Pierwszy dzień nowego roku kojarzy się z czymś pozytywnym, często wyjątkowym. Chociaż niektórzy z nas jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności go omijają i po sylwestrowej zabawie budzą się dopiero parę dni później. Niestety, nie każdy ma choćby takie „szczęście”. Pierwszego stycznia tego roku, w wieku 46 lat zmarł były zawodnik Liverpoolu i Evertonu, Gary Ablett. Bardzo solidny w przeszłości obrońca, nie dość, że grał dla obu klubów, to jeszcze – jako jedyny w historii – zdobył z nimi Puchar Anglii. Jego odejście przynajmniej na chwilę przybliżyło zwaśnione obozy „niebieskich” i „czerwonych”.
Ablett przegrał z nowotworem, a dokładniej z chłoniakiem Hodgkina. Walczył z tym paskudztwem przez szesnaście miesięcy. To właśnie choroba była przyczyną tego, że musiał na dobre oddalić się od swojego ukochanego zajęcia. Jakieś dwa i pół roku temu Ablett był menedżerem Stockport County. Nie zagrzał tam zbyt długo miejsca. Drużynie nie szło, a on sam odszedł po tym, jak doszło do zmiany właściciela. Nie czekał jednak długo na ciekawe oferty. Już kilkanaście dni później zgodził się na dołączenie do sztabu szkoleniowego Ipswich Town. Był lipiec 2010 roku. Ablett rozchorował się na jednym z treningów. – Ł»ona spojrzała na mnie i zabrała prosto do lekarza. O wszystkim dowiedziałem się bardzo szybko. Bez natychmiastowego leczenia, mogło być ze mną tragicznie. Od diagnozy do pierwszej sesji chemioterapii nie minęły nawet trzy dni. To był ogromny szok – mówił jakiś czas temu dla oficjalnej witryny Evertonu.
Jego kariera trenerska musiała odejść na dalszy plan. Zresztą Ablett żył tylko futbolem. Trenerką zajął się niemal od razu po zawieszeniu korków na kołku. Najpierw przez cztery lata zajmował się młodzieżowymi drużynami Evertonu. W 2006 objął zespół rezerw… Liverpoolu. Wykonywał tam kapitalną robotę. Jego „dwójka” była najlepsza w całym kraju.
Jak w skrócie wyglądała jego zawodowa kariera? Ablett trafił do Liverpoolu w wieku 17 lat. W pierwszej drużynie zadebiutował dzięki Kenny’emu Dalglishowi, który pracował wtedy na Anfield po raz pierwszy. W sumie udało mu się zdobyć m.in. trzy mistrzostwa oraz Puchar Anglii. To drugie trofeum Liverpool zdobył po pasjonującym, zakończonym dogrywką spotkaniu z… Evertonem. W 1991 roku Dalglish odszedł z klubu, a jego następca, Graeme Sounes postanowił sprzedać Gary’ego za 750 tysięcy euro. Osiem lat po ograniu Evertonu w finale F. A. Cup, obrońca sięgnął po to trofeum z nowym zespołem. Tym razem, jego ekipa pokonała w finale faworyzowany Manchester United. Ablett, na dłużej opuścił swoje rodzinne miasto dopiero po jedenastu latach. Grał między innymi w Birmingham i Blackpool.
– Kontaktowałem się z nim siódmego grudnia. Chciałem się umówić na filiżankę herbaty. Powiedział, że właśnie idzie do lekarza i spotkamy się już w nowym roku. Na koniec życzył wesołych świąt całej mojej rodzinie – opowiada Martin Hansen, który grał z Ablettem w Liverpoolu. – Czekałem na to spotkanie. Wierzyłem, że prędzej czy później z tego wyjdzie. Informacja o jego śmierci była dla mnie ogromnym szokiem. Gary był jednym z najlepszych graczy w historii „The Reds”. Jednocześnie najbardziej niedocenianym. W ciągu tych wszystkich lat, miałem możliwość podglądania z bliska jego gry. To, jak postrzegali go inni, nijak się miało do tego, jaki był dobry naprawdę. Grałem z wieloma defensorami. Mark Lawrenson, Phil Thompson, Gary Gillespie – ich chwali każdy, ale on zasługiwał na to, aby wymieniać jego nazwisko co najmniej tuż obok nich. Jego przedwczesną sprzedaż z 1991 roku do Evertonu uważam za jeden z największych transferowych błędów w historii Liverpoolu. Byłem wtedy podobnie zszokowany jak teraz – opowiadał obecny ekspert BBC.
– Pamiętam, jak jeszcze do nas przychodził. Skromny, z wielkim poczuciem humoru. Wiadomo, jak traktowani są na początku młodzi, wchodzący do grupy zawodnicy. On miał jednak łatwiej, dzięki tamu jak się zachowywał, wszyscy od razu go polubili. Gary był pracowity, zawsze szukał nowych rozwiązań, a przede wszystkim był szalenie inteligentny. Właśnie dzięki temu miał szansę pozostać fenomenalnym trenerem. Przed świętami zorganizowaliśmy sobie małe spotkanie drużyny, z końca lat osiemdziesiątych. Każdy pytał co u Gary’ego. Nikomu nie przeszło nawet przez myśl, że tak szybko od nas odejdzie. Liverpool właśnie stracił jednego z najlepszych wychowanków w historii – wspominał na łamach The Daily Telegraph, Alan Hansen.
Na pogrzebie Abletta obecne były zarówno futbolowe osobistości, jak i zwykli fani. Wszyscy mieli szaliki. W sumie około tysiąc osób. Oczywiście nie zabrakło dawnych kolegów z boiska. W pobliżu katedry można było dostrzec m.in. Johna Barnesa, Marka Lawrensona, Duncana Fergusona, Matta Jacksona, Davida Unswortha czy wspomnianego już Hansena. Uroczystość pogrzebową rozpoczął hymn The Reds, „Youll Never Walk Alone”, z kolei zakończyła pieśń ze stadionu Evertonu, „Z-Cars”.
– To smutny dzień dla całego Liverpoolu, ale przede wszystkim dla jego najbliższej rodziny. Najważniejszą rzeczą jest teraz wsparcie dla nich. Gary bardzo długo walczył, również cierpiał. Mówię to z przykrością, ale przynajmniej, nie będzie już dłużej cierpieć – powiedział Kenny Dalglish. Hołd swojemu koledze oddał też opiekun „The Toffies”, David Moyes: – To rozpaczliwie smutne. Gary był naszym stałym gościem. Często bywał w Finch Farm. Gdy te kilkanaście miesięcy temu usłyszał diagnozę, od razu pojechałem do szpitala. Do samego końca, starał się żyć normalnie. Świetny chłopak. Na zawsze będzie w sercach kibiców i to dosłownie wszystkich kibiców w Liverpoolu.
MATEUSZ MICHAŁEK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]