Pierwszy sezon Arki po powrocie do ekstraklasy był dość mocno szalony. Z jednej strony udało się jej wywalczyć Puchar Polski, z drugiej, po niezłym początku w lidze przyszedł poważny dołek formy, który trwał i trwał, omal nie spychając gdynian na zaplecze. Stąd rozmowa z prezesem klubu, bo tematów urodziło się przez ten czas przecież mnóstwo. Jak Wojciech Pertkiewicz ocenia końcówkę sezonu, kiedy o Arce mówiło się dużo, przez historię z ręką Siemaszki i meczem z Zagłębiem na czele? Czy jest zadowolony z transferów? Czy po zdobyciu trofeum sponsorzy spojrzeli na klub przychylniejszym okiem i czy budżet klubu po awansie do Ligi Europy znacząco urośnie? Wreszcie – co tak naprawdę może tam ugrać Arka? Zapraszamy do lektury.
Było panu wstyd za styl, w jakim utrzymała się Arka?
To nie my układaliśmy terminarz, zbieg wielu okoliczności spowodował, że zagraliśmy przeciwko drużynie, która w tamtym momencie miała zagwarantowane 9. miejsce i nie była maksymalnie zdeterminowana. To też po części element tego, co wydarzyło się tydzień wcześniej, czyli pojawiające się w prasie informacje jakoby Zagłębie miało wystawić skład rezerwowy czy wręcz zagrać przeciwko nam juniorami. Swoją drogą taka sytuacja wręcz prosi się o pewnego rodzaju przesunięcia w składzie, wcześniejsze urlopy dla kilku zawodników i tak dalej. Presja została jednak wywarta na trenera Stokowca i cały klub, to chyba Krzysiek Stanowski napisał, ze sytuacja jest bez wyjścia, bo cokolwiek się wydarzy będzie źle i dużo miał w tym racji. Ostatecznie Zagłębie zagrało drużyną prawie optymalną z kilkoma małymi roszadami. Zagrali zawodnicy, którzy myślami mogli być już na wakacjach i choć gra się dla kibiców, to z pewnością trudniej w takim momencie o pełną mobilizację. Dla nas z kolei był to mecz o wszystko. Nikt się przed nami nie położył, ale zgodzę się, że w tym meczu wola walki była po naszej stronie.
Pewnie też ta motywacja byłaby inna, gdyby w rolę Zagłębia obsadzić inną drużynę?
Tego się nie dowiemy. Powtórzę – zbieg wielu okoliczności spowodował, że w 37. kolejce ważyły się losy dwóch zespołów. To trochę na zasadzie efektu motyla – gdyby nie rzut karny w 92. minucie dla Wisły Płock w 30. kolejce, nie gralibyśmy z Zagłębiem Lubin, Korona nie grałaby w górnej połówce, trener Bartoszek nie zostałby trenerem roku i tak dalej. Antek Łukasiewicz trafiony w rękę poniekąd przyczynił się do wielu historii, łącznie z tym, że w Lubinie mieli już ugranego maksa jeśli chodzi o pozycję i zagraliśmy przeciwko nie wypruwającemu sobie flaków Zagłębiu.
Sebastian Staszewski napisał na Twitterze: Piłkarz Arki Gdynia. Po 7 czy 8 min zorientowałem się, że Lubin oddaje mecz. My w tym palców nie maczaliśmy. Ale szczerze? Wstyd mi było.
Chciałbym się dowiedzieć, który to zawodnik powiedział i chciałbym tę informację zweryfikować. Żyjemy w świecie szybkich informacji i krótkich newsów – nie mówię, że ten jest nieprawdziwy – tylko nie podoba mi się coś takiego, ponieważ taką notkę mogę zrobić na temat pana redaktora Staszewskiego. Jakąkolwiek, na zasadzie: ktoś mi powiedział, że redaktor Staszewski coś tam. Jeżeli informacja jest od zawodnika to trudno mi ją komentować, ale często wiarygodność takich wiadomości jest niska. Inna rzecz, że nie wiem czemu miałoby być temu anonimowemu zawodnikowi wstyd. Mieliśmy swoje okazje, ale Zagłębie też miało swoje. Jak pod koniec pierwszej połowy – kupa szczęścia, że piłka wtedy w siatce nie zatrzepotała, kończyłoby się po 45 minutach 2:1 i cholera wie co dalej.
Temu piłkarzowi mogło być wstyd właśnie dlatego, bo Arka potrzebowała odpuszczającego Zagłębia do utrzymania.
Nie chcę interpretować słów anonimowego piłkarza, który nawet nie wiem czy istnieje.
My wystawiliśmy za to spotkanie wszystkim jedynki.
No i okej, widziałem. Można oceniać czy mecz był kuriozalny, czy nie, ale też pamiętajmy: jedna drużyna za wszelką cenę musiała coś zrobić – przy takich umiejętnościach jakie posiada – druga, można powiedzieć, że nie musiała za wiele udowadniać. Tak to się zgrało, abstrahując od wszystkich teorii spiskowych, że taki wynik mógł się trafić. Wygląda na to, że wychodząc naprzeciw oczekiwaniom, Arka nie miała prawa tego meczu wygrać, wszyscy byliby zadowoleni, gdyby przegrała. A my pojechaliśmy wygrać, w kalendarzu wypadło, że mamy Zagłębie w 37. kolejce. 3:1 i tyle.
Ale nie rozpaczał pan pewnie, że w 37. kolejce Arka gra akurat z Zagłębiem.
Nie rozpaczałem, oczywiście, że nie. Gdyby Zagłębie walczyło o dziewiąte miejsce z Wisłą, przypuszczam, że ten mecz wyglądałby inaczej. Z tym się wiążą wcale nie małe przychody finansowe, ale akurat ten mecz nie miał dla nich żadnego znaczenia pod względem dochodów z ekstraklasy.
Do tego utrzymania zbiera się też ręka Siemaszki.
Wiele meczów się zbiera – utrzymaliśmy się po 37. kolejkach, a nie przez jedną bramkę Siemaszki. Pamiętajmy, że ona była zdobyta w pierwszej połowie, a teraz się mówi, że ręka Siemaszki wyeliminowała Ruch. Nie, ta bramka mogła być równie dobrze nieuznana, my zaczęlibyśmy grać inaczej i wygralibyśmy 3:1. A może byśmy przegrali? Cholera wie. Jednak to był 36. mecz w sezonie – równie dobrze mogliśmy zremisować z Jagiellonią, gdzie była kontrowersja z rzutem wolnym pośrednim, który prawdopodobnie przypieczętował wtedy porażkę. Błędów w sezonie na korzyść czy niekorzyść jest wiele, sami prowadzicie taki ranking, to jest fragment wpisany w zawód. Pojawienie się VAR-u jest więc krokiem w dobrą stronę, jestem jak najbardziej za. Trzeba eliminować błędy sędziów, wynikające przecież głównie z ułomności ludzkiego oka.
Tę rękę tak szeroko komentowano też dlatego, ponieważ była – nazwijmy to – efektowna.
Tak i wydarzyła się w danym momencie – przypuszczam, że to nie odbiłoby się takim echem, gdyby miało miejsce w 2.-3. kolejce.
Również wypowiedzi nie pomogły Siemaszce, prawda?
No na pewno, jednak dumny z tego nie jest. Mógł uciec do szatni, nie udzielać wypowiedzi na gorąco, bo nie wiadomo co powiedzieć a sytuacja wydawała się dość czytelna. Próbowałem się w jego buty wpasować i jest trudno.
Kończąc ten wątek – na pewno chciałby pan, by kolejny sezon, jeśli chodzi o utrzymanie, był spokojniejszy.
Zdecydowanie. Inaczej będzie szpital. Często się mówi, że najtrudniejszy dla beniaminka jest drugi sezon, ja akurat uważam, choć dowiemy się za rok czy mam rację, że pierwszy jest najtrudniejszy, bo klub to nie tylko sport, ale firma działająca w jakichś realiach. Po awansie znaleźliśmy się na innym poziomie finansów, tego się trzeba było nauczyć, myślę, że ta nauka w las nie poszła. Natomiast cele jakie sobie ustaliliśmy to była walka o utrzymanie i oba te słowa chcę podkreślić „walka”, „utrzymanie”. To zostało zrealizowane – pytanie: jak? Odpowiedź jest banalna – zdobyliśmy wystarczającą liczbę punktów, która pozwoliła nam być na 13. miejscu w tabeli. Jak ktoś chce nam zarzucać, że słabo to wyglądało, to wracam do słów „walka” i „utrzymanie”. Przypominam świetne mecze w rundzie jesiennej w tym wygraną na Łazienkowskiej. A za sobą zostawiamy między innymi Cracovię. Klub od lat będący w ekstraklasie, funkcjonujący na wyższym poziomie finansowym, ponoć posiadający lepszych zawodników.
Ojrzyński był pana pierwszym wyborem?
Mieliśmy swoją listę i akurat trener Ojrzyński był numerem jeden w tamtym momencie. Jak rozpoczęliśmy rozmowy z „jedynką”, z którą się dogadaliśmy, to już nie będę mówił o pozostałych osobach.
To ciekawy wybór, bo Ojrzyński nie jest typowym strażakiem – po raz pierwszy tak późno obejmował klub.
Byliśmy w takiej sytuacji, kiedy dojrzeliśmy do zmiany trenera. Przeprowadziliśmy wywiad środowiskowy z zawodnikami, którzy mieli ze szkoleniowcem do czynienia – trenera idealnego nie ma i na temat Ojrzyńskiego różne opinie od różnych piłkarzy słyszeliśmy. Swoją opinię przedstawił dyrektor Klejndinst. Spotkaliśmy się dwukrotnie na długich rozmowach i dogadaliśmy się. Zaczęliśmy współpracę, trener zrealizował dwa cele przed nim postawione – można dyskutować w jakim stylu, ale trzeba do tego podejść zero-jedynkowo, oba cele zrealizował. Teraz kolejnym będzie zbudowanie drużyny, która najprawdopodobniej ma się bić o nieco wyższe miejsce niż 13.. Nie chcę deklarować, zrobię to, gdy ocenimy jak zostanie wykonany plan na lato.
Wiem, że taka była umowa, ale nie martwiły pana słowa trenera, że po ewentualnym spadku odchodzi?
To zostało źle odebrane, ale taka umowa była między nami. Zapisaliśmy, że utrzymanie gwarantuje jej przedłużenie, natomiast spadek umowy nie przedłuża, lecz umówiliśmy się już poza protokołem, że to nie znaczy, że nie rozmawiamy.
Teraz, po utrzymaniu, sztab się zmieni? Krupski i Witt zostają?
Najprawdopodobniej. Mówię w ten sposób, bo w najbliższych dniach wszystko się wyjaśni. Zostanie prawdopodobnie Grzegorz Opaliński jako asystent, chcemy, by został Grzegorz Witt, czekamy na jego decyzję, wszystko wskazuje na to, że Jarek Krupski zostanie. Sztab medyczny pozostanie bez zmian, poszerzony o kolejnego masera i diagnostę. Szczegóły w kolejnych dniach, ale rewolucji bym tutaj nie widział.
Gdyby Witt zdecydował się odejść, będzie dla niego miejsce w innej roli?
Będziemy myśleć, bo to też nie jest tak, że zostaje dużo miejsca – drużyna rezerw, juniorów, stanowisko koordynatora ds. młodzieży. Tam już pracują ludzie od wielu lat związani z Arką, więc nie byłaby to komfortowa sytuacja. Nie chcielibyśmy jednak tracić takich osób jak Grzesiek Witt, bo to jest jednostka niesamowicie wartościowa, oddana Arce i profesjonalna. Ma duże doświadczenie i mam nadzieję, że zostanie przy pierwszej drużynie.
Której przydadzą się wzmocnienia. Chodzą nazwiska Dancha czy Ilijewa.
Mogę dołożyć do tego kolejne. Lista jest długa i zaczęła powstawać jeszcze zanim udało nam się utrzymać w Ekstraklasie, a właściwie od czasu, gdy zaświtała szansa awansu do niej. Wiadomo jednak, że nie będąc pewnym pozostania trudno o konkrety w rozmowach. Mało kto jest zdecydowany przejść do klubu, nie wiedząc, w której lidze przyjdzie mu występować. Teraz jest gorący okres i rozmowy nabierają konkretniejszego kształtu.
Czyli to nie kaczki dziennikarskie, że interesujecie się i rozmawiacie z wyżej wymienionymi?
“Rozmawia” i “interesuje się” to w futbolu z pozoru synonimy, ale jednak nie do końca. Na listach mamy dziesiątki nazwisk. Na każdą pozycję. Danch, Ilijew też na nich są. Praca trenera i dyrektora sportowego polega na tym, by „interesować się”. Ważniejsze jest dla mnie to, jakie będą efekty dyskusji trenera z dyrektorem sportowym i to, by układały się one w przekonującą też mnie logikę. Nie uzurpuję sobie prawa do oceny merytorycznej poszczególnych zawodników, nie mam ku temu podstaw – to jest praca pionu sportowego. Jednak po dyskusji podejmuję się oceny ryzyka w odniesieniu do ewentualnych kosztów.
Czy po roku w Ekstraklasie Arkę stać już na transfer gotówkowy?
Stać, tylko pytanie o kwotę i czy taki transfer naprawdę jest lepszy od transferu bezgotówkowego. Jeśli masz gracza o podobnym potencjale za x złotych czy zero złotych, wolę wziąć tego za zero złotych. Jeśli ktoś będzie chciał mnie przekonać, że tamten drugi jest lepszy lub jest słuszną inwestycją to rozmawiamy. To pytanie często się pojawia i mam wrażenie, że dla wielu transfer gotówkowy jest wartością samą w sobie.
Jeśli dyrektor z trenerem pokażą, że rzeczywiście warto zapłacić za kogoś – dajmy na to – 100 tysięcy euro, pan jest w stanie te pieniądze wyłożyć?
Abstrahując od kwoty – kwestią jest, czy wyłożone pieniądze równoważyć się będą z jakością zawodnika, czy przełoży się to jakość drużyny, zwiększy prawdopodobieństwo sukcesu sportowego, a co za tym idzie większych przychodów i radości dla kibiców. Przed sezonem sprowadziliśmy za darmo lub niewielkie kwoty kilku piłkarzy. W pierwszej drużynie regularnie grało kilku i różne oceny im można wystawić, acz zapewne oczekiwania były nieco większe. Nie stać nas na spektakularne błędy z transferami gotówkowymi. Lecha na pomyłkę typu Ubiparip, który do Poznania przychodził chyba za 400 tysięcy euro, było stać. Nas coś takiego by zabiło. Bo nie dość, że mamy zawodnika za tyle pieniędzy, płacimy mu zapewne niemałą pensję, to jeszcze na jego miejsce kogoś trzeba ściągnąć. Na tańsze pomyłki, które są przecież nieuniknione, nas stać, a minimalizowanie ryzyka pozwoliło wydobyć się z kłopotów finansowych.
W każdym razie, transfery powinny być lepsze niż ostatnio, bo tych z sezonu 16/17 chyba nie można dobrze ocenić.
Celem było utrzymanie się w ekstraklasie i w niej pozostaliśmy ale dobrze, to polećmy. Kto przyszedł latem? Sołdecki…
Minus.
…dzisiaj można powiedzieć, że nie spełnił oczekiwań, chociaż przed sezonem nie spotkałem głosu, który by mówił, że to jest zły ruch. Wręcz przeciwnie – świetny. Piszę się laurkę przed sezonem, a po nim wszyscy jesteśmy mądrzy. Początek rozgrywek Sołdka był niezły, potem dołek, końcówkę zagrał już jako defensywny pomocnik i chyba bez dramatu. Przed nami kolejny sezon współpracy i zobaczymy jakie zadania dla Dawida będzie miał trener Ojrzyński. Myślę, że będzie lepiej. Jednak okej, tutaj zgoda, oczekiwania były wyższe niż to w jaki sposób się dotychczas zaprezentował.
Zbozień?
Kosmosu nie oczekiwaliśmy, kosmosu nie dostaliśmy. Solidny zawodnik o nieco innych walorach niż Tadek Socha i dzięki temu była konkurencja na tej pozycji.
Którą przegrał.
Może tak, może nie. Zagrali mniej więcej po połowie. Wiemy, że jeden i drugi mają inne walory, jeśli chodzi o atletykę czy funkcję na boisku. Tutaj pewnie malutki minus i choć oczekiwania były nieco wyższe, to jednak bez dramatu. Zobaczymy czy będziemy jechać dalej razem.
Zjawiński – wiadomo, już został oceniony, skoro go nie ma w klubie, a Trytko i Barisić?
Szkoda Josipa, fajny i bardzo ambitny facet i wyglądało, że coś z tego będzie, mimo że pierwsze pół roku w tym sezonie na to nie wskazywało. Wypożyczyliśmy go idąc nieco pod prąd, inna sprawa, że to była sytuacja podbramkowa. Długo rozmawialiśmy z innym zawodnikiem, jednak klub zablokował jego przejście do Arki, kiedy dograliśmy warunki kontraktu indywidualnego. Do tego kontuzję miał Paweł Abbott, groźnie wyglądał uraz Rafała Siemaszki. Pachniało tym, że zaczniemy wiosnę bez napastnika. Na pewno Josip jest rozczarowany, my też, nawet udało się nam dogadać, żeby umowę rozwiązać wcześniej, szczególnie, że co chwilę miał większą czy mniejszą kontuzję. Zdecydowanie in minus.
Formella?
Wielkie nadzieje. Jeśli spojrzeć na jego statystyki bramek i asyst, to suche cyfry wyglądają przyzwoicie. Sama gra dawała jednak dużo do myślenia i Darek nie był pewniakiem w pierwszej jedenastce. Myślę, że oczekiwaliśmy nieco więcej, choć pewnie dość naturalnie te oczekiwania były oparte na niedawnych wspomnieniach udziału Darka w wywalczeniu awansu do Ekstraklasy.
Wraca do Poznania?
Teraz na pewno wrócił do Lecha, rozmawiamy. Nie chcę nic deklarować.
Wielu kibiców ma do niego pretensje, różne historie się słyszy i czyta, z udziałem Formelli i fanów.
Różne historie się słyszy. Jedne są bliżej prawdy, drugie nieco naciągane. Darek bardzo chciał przyjść do Arki, nie dlatego, że myślał tylko o sobie, ale lubi to miejsce, lubi Arkę Gdynia i lubi atmosferę wokół klubu. A że jest osobą pewną siebie, wygadaną i ekspresyjną to zważywszy na wiek o nieporozumienie nie trudno. Czasami niefortunna wypowiedź w chwili emocji potrafi coś zepsuć ale to nie znaczy, że u Darka nie ma w sercu Arki, myślę, że jest, chociaż umie tego nie okazywać.
Dalej – Zarandia i Marciniak mieli przebłyski, ale to chyba tyle?
Gdy Zarandia dołączał zimą, to plan dla niego był bardzo ostrożny. Miał się aklimatyzować, pracować mocno w treningu i powoli wchodzić do gry. Życie pokazało, że przytrafiła mu się piękna akcja i medal za Puchar Polski. To była melodia przyszłości i nadal jest. Nowy sezon nowe nadzieje i weryfikacja. Luca jest regularnie jest powoływany do kadry U21. Uważam, że to nie był minus, ale mały plus z opcją na przyszłość. Adam Marciniak – wiadomo, górki, dołki. Nie rozczarował.
Zmierzam do tego, że utrzymanie zagwarantowała w dużej mierze stara gwardia, z pierwszej ligi.
Nie zgadzam się, ale nawet jeśli, to płakać czy nie? Zagwarantowała drużyna, 20-paru zawodników, gdzie każdy mecz trzeba analizować oddzielnie.
Tak, ale może gdyby transfery były lepsze, ten sezon mógłby wyglądać w lidze spokojniej?
Mógłby, ale może gdybyśmy zatrudnili jeszcze innych zawodników, to spadlibyśmy z ligi Naprawdę, teraz możemy każdą postać ocenić i gdybać. Decyzje podejmowane są przed sezonem i dział sportowy nie składa rekomendacji przeciwko sobie. Transfery to wypadkowa tego jak trener widzi drużynę, jak będzie chciał grać, dopasowania, w miarę możliwości finansowych, aktorów, a potem życie to weryfikuje. Do tego dochodzą kontuzje, kartki. Wiadomo, że im dłuższa ławka, tym życie trenera jest spokojniejsze, ale nas nie stać na to, by mieć 25 równorzędnych zawodników, tylko szukamy uzupełnień w młodych, zdolnych chłopakach. Mam nadzieję, że oni dostaną szansę w nowym sezonie, bo w minionym w Pro Junior System mieliśmy zero oczek. Trenuje Szymon Nowicki, Jakub Wawszczyk, Janek Łoś ciekawie wyglądał w Centralnej Lidze Juniorów, myślę, że takie postacie muszą dołączać.
Okej, ale niech pan odpowie jednym zdaniem, bez szukania kontekstów – jest pan zadowolony z transferów w sezonie 16/17?
Z jednych tak, z drugich nie (śmiech). To chyba naturalne. Nie wrzucałbym więc wszystkich do jednego wora, a każdy z nich cegiełkę dołożył.
Chodzi mi o to, że nie ma w Arce piłkarza z nowych transferów, do którego nie można się przyczepić w żaden sposób.
Nie ma piłkarza na świecie, do którego ktoś się nie przyczepi. Chociaż, trzymając się naszego rynku, można iść do Warszawy, Gdańska czy Poznania i pewnie na temat każdego piłkarza jakiś kibic znajdzie to „ale”.
Na przykładowego Kuciaka trudno znaleźć „ale”.
Pewnie jakby poszperać w prasie to i wśród dziennikarzy znalazłoby się trochę negatywnych opinii na jego temat w trakcie rundy, ale rozumiem, że nie o to chodzi. Świetny bramkarz w naszej lidze i tyle. A rozczarowania trafiają się w każdym klubie. Taki Van Kessel czy Chukwu.
Z drugiej strony Legia ma Vadisa. Wiem, że to inna półka transferowa, ale to pozytywna historia nowego piłkarza, której trochę w Arce mi brakuje.
No właśnie – nie porównujmy się z Barceloną od razu, bo to gdzieś jest taka relacja finansowa Arka-Legia. Mówię: cel został spełniony. W jakim stylu? W takim, że go osiągnęliśmy. Kropka. Planem i ambicją jest to, by drużyna w nowym sezonie miała choć minimalnie wyższą jakość. I to jest zadanie dla pionu sportowego.
Od kwietnia z zespołem trenuje Tomas Kosut.
Dzisiaj podpisał umowę.
Zastanawiam się, czy zawodnik, który przez dwa miesiące trenował bez kontraktu może okazać się realnym wzmocnieniem.
Nie dołączył do nas wcześniej ze względów formalnych, nie udało uzyskać w porę certyfikatu, który pozwoliłby mu na grę już w minionym sezonie. Tak czy inaczej, mieliśmy go cały czas na miejscu pod okiem trenera. Dla nas była to też wyjątkowa okazja, bo mieliśmy piłkarza na testach nie przez tydzień, a przez dwa miesiące. Gdyby trenera nie przekonał, to nie trzymalibyśmy Tomasa tyle czasu w Gdyni.
Kibice domagają się lepszych transferów być może także dlatego, że Arka ostatnio zarobiła trochę pieniędzy, których nie spodziewała się zarobić. Puchar Polski, za chwilę Liga Europy…
Jasne, zarobiła, ale i swoje wypłaciła. Za wszystko są bowiem premie. Mieliśmy tak skonstruowany system premiowy, że zawodnicy mogli naprawdę sporo zarobić czy to za utrzymanie czy też za Puchar Polski. Osiągnęli postawione przed nimi cele, więc otrzymają za to dodatkowe wynagrodzenie. Na szczęście dzięki zastrzykom finansowym premie te możemy praktycznie od razu wypłacić, bez szarpania się i wikłania w problemy licencyjne. Mam nadzieję, że pod względem finansowym te najczarniejsze chwile już za nami. Jakąś poduszkę na czarną godzinę zawsze jednak warto sobie przygotować. Nowi zawodnicy będą, a czy to będą lepsze czy gorsze transfery to dowiemy się, tradycyjnie, gdy wyjdą na murawę w koszulce Arki i rozegrają co najmniej kilkanaście spotkań.
W zeszłym roku budżet wynosił 12 milionów złotych?
Nieco więcej. Zależy też jak to liczyć.
A jak będzie wyglądał przed następnym sezonem?
Jeszcze tego nie wiem, ale powinien być nieco wyższy.
A kiedy pan będzie wiedział?
W najbliższej przyszłości, po zakończeniu rozmów ze sponsorami.
Jakaś prognoza? Czytałem w niektórych mediach, że będzie wynosić 16-18 milionów.
Czytałem też, że Maciej Szczęsny przechodzi do Arki (śmiech).
No dobrze, to może inaczej: Arka spłaciła już wszystkie długi?
Uważam, że jesteśmy już na takim etapie, że nie należy się tym przejmować.
Będzie sponsor na koszulkach?
Będzie. W zeszłym sezonie był sponsor na koszulkach – Miasto Gdynia i Polnord.
Chodzi mi o takiego spoza miasta.
Miasto jest naszym największym partnerem. Nie wyobrażam sobie, byśmy grali bez Gdyni na koszulce. Arka to Gdynia. Zawsze. Ten sezon pokazał, że wydatki promocyjne są uzasadnione. Nasze potencjał promowania miasta jest duży i z pewnością największy, jeśli chodzi o dyscypliny sportowe w Gdyni.
Zainteresowanie Arką ze strony sponsorów po zdobyciu Pucharu Polski jest większe?
Zaraz po zdobyciu pucharu podpisaliśmy umowę na sponsora dwóch meczów. Ponadto gra w ekstraklasie spowodowała, że udało się związać z firmą Polnord, która wróciła do nas po czasie i to od razu na front koszulek. Świetna wiadomość. Też są bardzo zadowoleni. Rozmawiamy, co robić dalej. Do końca roku na pewno zostaną. Mamy kilkadziesiąt firm współpracujących z nami od lat. Prowadzimy rozmowy na temat rozszerzenia współpracy z kilkoma firmami, pojawią się też kolejne.
Zawsze wydawało mi się, że sukces przyciąga sponsorów. Zawsze lepiej reklamować się zwycięzcami.
Tak, stąd też po awansie pojawiły się nowe firmy. Chociażby Stena Line czy Mackiewicz. Często pada pytanie, czy pojawi się “duży i poważny sponsor”. To irytuje, również firmy, które z nami współpracują, bo to często są duże a zawsze poważne firmy. Zapewniam, że nasza żółto-niebieska rodzina biznesowa zapewnia Arce łącznie przyzwoite przychody. Uważni obserwatorzy pewnie dostrzegają, że w każdym sezonie dołączają do nas nowe firmy.
Polnord trafił na koszulki w poczet spłaty długu?
Polnord trafił na koszulki w zamian za świadczenia finansowe. Nie ma darmowych świadczeń reklamowych.
Za chwilę w Gdyni zacznie się młodzieżowe EURO.
To splendor dla miasta i duży test dla stadionu. Murawa wygląda rewelacyjnie, przygotowania trwają. Kolejna duża impreza sportowa w Gdyni.
To EURO przyda się w jakiś sposób Arce?
Chwilowo utrudnia życie, bo musieliśmy opuścić biura na prawie miesiąc ale to zrozumiałe. W związku z EURO poczynione zostały małe inwestycje na obiekcie i to już powinno zostać i dodać jakości przy okazji meczów Arki.
A co pan sądzi o słowach Sobieraja, który skarżył się na niską frekwencję?
Niezręczna sytuacja, wręcz niepotrzebna. Każdy ma prawo nie przyjść na mecz. Stadiony wypełniają osoby, które idą zobaczyć sukces. To normalne, że jeśli wygrasz dwa mecze, na następnym pojawi się więcej ludzi. Po porażkach i przy atmosferze rozczarowania frekwencja siada. Porównanie do finału Pucharu Polski również nie na miejscu, bo chodziło o wydarzenie historyczne, więc wiadomo było, że pojedzie większa grupa. Znaleźć można wiele osób, które w życiu nie były w Gdyni na meczu lub bywają bardzo sporadycznie, a pojechały do Warszawy. Część z nich bakcyla złapała. Dlatego spodziewałbym się bardziej zaproszenia ich a nie opierdzielenia za to, że wybrali inną rozrywkę przy okazji meczu ligowego. Znamy jednak Krzysztofa Sobieraja i wiemy, że taka pomeczowa emocjonalna wypowiedź to wynik frustracji, gdy wiesz, że robisz wszystko by wygrać, nie wszystko się układa, a z trybuny dostajesz „ciosy” od kilku osób. Tak czy inaczej niefortunna wypowiedź.
A jak pan patrzy na udział Arki w Lidze Europy? Słabsza drużyna i potencjalna szansa na awans czy Milan i piękna historia?
Przyjąć Milan, napisać historię i przejść do następnej rundy. Takie coś mi się marzy i nie takie numery świat widział (śmiech).
Trudne do wyobrażenia.
Oczywiście, wiele rzeczy jest trudnych do wyobrażenia, ale czasem się dzieją. Kto widział nas jako zwycięzcę Pucharu Polski? A jednak jakoś się udało. Swoją drogą mam wrażenie, że my chyba z nikim innym nie możemy zagrać. Wszyscy tylko o Milanie. Nie wiem, jak to się robi, ale trzeba dopilnować losowania. Każde inne będzie pomyłką (śmiech). Czasem ktoś jeszcze rzuci Marsylię czy Everton, ale generalnie to już wiem, że gramy z Milanem. Chcę zobaczyć Rafała Siemaszkę strzelającego bramkę na San Siro.
Teraz jeszcze tylko brakuje zgody z Milanem.
Wyczuwam złośliwość. Oni będą po wakacjach, a wola walki znów będzie po naszej stronie.
Ale tak na poważnie – chyba wolałby pan uniknąć wyjazdu na przykład do Kazachstanu.
Bezdyskusyjnie. To by była męczarnia. Niezależnie, czy będzie to długa czy krótka przygoda, grając z wielkim klubem budujemy historię wspominaną przez długie lata. Beroe Stara Zagora to nie była żadna wielka firma, a jednak każdy w Gdyni wie, że taka drużyna tu kiedyś grała.
Arka, w zasadzie, w tej Lidze Europy, niezależnie od rywala i wyniku, może tylko wygrać.
Zawodnicy mogą tylko wygrać. Grają dla pieniędzy. Jeśli są premie do zgarnięcia, nie wierzę w brak determinacji. W brak umiejętności czy gorszy dzień – owszem. Ale nie w brak determinacji. A jak ona będzie to wygrają i oni i Arka.
Zwolnienie Nicińskiego było najtrudniejszą decyzją podczas prezesury?
O tak. Miałem przyjemność pracować z kilkoma trenerami, Grzegorz był tutaj przez 2,5 roku. Po meczu w Szczecinie ściskało żołądek przed spotkaniem, ale Grzesiek fajnie się zachował i ułatwił rozmowę. Nie było ultimatum, że wygrana z Pogonią zapewniłaby mu pozostanie, a porażka przesądziła o zwolnieniu. No ale był taki łomot, że…
Strasznie mieszał w obronie. Co mecz to inne zestawienie.
To już trzeba by z nim na ten temat porozmawiać. Tak jednak było. Próbował różnych rozwiązań, co mecz przyjmowaliśmy po 3-4 bramki. Nie za dobrze ten bilans wyglądał.
Jest szansa, by Niciński wrócił do klubu w innej roli?
Myślę, że on jest na takim etapie, że chce i musi być trenerem. Inaczej sobie tego nie wyobrażam i Grzegorz chyba też nie. Powiem inaczej – mam nadzieję, że wróci tu jeszcze kiedyś jako szkoleniowiec. Długi epizod w Arce, sukcesy, chwała mu za to. Teraz chwila odpoczynku i zbieranie nowych doświadczeń. Wróci do Arki silniejszy.
A Michał Nalepa będzie jeszcze wiodącą postacią Arki Gdynia?
Michałowi bardzo mocno kibicuję, ale on też chyba jeszcze musi sam ze sobą trochę powalczyć. Nie chcę teraz stwierdzić “a nie mówiłem”, ale wydaje mi się, że wypożyczenie zimą do Grudziądza dobrze by mu zrobiło. Grałby więcej. Choć też rozumiem, że fajnie mu w drużynie, która zdobyła Puchar Polski. Czy będzie wiodącą postacią? Oby był. Tego bym chciał. Musi się jednak jeszcze sam dookreślić, czy piłka nożna czy też nie tylko piłka nożna. Jeśli chce zostać dobrym piłkarzem, powinien niektóre sprawy odłożyć na bok. Ma wszystko, żeby zostać solidnym ekstraklasowym zawodnikiem.
Czyli Nalepa poza futbolem ma jeszcze inne zainteresowania?
Każdy z zawodników je ma. Pytanie, jak bardzo zaprzątają one głowę.
Wiele słyszałem o jego kontuzji. Różne diagnozy, klub podobno nie za bardzo pomagał.
To, że lekarze stawiają różne diagnozy to się zdarza. Lekarz klubowy nie jest specjalistą w danej dziedzinie, a Michałowi przydarzyła się dość specyficzna historia.
Słyszałem, że podejrzewano stwardnienie rozsiane.
Nie chcę w to zbyt głęboko wchodzić. Podejrzewano różne przyczyny. Prawdą jest, że kilka diagnoz było nietrafionych, ale koniec końców Michałowi udało się wrócić do pełnej sprawności.
Pan czuje, że zrobił wszystko, by mu pomóc?
Zależy co rozumieć przez “wszystko”.
Czy ma pan czyste sumienie.
Rozmawiałem z Michałem kilkakrotnie i nie dawał znać, że czuł się opuszczony przez klub. Z pewnością większość pracy wykonał sam, włączała się rodzina, przyjaciele. Niech Michał sam oceni, czy czuje się rozczarowany. Nie stać nas na prywatną klinikę, która jest w stanie zdiagnozować wszystko albo żeby wsadzić kogoś w samolot i wysłać do Ameryki. Jest zdrowy i nich się teraz skoncentruje na graniu w piłę.
Znowu będzie go pan chciał wypożyczyć? Jak z nim rozmawiałem, powiedział, że nie chce iść do I ligi, bo tam był już najlepszym piłkarzem i byłby to tylko krok w tył. Czasami jednak trzeba postawić krok w tył, by potem zrobić dwa do przodu?
Zgadza się. Jaka będzie przyszłość Michała, jeszcze nie wiemy. Trener jest po rozmowie z nim i po 19 czerwca stawia się z drużyną na przygotowania do sezonu.
Jest jakaś satysfakcja z tego, że Arka pozbawiła Lechię pucharów?
Na pewno czujemy lokalną dumę. Szczególnie, że rywal zza miedzy dysponuje znacznie większym budżetem i był jednym z kandydatów do medali. Tak się złożyło, że zabraliśmy czwartej drużynie w tabeli miejsce w Lidze Europy. Trafiło na Lechię.
Myśląc już o kolejnym sezonie, wolałby pan więcej spokoju, może nawet nudy, jeśli chodzi o ligę?
Niech nie będzie nudno, byle in plus.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk & 400mm.pl