Kiedy dziś wczytać się w wypowiedzi przedstawicieli Narodowego Centrum Sportu – czyli tych wszystkich ludzi odpowiadających za stadion w Warszawie – trudno nie dojść do wniosku, że wadliwie zamontowane schody (te, które uniemożliwiły otwarcie obiektu we wrześniu) okazały się darem z niebios. Przypomnijmy fakty – mecz z Niemcami miał się odbyć w Warszawie, ale okazało się, że schody kaskadowe zostały źle zamontowane i z tego względu stadionu nie można jeszcze użytkować.
No dobra, wpadka, zdarza się. Nie powinna się zdarzyć, ale czasami tak bywa.
Tylko że teraz pani Daria Kuklińska mówi (sport.pl): – Harmonogram prac zakłada odebranie przez inwestora płyty żelbetowej boiska do 27 stycznia 2012 roku oraz płyty boiska z instalacjami i murawą do 10 lutego 2012 roku.
Zdaje nam się, że schody stoją w zupełnie innym miejscu niż żelbetowa płyta boiska, tzn. schody nie stoją na boisku i ich naprawa nie wstrzymywała w żaden sposób prac na płycie. Kilkumiesięczne opóźnienie nie ma więc nic wspólnego ze źle zamontowanymi schodami – obsuwa musiała być kompletna i na wielu frontach, o czym nikt nie raczył powiedzieć. Gdyby nie te schody, już we wrześniu trzeba byłoby powiedzieć: – Jest pewien problem, jeśli chodzi o mecz z Niemcami. Nie mamy boiska!
Ale to byłby przecież wielki wstyd, prawda?
Całe szczęście, że pojawił się problem ze schodami. Pod tymi schodami udało się schować gigantyczne spóźnienie.