„Przegląd Sportowy” zajął się dziś możliwymi przenosinami Polonii Warszawa na Stadion Narodowy. Całą tę informację odpowiednio obudował – mamy i rzut okiem na to, jak wyglądają przychody polskich klubów z biletów, i publicystykę.
Najbardziej nas dziwią te przychody. Gdyby się bowiem wczytać w treść, to trudno dostrzec jakąkolwiek logikę. W skrócie – kupy się to nie trzyma.
„PS” strzela infografiką, na której widać, że najwięcej w Polsce zarobiła Legia – jesienią było to sześć milionów złotych. Natomiast w tekście mamy trochę szczegółów na temat tej sumy:
Wszystkich przebija Legia, która 6 mln zarobiła w lidze, a drugie tyle w pucharach. Przychód Legii z biletów i karnetów za cały 2011 rok wyniósł prawie 30 mln złotych. Jednak zysk był o 6 mln złotych mniejszy, bo tyle kosztowała organizacja.
Zastanówmy się… Z przytoczonego fragmentu wynika, że Legia jesienią zanotowała przychód z biletów w wysokości 12 milionów złotych, a grała w tym czasie 8 meczów ligowych i 5 w LE. Natomiast więcej zarobiła wiosną, kiedy rozegrała siedem meczów ligowych z udziałem publiczności (jeden bez udziału, z Koroną) i dwa spotkania Pucharu Polski. Dodatkowo dopiero w maju otwarta została czwarta trybuna. Czyli – przychody Legii z trzech trybun notowane jesienią podczas meczów ligowych i PP przewyższyły przychody z czterech trybun, z większej liczby meczów ligowych i dodatkowych spotkań LE.
Kwoty są więc wyssane z palca – co było do udowodnienia.
Dodatkowo z tekstu wynika, że przychód w 2011 roku wyniósł „prawie 30 milionów”, a koszty to 6 milionów. Czytelnik szacuje więc zysk na poziomie 23-24 milionów złotych. Tymczasem z infografiki wynika, że jesienią było to 6 milionów. No to jak – 18 milionów Legia zarobiła wiosną, a 6 milionów jesienią?
To wszystko jest bez sensu.
Bez sensu jest też komentarz. Antoni Bugajski w felietonie pozwolił sobie na takie zdanie: „W tym przypadku to właśnie stadion – przy całym szacunku dla klasy i renomy Polonii – powinien być magnesem, a nie drużyna czy klub. Na Stadion Narodowy muszą ciągnąć tłumy, tak samo jak ciągną na Stade de France, Wembley Arena czy Millennium Stadium niezależnie, co się tam akurat dzieje”.
To bardzo ciekawe – czy na Stade de France, Wembley Arena oraz Millenium Stadium ludzie przychodzą NIEZALEŁ»NIE, co się tam akurat dzieje? To może im sprzedawać bilety – ulgowe – w dni, kiedy akurat nic się nie dzieje? Może by przychodzili, żeby posiedzieć? Dlaczego nie? Skoro sama impreza ma znaczenie drugorzędne, a najważniejsze jest podziwianie konstrukcji obiektu, to jaki jest sens ponosić koszty sprowadzania wszelkich gwiazd?
Ciekawi jesteśmy prostego eksperymentu – może niech Polonia zagra na Wembley w Londynie? Albo na Millenium Stadium? Na Stade de France? Niech Polonia zagra na jednym z tych trzech obiektów i sprawdźmy, czy miejscowi przyjdą obejrzeć, jak Jeż podaje co Sikorskiego jak zmieniła się elewacja stadionu od poprzedniego tygodnia.
Bełkot. Ł»eby obejrzeć stadion, to ludzie mogą przyjść raz, dwa razy, pięć, dobra – dziesięć! Ale jeśli ktoś sądzi, że mieszkańcy Paryża chodzą od kilkunastu lat na Stade de France niezależnie od tego, co się na nim dzieje, to ma nie po kolei w głowie.