoczyć do środka i znowu pojechać piętro wyżej, bo jest już za mało czasu, żeby na Euro dojść po schodach.

TOMASZ KWAŚNIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama