Z miłą rodziną Bąków w 2012 rok! Zapraszamy!

redakcja

Autor:redakcja

31 grudnia 2011, 15:26 • 9 min czytania

Trwa jeden z najbardziej żenujących spektakli piłkarsko-obyczajowych: Jacek Bąk kontra jego żona. Szambo wylało się do takich poziomów, że aktualnie „Człeniu” pływa po szyję w gównie i rozkosznie macha rączkami: – Chodźcie, chodźcie do mnie, świetna zabawa, wygrywam, róbcie zdjęcia! W najnowszym odcinku były kapitan reprezentacji wyznaje między innymi, że jego żona jest słaba w łóżku i że ma kilku świadków, którzy powiedzą, że ją dymali (sorry za słownictwo, ale to i tak nic, gdy zagłębimy się w wywiady państwa Bąków). Niestety, Jacek chyba nie rozumie, że nie wystarczy przebrać się za krowę, by uchodzić za człowieka z klasą.
Już krótka autobiografia Bąka sugerowała, że nie wszystko jest z nim w porządku, do czego zresztą w tym tekście wrócimy – tylko że na końcu. Na razie zajmijmy się tym, co jest najbardziej na czasie, czyli małżeńską wymianą zdań. Trzeba przyznać, że Jacek robi wszystko, by rozwód przebiegł w sposób jak najbardziej spokojny i łatwy dla jego syna (na tyle, na ile łatwy może być rozwód rodziców). Opowiada: – Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy są gotowi zaświadczyć, nawet w sądzie, że z nią spali. Jak będzie trzeba, to będą świadkami i nic za to nie chcą… Oczywiście, skoro dobrze nie robi mu żona, musi dobrze zrobić sam sobie, więc dodaje: – Mogłem być z francuską aktorką lub z austriacką modelką. Ale nie chciałem! Co mnie trzymało przy tej kobiecie, jeśli nie miłość? Po co byłaby mi potrzebna?! Mogłem znaleźć i lepszą w łóżku, i bardziej atrakcyjną.

Z miłą rodziną Bąków w 2012 rok! Zapraszamy!
Reklama

Jacku, nie wątpimy, że taki kozak jak ty, mógłby trzymać pod kluczem pół francuskiej kinematografii i wszystkie Austriaczki, które kiedykolwiek wpuszczono na wybieg i że w Katarze miałeś okazję dosiąść wielbłąda. Ale mówić, czy twoja była żona jest słaba lub dobra w łóżku? Gdybyśmy chcieli w to brnąć, to byśmy napisali, że jeśli jest słaba, to mogłeś ją czegoś nauczyć. A może chciała być delikatna, żebyś nie odniósł tysięcznej kontuzji? Nie, zbyt to niesmaczne, nawet jak dla nas.

Bąk: – Kiedyś po pijaku złamała mi palec. I też miałem lecieć na policję? Skoro twierdzi, że tyle lat się nad nią znęcałem, to znaczy, że jest terminatorem, że to wytrzymała. Co by ją trzymało przy mnie? Pewnie pieniądze…

No, jakby ci to Jacusiu powiedzieć… PEWNIE TAK!. Pewnie była dla pieniędzy. Posłuchaj sam siebie i zadaj sobie proste pytanie: czy mogła być z innego powodu, skoro głównie mówisz o pieniądzach? Przebierasz się za krowę albo zakładasz kurtkę z gniazdkiem elektrycznym (!) i kilkoma płytami kompaktowymi (!!) i chwalisz się, że dałeś za tej fajans 4 tysiące euro (!!!). I jeszcze masz wątpliwości? Zgadujemy, że kiedyś dawno była z tobą z miłości, ale jak ty pokochałeś pieniądze (z wzajemnością), to i ona. Wszystkie twoje wypowiedzi sprowadzają się do dwóch stwierdzeń: jestem bogaty, jestem wspaniały. Można sobie w łeb strzelić.

Reklama

Ach, no i wreszcie dowiedzieliśmy się, skąd te wszystkie kontuzje Jacka. Otóż wcale nie z powodu zbyt częstego otwierania lodówki, jak wcześniej sugerowano. Ł»ona go biła!

Idźmy dalej, bo w ostatnich dniach Bąkowie kłócą się też, kto ile miał par butów i kto miał więcej (to może być istotne, gdy przyjdzie do podziału majątku, a jak patrzymy na styl ubierania się Jacka, to mamy wrażenie, że w razie czego szpilki po żonie – o ile będą wystarczająco drogie – też założy): – Nie, no ta kobieta jest szalona! Przyjedź do mnie do domu, to ci pokażę, jaką miała garderobę. Jestem facetem, a mam ponad 200 par butów. To ona nie mogła mieć trzystu? فapie mnie za słówka. Może miała 200 par butów, a 300 torebek? Jakie to ma znaczenie? Niczego jej nie brakowało. A biżuteria… Dobrze wie, ile kosztują brylanty w Katarze, gdzie grałem i kupowałem jej prezenty. Płaciłem po 25-30 tysięcy euro za zegarki czy pierścionki. 1,5 miliona to i tak zaniżona wartość (tyle jego zdaniem zwinęła żona w samej biżuterii – red.).

I jeszcze dalej: – Przecież ona rządziła obiema firmami i wyszły z tego tylko długi. Kiedyś sprzedawaliśmy działkę, żeby spłacić te zaległości. Zostały z tego jakieś pieniądze, więc mówię: przekażmy je synowi, będzie miał na mieszkanie. Odmówiła, powiedziała, że chce te 100 tysięcy dla siebie. Co to za matka, co synowi nie chce pomóc?! Wiele lat mieszkała ze mną za granicą. Mogła zdobyć wykształcenie, uczyć się języków, dziś znałaby dwa lub trzy. Wolała się jednak wozić na moim nazwisku. Liczyły się tylko zabiegi upiększające. Pośladki, piersi, odsysanie tłuszczu. Efekt? Na mieście mówią, że wygląda jak Donatella Verscace. A o alkoholu już nie wspomnę. Butelka wina dziennie to była norma…

Wiecie, co jest najsmutniejsze? Ł»e Jacek Bąk nie widzi, jak wielkiego pajaca z siebie robi. Dzisiaj w jednym wywiadzie powiedział, że:
– Jego żona jest słaba w łóżku
– Jego żonę dymało kilku facetów i mogą to zeznać przed sądem
– Jego żona jest alkoholiczką
– Jego żona nie kocha własnego syna
– Jego żona go biła i złamała mu palec
– Jego żona przesadziła z operacjami i wygląda obleśnie
– Jego żona to naciągara i złodziejka

Załóżmy, że to wszystko prawda. Jaki z tego wniosek? Otóż taki, że Jacek Bąk to absolutny frajer, który dawał się okradać niewykształconej alkoholiczce, złodziejce, w dodatku oszpeconej operacjami i regularnie posuwanej przez okolicznych mieszkańców miast i wsi. Chłopie, ty sobie wystawiasz świadectwo, a nie jej! Sobie! Nie lepiej było załatwić rozwód po cichu? Na co ci całe to przedstawienie?

Oczywiście, pani Bąkowa też w wywiadach nie grzeszy klasą. Ona z kolei o Jacusiu powiedziała tak:

– (o zdradach) Byłam wielokrotnie zdradzana. Ile można to znosić? Przecież jako kobieta, żona, matka mam swoją godność. Pierwszy pozew rozwodowy złożyłam już w 2001 roku! Wtedy zgodziłam się go wycofać, pomyślałam, że może będzie lepiej. Ale nie było…

– (o biciu) To zdarzało się już wcześniej, tyle że w domu, więc nikt nie widział. Jacek nie wspomniał w wywiadzie, że mamy nie tylko sprawę rozwodową. Toczy się przeciw niemu postępowanie o znęcanie się nade mną. Już jakiś czas temu założyłam tę sprawę.

– (o wywiadzie Bąka dla „PS”) Tymi słowami Jacek poniżył i upokorzył mnie jako kobietę, matkę i przedsiębiorcę. Namalował mój fałszywy obraz, aby zupełnie mnie zdyskredytować. Zrobił publicznie to, co prywatnie robił od wielu lat. Już wcześniej poniżał mnie, podkreślając, że bez niego jestem nikim. Posuwał się do gróźb pod moim adresem, zastraszał, że ma koneksje, że mnie „urządzi” – i właśnie to czyni. To wszystko trwało wiele lat. Istny koszmar.

Powyższe cytaty pochodzą z ostatnich wydań „Super Expressu”. Wcześniej mieliśmy jeszcze całostronicowy materiał w „Przeglądzie Sportowym”, ukazał się dzień przed Wigilią. Kilka cytatów:

– Ł»ona chciała firmę, więc dałem jej pieniądze na rozkręcenie, 3-4 miliony złotych. Tak rządziła, że oprócz tych pieniędzy jeszcze pół miliona długów zrobiła. Nie miała czasu na pilnowanie interesu, bo w kółko siedziała na zabiegach upiększających. Kiedyś w Nałęczowie pobiegła odsysać tłuszcz, a kobieta pyta: Z czego? Pani waży 52 kilogramy! Portfel był za to regularnie wysysany. Dziś jestem wściekły. Nie żałowałem tych pieniędzy. To przecież żona, matka mojego dziecka. 25 lat byliśmy ze sobą. Dopóki grałem, życie kręciło się w dobrą stronę. Człowiek działał jak zaprogramowany, więc może pewne sprawy zniknęły z pola widzenia.

– Spotkaliśmy się przypadkowo, zapytałem, dlaczego wyprzedaje firmę bez mojej zgody. Powiedziała, żebym spier… i mnie odepchnęła. Zdenerwowałem się, wymierzyłem jej policzek. Jakby na to czekała, następnego dnia o wszystkim przeczytałem w prasie.

– Do dziś nie mogę znaleźć zegarków za 200 tysięcy złotych czy biżuterii. Ona za to ani dnia w życiu nie przepracowała, wyłączając zarządzanie firmą, marne co prawda, ale uznajmy to za pracę.

Jezu, to żenada roku, a może żenada dekady. W zasadzie to więcej klasy miał Arek Onyszko, który trzymał żonę w piwnicy. Ale jakoś perypetie państwa Bąków niespecjalnie nas zaskakują, bo przecież pamiętamy kilka cytatów z mini-autobiografii Jacka…

Na strychu w domu w Lublinie postawiłem dwa 20-metrowe wieszaki, na których trzymam ubrania. Chyba jestem pedantem, bo nawet odległość między wieszakami musi być odpowiednia. Niektóre z ubrań są jeszcze z metkami. Kupiłem je z dziesięć lat temu, ale nie zdążyłem założyć, ponieważ już zmieniła się moda. Ostatnio wziąłem się za porządki. Wyrzuciłem 10 wielkich worków pełnych butów, kurtek i koszulek.

Paryż, Londyn, Mediolan. Lubię robić tam zakupy, wpaść na pokazy mody. Kiedyś z jednego takiego przywiozłem buty Yohji Yamamoto dla siebie i Maćka Ł»urawskiego. Zrobiono tylko 50 takich par na cały świat.

W Paryżu niedaleko Champs Elysees mam ulubiony sklep, w którym zawsze witają mnie z otwartymi rękami. Nic dziwnego, skoro zostawiam u nich mnóstwo forsy. Koszulka bawełniana kosztuje tam 400 euro, spodnie 2 tysiące euro. Powiecie, próżniak z tego Bąka. Otóż nie! Skoro stać mnie na to, żeby ubierać się u najlepszych i nie ryzykować, że przytnę się z kimś w drzwiach czy w windzie w tym samym swetrze czy koszuli, to dlaczego mam tego nie zrobić. Za skórzaną kurtkę Johna Galliano zapłaciłem ostatnio 4 tysiące euro. Dla innych może być dziwaczna, z tyłu ma gniazdko i kilka płyt kompaktowych.

* * *

Nigdy nie zapomnę obławy, jaką urządziła na mnie policja w Poznaniu. Zaczęło się od próby zatrzymania mojego samochodu. Zobaczyłem policjanta z lizakiem i przypomniałem sobie, że mam zepsute światło. Automatycznie zamiast na hamulec nacisnąłem na pedał gazu. W lusterku zobaczyłem migocące koguty. Pościg trwał jakieś pół godziny, w końcu zorganizowano obławę. Uciekłbym im, ale miałem letnie opony i musiałem skapitulować.

Kazali mi dmuchać w alkomat. Byłem pewien, że nic nie wykaże, skoro nie piłem, ale wyszło ponad dozwoloną normę.

* * *

Kolejnym autem była dwuosobowa honda CRX. Wyróżniała się na początku lat 90. Wychodzę przed dyskotekę, a w środku mojego samochodu widzę trzy dziewczyny. Nie wyglądały na takie, które pomyliły auta.
– Hej towary, tu są tylko dwa miejsca. Gdzie usiądzie kierowca? – zapytałem.
– Wsiadaj Jacek, poradzimy sobie.

* * *

– Sie masz, Komar, co słychać – ledwo zdążyłem się rozpakować po przyjeździe na zgrupowanie reprezentacji, a już odwiedzili mnie koledzy. Badawczo rozglądali się po moim pokoju.

– Ubrania wiszą w szafie. Śmiało, możecie obejrzeć – przyzwyczaiłem się do tego, że inni chcieli naśladować, jak się ubieram. W kadrze żartowałem z chłopaków: – Dajcie mi karty kredytowe, podajcie swoje rozmiary, to was ubiorę, bo na razie słabo to wygląda.

* * *

Grajcie coś, bo na razie obciach. Wstyd mi przed kolegami! Co im w szatni powiem, kupę gracie.

* * *

Człeniu, uspokój się, bo jak pasa zdejmę albo za pejsa wytargam… Spotkam cię kiedyś na imprezie, spoliczkuję.

* * *

Niespecjalnie się ciebie boję. Pędź stąd człeniu, bo zaraz cię czołg rozjedzie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama