Właściciel firmy Adidas, członek francuskiego rządu, prezydent Olympique Marsylia, pisarz, aktor, przez osiem miesięcy więzień zakładu karnego. Człowiek, który wywrócił do góry nogami hasło ze sztandarów swojego ukochanego klubu – droitt au but czyli prosto do celu. Bernard Tapie, który swoje cele zawsze osiągał dłuższą, pokrętną i niekoniecznie uczciwą drogą. Mięknie przy nim prawna krucjata Constantina z FC Sion, blednie despotyczny autorytaryzm Józefa Wojciechowskiego, odchodzi w niebyt korupcja Zdravko Mamica – genialny organizator, utalentowany biznesmen i bezczelny oszust jeszcze długo nie znajdzie godnego następcy wśród właścicieli klubów piłkarskich. Ten rozmach był po prostu niepowtarzalny.
To pewnie trochę nie fair, ale ciężko czasem się ustrzec tego typu zagrywek. Nie da się zaprzeczyć, że wygląd może nam sporo powiedzieć o człowieku, jakkolwiek nośne nie byłyby gadki o mylnych stereotypach i szatach, które wcale nie zdobią. Czasem wystarczy szybkie spojrzenie na twarz i wiesz z kim masz do czynienia. Tak jest z Bernardem Tapie, który ma facjatę urodzonego milionera z Francji. Przystojny, elegancki, elokwentny – jeden z tych, którzy na filmach kręconych w przepięknych krajobrazach Prowansji obracają tamtejsze niewinne dziewczęta. Playboy z klasą, a przede wszystkim z kasą, choć zazwyczaj okazuje się być głównym “złym”. Okazuje się, że powierzchowna ocena niewiele mija się z prawdą. Autorka filmu “Kim jest Bernard Tapie?”, Marina Zenovich, twierdzi, że o wszystkich jego sukcesach decydowała zadziwiająca zdolność do zjednywania sobie otoczenia. A sukcesów było niemało…
Siedmioletni sen o potędze
Dwunasty dzień kwietnia 1986 roku. Bernard Tapie wkracza do klubu Olympique Marsylia jako prezydent, przed którym stoi zadanie odbudowania potęgi, mocno nadszarpniętej chudymi latami piłkarskiej mizerii. Chyba nikt nie spodziewa się, że zaledwie siedem lat później klub prowadzony według jego polityki i jego zasad, będzie tytułował się najsilniejszym w historii francuskiej piłki nożnej. Tapie dostał wolną rękę i otrzymaną autonomię wykorzystał w 100%. Momentalnie ruszył na zakupy, choć w tym samym czasie uruchomił również serię projektów natury czysto organizacyjnej. Po raz pierwszy ujawnił się jego wyjątkowy nos do zawodników. Jean-Pierre Papin, legenda nie tylko w Marsylii, ale w całej Francji, Abedi Pele, Didier Deschamps, Basile Boli, Marcel Desailly, Rudi Voller – zawodnicy, których ściągnął ambitny prezydent klubu gwarantowali wysoki poziom, a co więcej – potrafili ze sobą grać. Człowiek, który sprzedawał telewizory, a potem błąkał się między talk-show, a programem o gotowaniu, facet, który wyciągał z opresji największe firmy, bystry menedżer, świetny organizator, niesamowity mówca – Tapie do rozlicznych talentów szybko dodał umiejętność dobierania sobie pracowników i oczywiście wspomnianą intuicję w ocenie piłkarzy.
Efekty przychodzą niemal natychmiast. Już w 1989 roku OM zdobywa dublet, dając jasny znak swoim oponentom – w mieście pojawił się nowy szeryf. Szeryf, który coraz śmielej wydawał klubowe pieniądze. Robił to jednak z sensem, ściągając np. Chrisa Waddle, który to odwdzięczył się 140 udanymi występami w barwach Marsylii. Myślał o wszystkim – jedną ręką wysyłał listy do Maradony (Diego zwierzał się potem, że był dosłownie o włos od Olympique), drugą nakręcał medialne spory zwiększające popularność klubu, a wdzięk z jakim to czynił odpowiada naszym rodzimym politycznym spin doktorom. To właśnie on zresztą postrzegany jest jako pionier, niejako “ojciec-założyciel” idei nowoczesnego futbolu, przesyconego pieniędzmi oraz medialną otoczką. Nic dziwnego – był jednym z pierwszych biznesmenów, którzy rozwiązania ze swoich korporacji przenieśli na zielony grunt piłkarskiej murawy. Szczególnie jeśli chodzi o marketing.
Zróbmy sobie Gran Derbi, czyli historia walk z PSG
Do licznych zasług Bernarda Tapiego w okresie wczesnych lat ’90 należy z pewnością stworzenie od podstaw całej historii i narracji towarzyszącej meczom PSG z Olympique. Potęga rzutkiego menedżera potrzebowała godnego rywala, a tym w owym czasie byli zawodnicy ze stolicy. Od meczu w 1989, w którym zwycięzca zgarniał tytuł mistrza kraju, Tapie zaczął kombinować, jakby tu zrobić na podobnych meczach nieco lepszy interes. Partnerowało mu Canal+ związane ze stołecznym klubem, któremu na rękę było pokazywanie meczu z marsylczykami, jako hitowego starcia o kluczowym znaczeniu dla losów mistrzostwa. Duet popularnej telewizji i telewizyjnej gwiazdy postanowił sprzedawać gotowy produkt dodając całą otoczkę o walce prowincji ze stolicą, Południa z Północą, arabskich imigrantów z kosmopolityczną mozaiką Paryża. Nic dziwnego, że historia o “odwiecznych” rywalach trafiła do głów kibiców, którzy również zaczęli traktować mecz w wyjątkowy sposób. Trwa to zresztą to dziś. Dziennikarze nie zapominają jednak, że za przeszczepienie Gran Derbi na grunt francuski należy dziękować przede wszystkim Bernardowi Tapie.
Prasa tylko czekała na podobne “wrzutki” jak powieszenie w szatni artykułu na temat Le Classique przez Tapie, czy jego płomienne mowy do zawodników o konieczności wygrania właśnie w tym, od niedawna bardzo prestiżowym meczu. Medialna machina nakręciła nienawiść, dostosowali się do niej ludzie z obu klubów, swoje zrobił Canal+, w efekcie czego Francja otrzymała wyjątkową, niemal hollywoodzką produkcję odgrywaną co pół roku w ramach tamtejszych rozgrywek.
W pogoni za europejskimi triumfami
Olympique działał jak dobrze naoliwiona maszyna – rozjeżdżał kolejnych rywali, ściągał coraz to nowe gwiazdy oraz dominował w mediach. Już w 1990 roku awansował do półfinału Pucharu Mistrzów, gdzie przegrał w kontrowersyjnych okolicznościach z Benfiką Lizbona. Wściekły Tapie mówił wtedy coś o korupcji i kto wie, czy rzekome przekręcenie jego klubu przez Portugalczyków nie było otwieraniem Puszki Pandory… Póki co jednak wszystko wyglądało wyśmienicie – zdeterminowany właściciel nie załamał się porażkami i ściągnął kolejnych nowych zawodników. W następnym sezonie zdobył trzecie z rzędu mistrzostwo, tym razem docierając do samego finału Pucharu Mistrzów. W składzie Jean Tigana, Manuel Amoros, Eric Cantona i wielu innych, na ławce – osiągający już statut legendy Olympique, Raymond Goethels. Pierwszy tytuł Ligi Mistrzów dla drużyny pochodzącej z Francji był w zasięgu ręki, jednak po 120 minutach zaciekłej walki więcej zimnej krwi zachowali zawodnicy Crveny Zvezdy Belgrad i to oni wznieśli w górę puchar. Tapie drugi raz z rzędu musiał przełknąć gorycz porażki na ostatnich metrach długiej drogi w tych prestiżowych rozgrywkach. Na osłodę pozostało mu cieszyć się z kolejnych sukcesów na krajowym podwórku.
Tytuły mistrzowskie stały się rutyną, więc sezon 1991/92 uznać trzeba za wielką klęskę zawodników z klubu Bernarda Tapie. Mimo wzmocnień, zespół odpadł w Pucharze Mistrzów jeszcze przed fazą grupową, w związku z czym kolejne miesiące potężny właściciel spędził na budowaniu nowego wunderwaffe. Przebudowa oczywiście nie przeszkodziła marsylczykom w zdobyciu czwartego mistrzostwa z rzędu. Doszli Fabien Barthez, Alen Boksic, Jean-Jacques Eydelie, Jocelyn Angloma – po sześciu latach budowy twór był skończony. Przez ten okres przez klub przewinęły się takie nazwiska jak Franz Beckenbauer, czy Jean Fernandez, wielkie nazwiska przychodziły i odchodziły, Tapie zaś stawał się człowiekiem mającym szerokie wpływy nie tylko w Olympique, nie tylko w rodzimej piłce, ale nawet w strukturach politycznych Francji. Przyjaciel prezydenta Mitteranda, aktywny działacz Partii Socjalistycznej, w pewnym momencie nawet minister ds. miast! Bernard Tapie robił karierę dwutorowo, i w 1993 roku wreszcie stanął na szczycie w każdej z dziedzin. Jako minister dobrnął do K2 swojej kariery politycznej, jako klubowy włodarz zamienił pałętający się w końcówce ligi Olympique na pięciokrotnego mistrza Francji i zwycięzcę pierwszej edycji zreformowanej Ligi Mistrzów. Bernard Tapie, cudotwórca, który zrealizował w siedem lat klubowe hasło droitt au but, prosto do celu. Tyle, że rzeczywistość nie wyglądała wcale tak różowo…
7 milionów franków na rywali w kraju i Europie
Tapie na pewno ma na wyposażeniu gen zwycięzcy. Francuski działacz nienawidzi przegrywać, a praktycznie wszystkie jego działania wieńczy sukces. Niestety nie zawsze osiągany uczciwą drogą. Niektórzy wciąż trwali w tzw. lunchu po zwycięstwie Olympique w finale Ligi Mistrzów, a już okazało się, że kolos z Marsylii ma gliniane nogi, w dodatku brudne od korupcji i innych sztuczek dalekich od idei fair-play. Niczym domek z kart posypał się etos największego klubu w historii francuskiej piłki nożnej, a wyjmowane z szaf trupy bezlitośnie obnażyły prawdziwy wizerunek charyzmatycznego działacza z Marsylii.
Jean-Jacques Eydelie i trzech graczy Valenciennes, ale także Jean Pierre Bernes i paru innych ludzie z otoczenia Olympique, stwierdzili, że najwyższy czas pokazać brutalną prawdę. Na jaw wyszła korupcyjna oferta – 250 tysięcy franków dla zdegradowanego Valenciennes za… delikatną grę w spotkaniu z kroczącym po kolejny tytuł mistrza i pierwszy w historii puchar Ligi Mistrzów, klubem z Marsylii. Tapie obawiał się do końca o powodzenie w finałowym meczu LM z AC Milanem, w związku z tym wolał dmuchać na zimne. Kontuzje mogłyby zepsuć cały rok ciężkiej pracy, a ćwierć miliona to przecież żaden wydatek, gdy wcześniej wydało się niemal… siedem milionów.
Taką kwotę rzucił bowiem jeden z bliższych współpracowników Tapie, Jean Pierre Bernes. Dyrektor sportowy był odpowiedzialny za zapewnienie piłkarzom dogodnych warunków do wygrywania, w wolnym tłumaczeniu chodziło o usunięcie problemów ze strony rywali i sędziów. Niepokojące, że Bernes nie zawężał swoich oskarżeń wyłącznie do rozgrywek ligowych, sugerując, że także w Europie działy się dziwne rzeczy. Swoją drogą historia tego menedżera też zasługuje na opisanie – po wykryciu działalności korupcyjnej w Olympique, Jean Pierre trafił tam, gdzie Tapie, lecz godząc się na współpracę z prokuraturą odkupił wolność. Co więcej, otrzymał karę zakazu prowadzenia działalności futbolowej, lecz okazało się, że zawód piłkarskiego menedżera do takowej działalności nie należy. Szczęśliwy splot wypadków uratował Bernesa od pierdla, odsunięcia od piłki oraz wiecznej niesławy. Dar od losu się nie zmarnował – dziś temu działaczowi swoje finanse powierzają Franck Ribery, Samir Nasri, Laurent Blanc, czy jego… stary znajomy z Olympique, Didier Deschamps. Swój epizod w tym klubie Bernes wspomina bez większego sentymentu. – 5 lat w Marsylii to tak jak czterdzieści gdzie indziej – komentował “na zimno”, gdy nawet Tapie opuścił już zakład karny.
Bernard miał w sobie coś z mafiosa, nie tylko aparycję smutnego Ojca Chrzestnego, ale również wpojoną zasadę omerta. Choć kapowało na niego liczne grono osób, on sam nikogo nie pogrążył, a wręcz przeciwnie. Bronił zarówno Raymonda Goethelsa, dla którego korupcyjna afera w Marsylii była już trzecim takim skandalem w karierze, jak i swoich byłych gwiazd, Desailly’ego i Deschampsa. Tych ostatnich “wrobić” próbował Eydelie, lecz ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach. Warto zwrócić uwagę jakimi ludźmi otaczał się Tapie – Goethels, Bernes, Eydelie – potem ze swoich grzeszków spowiadał się nawet sympatyczny i sprawiający wrażenie niegroźnego Boli.
Gdy okazało się, że Tapie jest już skończony, na jaw wyszły również ciągłe kłótnie z Erikiem Cantoną oraz pogarda dla utalentowanego Zizou, który zamiast w rodzinnej Marsylii, dorastał w mniejszych klubach rozsianych po całej Francji. To jednak betka, wynagradzał to takimi odkryciami jak choćby Papin, czy Pele. Prawdziwym hitem jest z kolei “afera kulinarna”, jednocześnie jeden z niewielu polskich akcentów w historii skorumpowanego działacza…
Stary numer Bernarda, rozbrojony Lech
Gdy Tapie był już skompromitowany rozwiązały się języki, nawet u klubowych kucharzy. To właśnie oni zresztą byli przez moment w centrum uwagi mediów, także w Polsce. W 1990 roku los skojarzył bowiem Olympique z poznańskim Lechem. Pierwszy mecz to absolutne zaskoczenie, Kolejorz po świetnej grze wygrywa 3:2 i zachowuje szanse na wyeliminowanie samego mistrza Francji! W kraju euforia, natomiast we Francji kombinowanie jak powstrzymać rozpędzony pociąg z Wielkopolski. Tapie postanowił użyć – według słów jego kucharzy wspominających incydent po latach – sprawdzonego tricku z bardzo gościnnym podwieczorkiem. – W październiku 1990 roku pojechaliśmy polonezem na rewanżowy mecz Lecha Poznań z Olympique Marsylia w Pucharze Europy. Na terenie NRD złapaliśmy gumę, a nie mieliśmy zapasu, turlaliśmy koło do wulkanizacji. Dotarliśmy nad ranem do Marsylii i od razu było widać, że coś jest nie tak. Lech przegrał 1:6, ale grał praktycznie w rezerwowym składzie, wielu piłkarzy miało rozwolnienie i ich podstawowym wyposażeniem był papier toaletowy. Nie wyszli na boisko. Pamiętam, jak Mirosław Trzeciak siedział w ciepłej kurtce i trząsł się z zimna. Wielu sobie drwiło wtedy z piłkarzy Lecha. A ja nie miałem wątpliwości, że coś jest nie tak. Późniejsze śledztwa wykazały, że właściciel klubu Bernard Tapie dopuszczał się wielu nieczystych zagrań. Obawy lekarzy, że coś naszym zawodnikom dosypano do jedzenia, nie są bezpodstawne – opowiadał Tomasz Zimoch dla Dużego Formatu.
Skrzypczak przespał cały mecz, Trzeciak wyglądał jak cień człowieka, a i reszta zawodników, którzy poczęstowali się “podwieczorkiem” miała ze sobą spore problemy. Choć brzmi to niewiarygodnie, patrząc na karierę francuskiego działacza wszystko jest możliwe. Tym bardziej, że on sam, ku zdziwieniu całego polskiego środowiska piłkarskiego, przywiózł ze sobą swoich własnych kucharzy… Dla przypomnienia – Marsylia doszła wówczas do finału.
Polityk w Adidasach znów w Marsylii
Bernard Tapie po aferze korupcyjnej pozbył się również z niejasną pomocą banku Credit Lyonnais coraz bardziej ciążącej mu firmy Adidas. Jednocześnie nie przestał działać w polityce, a także… wojować z UEFA, która wykluczyła Olympique z rozgrywek Ligi Mistrzów. Tapie utracił większość dawnych przyjaciół i protektorów, a także mistrzostwo za sezon 1992/93, w którym to (za sprawą Canal+ protestującej przeciwko przyznaniu tytułu… PSG, z obawy przed zemstą abonentów z Południa Francji) nie wyłoniono ostatecznie zwycięzcy rozgrywek. W dodatku do gry wkradła się rozgrywka polityczna – oponenci przedstawiciela lewicy domagali się szybkiego osądzenia korupcji oraz odwołania działacza ze wszelkich możliwych stanowisk. Swoje trzy grosze dorzuciła UEFA, która podobnie jak dzieje się obecnie w sprawie FC Sion, zaczęła naciskać na Francję, by uciszyła sądowe protesty ekscentrycznego właściciela. Tapie ostatecznie wycofał wszelkie procesy, usunął się również z polityki, a wreszcie także z Olympique Marsylii. Odsiedział także osiem miesięcy.
Potem jednak wrócił do gry, zarówno jako działacz, jak i jako polityk, aktor, reżyser, czy właściciel korporacji. Do Marsylii, tym razem jako dyrektora sportowego, ściągnął go Louis Dreyfus, z którym zresztą współpracował później przy dymaniu Francji poprzez skargi na działalność publicznego banku Credit Lyonnais. Rok 2001 upłynął jednak przede wszystkim pod znakiem powrotu do piłki, zakulisowe rozgrywki miały stać się tematem numer jeden w mediach dopiero kilka lat później. Tapie tym razem nie był już tak skuteczny jak wcześniej, choć nadal miał szacunek w środowisku. Niechaj świadczy o tym kolejny polski akcent w historii marsylskiego działacza. – Bernardowie Tapie się nie odmawia – komentował nowy nabytek Olympique… Piotr Świerczewski. – Czy ustala skład? W każdej plotce jest ziarenko prawdy, ale ja tego nie komentuję. Pan Tapie zna się na piłce. To wiem na pewno – dodawał dwuznacznie.
Drugie podejście nie miało jednak nic wspólnego z pięcioletnią dynastią sprzed dekady. Nerwy już nie te – Tapie najpierw pokłócił się z trenerem Anigo potem, dziękował za współpracę Clementowi, na stanowisku nie wytrwał Ivic, duet trenerski Skoblar i Levy, Emon, znowu Ivic… Wszystko to świetnie spuentował Pascal Pranda z TF1, który stwierdził, że Olympique w tym sezonie wymienił więcej trenerów, niż Nantes w ostatnie 45 lat. Za ten komentarz zresztą Tapie postanowiłâ€¦ dać mu w nos. Może czasy się zmieniły, może sam Bernard się zmienił, może nieco trudniej było korumpować – tak czy owak, czas kontrowersyjnego działacza dobiegał końca. Na koniec sezonu ogłosił sukces, jakim było wyprowadzenie Marsylii na prostą (z pozycji spadkowych w górną połowę tabeli) i odszedł szukać dalej swojej drogi.
Aktualnie w pokerze, choć wcześniej ponownie w polityce, m.in. przy Nicolasie Sarkozym, czy obecnej szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Christine Lagard. Tej ostatniej zresztą znajomość z Bernardem do dziś odbija się czkawką – dość niejasna pomoc Tapiemu przy odzyskiwaniu pieniędzy z publicznego banku podczas pełnienia funkcji ministra finansów pachniało niektórym działalnością na szkodę państwa… Tapie pojawiał się w TV jako ekspert sportowy, czasem zajmował się komentowaniem, dotknął także pisarstwa, turystyki, a nawet internetowych promocji. Śpiewał, kręcił filmy i po swojemu kombinował kolejne interesy. W 2007 znów odkurzono go w kontekście akcji naprawczej w OM, do której ostatecznie nie doszło.
W grudniu został ukarany sądową grzywnąâ€¦ On chyba nigdy się nie zmieni.
JAKUB OLKIEWICZ