Tydzień bez informacji o zmiennym nastroju Józefa Wojciechowskiego to tydzień stracony. Przez ostatni miesiąc dostało się Danielowi Sikorskiemu, Grzegorzowi Boninowi i Kazimierzowi Jagielle. Teraz padło na Włodzimierza Lubańskiego.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „PS” dzisiaj słabiutko. Mamy w zasadzie tylko dwa ciekawe kawałki. Pierwszy to informacja, że Józef Wojciechowski chce wynająć na kilka meczów rundy wiosennej Stadion Narodowy, co potwierdza w rozmowie z „PS”. Koszt korzystania z takiego obiektu za jeden mecz to ponad 100 tysięcy złotych, czyli dwa razy więcej niż wynajem obiektu na Konwiktorskiej.
Możemy też polecić ciekawy tekst o pracy Michała Probierza w ŁKS-ie.
Profesjonalista, perfekcjonista i człowiek, który musi mieć kontrolę nad wszystkim – nawet detalami. Zakazał magazynierowi przynosić piłkarzom buty do szatni. Sami musieli po nie chodzić. Dlaczego? Nikt do dziś w ŁKS nie wie. Jedną z pierwszych decyzji Probierza po przybyciu do Łodzi było przeniesienie się z ławki rezerwowych po lewej stronie na tę po prawej. Po to by być bliżej liniowego.
(…)
Nowym zwyczajem w ŁKS stały się zakłady o kawę. Ostatni w treningach strzeleckich, spóźnieni, źle wykonujący zadania – wszyscy stawiali kawę. – Atmosfery nie musiał robić, bo gdyby w takim klubie jak ŁKS tego nie było, to chyba by się rozpadł. Te jego ciągłe zakłady, a to o trafienie w poprzeczkę, a to z połowy do bramki bez kozła… Skoro nikt nie chce przegrać kawy, to tym bardziej nie będzie chciał przegrać meczu – tłumaczy Smoliński.
SPORT
Warto wspomnieć tylko o nie najgorszym wywiadzie z Robertem Kasperczykiem, który wrócił ze stażu w Anderlechcie.
Co jest najbardziej uderzające na naszą niekorzyść to oczywiście baza. Niedawno oddano do użytku odrestaurowany za 10 milionów euro supernowoczesny budynek, w którym jest niemal wszystko. Zawodnicy są skoszarowani w nim w przerwach pomiędzy treningami… Dla nas to jakaś abstrakcja. W samym treningu nie dostrzegłem większych różnic. Robią w zasadzie to, co my. Różnicą jest jakość wykonania poszczególnych ćwiczeń. Niestety, na naszą niekorzyść…
(…)
Wszystko zaczyna się od nastawienia mentalnego piłkarzy. Jestem w siłowni i widzę, że każdy piłkarz Anderlechtu sam potrafi dobrać sobie ćwiczenia. Sam doskonale wie, jakich obciążeń potrzebuje. Nikt go nie musi kontrolować. Wszyscy mają do siebie zaufanie i świadomość, że aby grać na wysokim poziomie, muszą pewne rzeczy wykonać. W rękach nas, trenerów leży, aby nauczyć naszych zawodników tego sposobu myślenia. Przecież to nie chodzi o to, żeby stać nad każdym z pejczem i poganiać go do roboty.
GAZETA WYBORCZA
Rozmówka z Tomaszem Hajtą.
Oficjalnie Jagiellonii jeszcze nie objąłem, bo dopiero 4 stycznia komisja przy PZPN zdecyduje, czy mogę prowadzić drużynę warunkowo. Porozumiałem się już z właścicielami klubu i może jest to niespodziewana nominacja, ale uważam, że jakaś równowaga musi być. W Polsce byli piłkarze rzadko prowadzą zespoły (…). Z Bundesligi chcę przejąć mentalność i przygotowanie fizyczne. Gołym okiem widać, że tamtejsi ligowcy odjechali nam jak pociąg pospieszny.
(…)
Będzie pan pracował z kumplami z kadry – Piotrem Świerczewskim i innymi?
To plotka. Nie wiem, kto i po co je rozsiewa. Może ci, którzy nie mogą ścierpieć, że coś osiągnąłem, a teraz nie boję się mówić prawdy. Chcę współpracować z Marcinem Broniszewskim i dr. Marcinem Popieluchem z warszawskiej AWF, jednym z najmądrzejszych ludzi w sprawach anatomii. Jest chodzącą encyklopedią, imponuje mi.
I druga część wywiadu z Miroslavem Radoviciem.
Ty i Danijel Ljuboja wzajemnie się napędzacie?
Daje mi taką energię, że muszę grać dobrze. Ma ogromne doświadczenie, którego mnie brakuje. Dużo rozmawiamy o grze, o tym, jak i gdzie poruszać się po boisku. Wykorzystuję to. Nie znaliśmy się wcześniej, ale od pierwszego treningu złapaliśmy kontakt. Widać było, że to wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Na boisku czasem widać, że on się strasznie irytuje. To gorąca krew. Ale poza boiskiem to naprawdę bardzo dobry człowiek i bardzo pozytywny.
(…)
Zadomowiłeś się w Warszawie?
Moim marzeniem po zakończeniu kariery jest trenować dzieci. Coraz częściej zastanawiam się, czy nie zostać tutaj na stałe. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak mi się tu żyje i jak szanuję ten kraj. W Warszawie wszystko jest fajne. Lubię Stare Miasto, Nowy Świat. Są galerie, dobre restauracje, dużo parków, dobre sushi… Mam stąd jeden samolot do Belgradu. Mieszkam z żoną. Synek urodzi się w styczniu. Wszystko zależy od tego, jak sobie każdy poukłada życie. Piłkarz ma często dużo czasu. Jak jesteś sam, to wiadomo. Jestem człowiekiem, który nie lubi siedzieć w domu. Dzwonię do kolegów. „Idziemy tu, czy tam”. A wiadomo, jak to jest, jak ktoś czeka w domu. Przygotuje obiad czy kolację. Potem pójdziemy do kina albo na spacer. Z rodziną jest dużo lepiej.
FAKT
Sporo informacji z rynku transferowego. Maaskant dalej ciągnie kasę od Wisły, Everton interesuje się Rybusem, a Rivaldo chciał zaczepić się na emeryturę w Legii. Jest też ciekawa wzmianka o tym, że Lubański zdążył już podpaść Wojciechowskiemu…
– Po zakończeniu rozgrywek został jeszcze parę dni, bo mieliśmy Radę Nadzorczą. Nagle się dowiedziałem, że go już nie ma. Od ponad tygodnia jest w Belgii. Powiem tylko, że ta sprawa z jego wyjazdem to rzecz absolutnie niespotykana w administracji – dziwi się właściciel Polonii (…). – Ktoś z przyjaciół mi go polecił. Rzeczywiście nie miał na tym polu zbyt dużego doświadczenia. I dziś co do zatrudnienia Lubańskiego w administracji mam mieszane uczucia. Zastanawiam się, jak czuje się w tej roli i czy w ogóle mu to pasuje.
TĆ





