Kolejny rok niemal za nami, więc pora na rozliczenie z gwiazdami zachodniej piłki. Postanowiliśmy ich podzielić na dwie kategorie. Największe odkrycia i zjazdy minionych 12 miesięcy. Głównym kryterium oceny była nieprzewidywalność, bo sporo drużyn i zawodników zdołało nas wprawić w osłupienie lub popaść w marazm. Doceniliśmy tych, którzy zmienili się najbardziej nie do poznania i kilka rzeczy wiemy już na sto procent. Milos Krasić rozgląda się właśnie za nowym lotniskiem, Klaas-Jan Huntelaar świętuje przy lampce coca-coli, a Mario Gomez wciąż sika do najgłębiej usytuowanego pisuaru w szatni Bayernu.

1. FERNANDO TORRES
To cudowny gracz, potwierdzał to w Atletico, Liverpoolu i w reprezentacji. Ale chyba rzucono na niego jakąś klątwę. Od czasu mistrzostw świata nic mu nie wychodzi, stracił pewność siebie, ale wciąż jestem przekonany, że to przyszłość Chelsea – stwierdził jakiś czas temu Franck Leboeuf. Wcale nie od mistrzostw świata… El Nino trafia do siatki od święta i potyka się o własne nogi przez ponad półtora roku, a 2011 to wręcz niebywały zjazd w jego wykonaniu. Już teraz The Blues chcą go jak najszybciej komuś upchnąć, nawet za 20 milionów funtów, czyli kwotę ponad dwukrotnie niższą od tej, za jaką go kupili. SkySports nadała mu miano największego nieudacznika roku, z czym w 100% się zgadzamy.
Kompromitujące pudła Fernando:
Z Blackburn:
Z Manchesterem United:
A właśnie, zapomnielibyśmy. Po ściągnięciu do Liverpoolu Andy’ego Carolla jeden z fanów „The Reds” puścił wodze wyobraźni…
2. CARLOS TEVEZ
Jego przypadek jest trochę inny. Nie można, jak w przypadku Torresa powiedzieć, że nagle przestało mu żreć. Też nie można stwierdzić, że brakowało szczęścia. Carlitos po prostu położył na futbol laskę i od jakiegoś czasu woli machać kijem golfowym w ojczyźnie.
Od dawna wiadomo, że Tevez to trudny do utrzymania „gorący ziemniak” albo – jak kto woli – tykająca bomba zegarowa. Pozostaje pytanie – czy już wybuchła? Dla niektórych pewnie tak – w trakcie meczu z Bayernem, kiedy odmówił wyjścia na boisko. Inni, w tym AC Milan, wciąż wierzą, że Tevez jest w stanie robić różnicę na boisku bez niszczenia harmonii w zespole. Jeśli jednak będzie chciał przenieść się do Mediolanu, najpierw czekać go będą testy psychologiczne. – Przy wyborze klubu zawsze kierował się pieniędzmi. Milan mógłby być pierwszą drużyną, którą wybrałby ze względu na karierę, a nie na swoją pensję – twierdzi Clarence Seedorf. Nie do końca nas to przekonuje. Manciniego chyba też nie…
3. MILOS KRASIĆ
Od bohatera do zera. Jeszcze półtora roku temu przylatywał prywatną awionetką na negocjacje z turyńskim klubem, dziś kibice „Bianconerich” ściskają kciuki, żeby odleciał w nieznanym kierunku. Pozostanie tylko kilka wyblakłych wspomnień po doskonałych występach w debiutanckim sezonie w Serie A i wielki niedosyt. Taki jak po tym zagraniu:
Niewykorzystana sytuacja z Chievo to było pół biedy, bo video z rajdem Serba niosło za sobą same nieszczęścia. Ostatecznie trafiło najpewniej na maila wszystkich ligowych stoperów, bo Serb od tego czasu nikogo nie zdołał oszukać. Wszyscy zorientowali się, że bazuje tylko na banalnych ucieczkach pod bramkę rywali. Wściekły był trener Antonio Conte, który nie zdołał wymóc na piłkarzu nowej jakości lub nawet prostych sztuczek technicznych i w efekcie odsunął go od zespołu:
Obecnie agent Krasicia walczy o angaż swojego klienta w Chelsea, a „Stara Dama” próbuje ugrać na tej transakcji 10 milionów euro. Może im w tym pomóc laurka, którą wystawił niegdysiejszy guru Stamford Bridge, Jose Mourinho: – To fantastyczny piłkarz, z absolutnego topu. Bianconeri mogą z nim wygrać Scudetto…
4. ATLETICO MADRYT
Stało się. Frustracja działaczy z Vicente Calderon wreszcie wykipiała poza bramy stadionu. Głowę trenera Gregorio Manzano ścięto tuż przed świętami, a pracę niedoszłego rewolucjonisty Atletico w mediach nazwano „tragedią”. Wystarczy spojrzeć na odpadnięcie z Pucharu Króla z drugoligowym Albacete…
– Zagramy z wielkim entuzjazmem i odrobimy straty, bo jesteśmy zdecydowanym faworytem – mówił Manzano przed rewanżem w Copa del Rey. Nie odrobili, bo w pierwszym starciu przegrali 1:2, a w drugim skończyło się na kompromitującym 0:1. Pomimo deklaracji, że „czuje się silniejszy niż kiedykolwiek”, nikt nie zamierzał dłużej testować wytrzymałości Manzano i dziś na gorącym stołku zasiada już Diego Simeone. Argentyńczyka czeka wyjątkowo trudne okienko transferowe, bo zespół potrzebuje jakości od zaraz. Inaczej Atletico zupełnie popadnie w przeciętność, którą widać już niemal na każdym kroku.
Według obliczeń dziennika „Marki”, „Los Colchoneros” uplasowaliby się na dziesiątym miejscu za rok 2011 w La Liga, czyli na tym samym, które okupują także w bieżących rozgrywkach. Pozytywy kończą się na Falcao i na Adrianie, który… już znalazł się na celowniku Barcelony. Na Camp Nou miałby od stycznia zastąpić kontuzjowanego Davida Villę. Podejrzewamy, że jeśli trzeci porządny napastnik – po Aguero i Forlanie – odejdzie z „Atleti” w ciągu zaledwie kilku miesięcy, ambicje i aspiracje do gry w Lidze Mistrzów umrą śmiercią naturalną lub zostaną przełożone. Od razu o kilka lat.
5. INTER MEDIOLAN
Równia pochyła Interu nie była tak stroma, jak w przypadku Atletico Madryt, ale jednak… Poprzedni sezon „Nerazzurri” zakończyli na drugim miejscu, teraz po zimie są na piątej lokacie ze stratą ośmiu punktów do lidera. Inter to dowód na to, że dotyk Jose Mourinho boli przez całe życie. „The Special One” wyssał z tej drużyny, co najlepsze i nikt nie potrafi tego odzyskać. Ani parodysta Gasperini, ani Claudio Ranieri. Diego Milito, najgorszy piłkarz Serie A, potyka się o własne nogi, Javier Zanetti dostał swoją pierwszą czerwoną kartkę w Serie A, a Wesley Sneijder i Maicon są cieniami samego siebie. Wygląda na to, że w lecie Inter czekać będzie kolejna rewolucja, bo trudno się spodziewać, żeby w zimie, przy braku głośnych transferów, nagle się podnieśli.
6. NURI SAHIN
Mało kto pamięta, że ten chłopak, MVP Bundesligi 2010/11 jeszcze żyje. Po transferze do Realu kompletnie się rozsypał i stał się dla lekarzy „Królewskich” kolejnym Woodgatem…
A kiedy już był do dyspozycji Mourinho, ten z pełną dyplomacją stwierdził, że „rywalizacja trwa, wszyscy idą krok po kroku do przodu”. Dał też jednak do zrozumienia, że Turek na tę chwilę nie nadaje się do pierwszej jedenastki. Do gry bardziej nadają się Xabi Alonso, Lass Diarra, Sami Khedira czy nawet Hamit Altintop. Sahin spędził w tym sezonie na boisku prawie tyle samo minut co Moshe Ohayon w Legii (na wszystkich frontach). Tyle że Izraelczyk pewnie wkrótce zostanie odstrzelony…
1. ROBIN VAN PERSIE
Jeśli sprawdzacie mecze Arsenalu na Livescore i ciekawi was, kto strzelił bramkę, to… możecie odpuścić. Na 99% był to Holender. Po odejściu Fabregasa stał się prawdziwym liderem „Kanonierów”. W 32 kolejkach wbił 33 gole. W Anglii zaczęto nawet mówić o „Van Persie – dependencii”, bo żaden klub Premiership nie uzależniony od jednego piłkarza w takim stopniu… Z taką opinią nie zgadza się jednak Arsene Wenger: – Bramki Robina nie robią z nas one-man team.
Nie? To przytoczmy kilka innych cytatów…
Wojciech Szczęsny: – Van Persie to najlepszy piłkarz na świecie.
Thierry Henry: – To niesamowite, jak się rozwinął. Podziwiam go za to, co robi i dziękuję Bogu, że gra u nas.
Sam zainteresowany: – Czasami sam siebie zadziwiam. To wspaniałe, jak mi się teraz układa, ale muszę podchodzić do tego na spokojnie.
2. MARIO GOMEZ
W ostatnich sezonach w formie widzieliśmy go tylko na archiwalnych nagraniach w portalu Youtube. Przeprowadzka do Monachium wyjątkowo mu nie służyła, bo najpierw był tylko cieniem dla skutecznego Olicia, a później stopniowo cieniem dla… samego siebie ze Stuttgartu. Wreszcie się odblokował, ale trudno to nazwać zwykłym przełamaniem. Od początku sezonu całe Niemcy są świadkami prawdziwego gradu bramek w wykonaniu snajpera, który po 16 meczach Bundesligi ma 16 trafień.
– Mario Gomez wreszcie odwdzięczył się Bawarczykom za ich zaufanie. Miał bardzo ciężkie początki, ale nigdy nie tracił w siebie wiary. Był wyciszony, nie zabierał głosu, nie narzekał na nic i skupiał się po prostu na pracy. Wreszcie jest efekt – zauważa legenda niemieckiej piłki, Gunther Netzer. Obecnie komplementowany snajper przymierzany jest do pobicia rekordu Gerda Mullera, który w 1972 roku ustrzelił 40 trafień w Bundeslidze. Rezultat raczej nie do ruszenia w dzisiejszych czasach, ale… tylko raczej.
Piłkarza udało się na dobrą sprawę zatrzymać tylko raz od startu sezonu przy okazji remisu Bayernu z Napoli 1:1. Reprezentant naszych zachodnich sąsiadów pozostawał przez cały mecz zupełnie bezproduktywny. Przyczyna? Nieustanne ataki laserem na jego oczy. Mario znów nie narzekał i tylko czekał na zemstę w rewanżowym meczu. W Monachium w pojedynkę sponiewierał Napoli i ustrzelił hat-tricka, a Bawarczycy wygrali 3:2. Ponoć za jego wielką dyspozycją stoi zabobon polegający na tym, że po każdym meczu piłkarz idzie się odlać do pisuaru najgłębiej oddalonego po lewej stronie szatni…
3. KLAAS-JAN HUNTELAAR
Długo jechał na opinii genialnego snajpera ze średniej ligi, by później robić za przepłaconego przebierańca europejskich boisk. Kiedyś – owszem – pakował hurtowo gole w Ajaksie, ale w Realu nadawał się tylko do podpierania ścian w klubowej szatni. Na boisko nie było warto go nawet wpuszczać… Epizod w Milanie wolimy przemilczeć, bo wszystko zmierzało do tego, by piłkarz na dobre wrócił do kraju. Ledwie po przyjeździe do Holandii odebrał jednak telefon, że czekają na niego w Schalke. 45 minut i był już na miejscu. Na swojej ziemi obiecanej.
Początek był trudny, bo w debiutanckim sezonie wyglądał przy Raulu jak dziadek, choć miało być na odwrót. Niestety, to Holender częściej lądował na chorobowym. Za jednym zamachem ominął nawet osiem kolejek przez kontuzję kolana, ale w tym sezonie wrócił silniejszy niż kiedykolwiek. To już nie drewniak, a „HunTORlaar”. Dziennikarze Bilda nadali mu taki pseudonim od słowa „Tor”, czyli od słowa gol.Â
Z nowym nickiem piłkarz czuje się doskonale, bo w obecnym sezonie w 16 meczach Bundesligi zgromadził 15 goli, a dziennikarze już przewidują, że do końca rozgrywek obali klubowy rekord i zapisze się na kartach historii. Wystarczy, że strzeli 30 goli, bo najskuteczniejszy piłkarz S04 w pojedynczym sezonie miał ich 29. Od podobnych wyników minęło już trochę czasu, bo wyjątkowy Klaus Fischer zanotował tyle trafień w sezonie 1975/76.
4. JUVENTUS TURYN
Wygląda na to, że we Włoszech wracają stare dobre czasy sprzed Calciopoli. Juventus jest obecnie wiceliderem rozgrywek, ale stylem gry bije już wszystkich rywali na głowę. Stoi za tym były wielki Bianconero, Antonio Conte, który wreszcie zaszczepił w piłkarzach wiarę, że można grać jednocześnie efektownie i efektywnie. Kibice wreszcie przestają cierpieć po horrorach i szachach przez kilka ostatnich, suchych lat.
Na pochwałę zasługują też klubowe poczynania na rynku transferowym, bo Bianconeri ostatnimi błaźnili się przy negocjacjach i sprowadzali szrot pokroju Poulsena. Teraz za przekonanie do gry w Turynie Andrei Barzaglego, dyrektorowi sportowemu Beppie Marotcie należy się medal. To chyba najbardziej kontrastowy transfer w stosunku ceny do jakości, jaki widzieliśmy przez ostatnie 12 miesięcy. Barzagli zasilił „Starą Damę” za 300 tysięcy euro, a dziś wygląda nam na najlepszego stopera ligi obok Thiago Silvy…
Włosi, jak typowe mąciwody, mają też swoje wady, więc nie może się obyć bez nagany za potraktowanie Alessandro Del Piero. Legenda klubu po sezonie ma opuścić zespół, ale trzyma się dobrze, nadal błyszczy klasą i na pewno dołoży swoją cegiełkę do ewentualnych sukcesów. Za często co prawda nie gra, ale nadal robi prezenty fanom Juve. I to dosłownie, bo w roli Świętego Mikołaja:
5. MIROSLAV KLOSE
O wielu piłkarzach mówi się, że są królami sparingów i okresów przygotowawczych, a jak przychodzi sezon, to siadają. Taka charakterystyka nie odnosi się do Klose, który w debiucie w barwach Lazio walnął sześć bramek i tej zabójczej skuteczności nie zatracił. W Serie A strzelił już dziewięć goli, w Lidze Europy dołożył dwa trafienia i nic dziwnego, że „Il Giornale” nazywa go boiskowym zabójcą, a „Corriere dello Sport”… Picasso.
Zanim Klose trafił do Lazio, interesowały się nim Juventus, Tottenham i Benfica, a także Borussia Dortmund, która nie była w stanie sprostać jego wymaganiom finansowym. Lazio się ugięło, przedstawiło wysoki kontrakt i teraz nie żałuje. – W polu karnym jest bezlitosny. Doskonale wkomponował się do zespołu i udowodnił swoją wysoką klasę. Mamy szczęście, że jest z nami – chwali swojego podopiecznego Edoardo Reja. Klose odpowiada mu tym samym: – Reja preferuje podobny styl jak Jogi Loew w kadrze. Znalazł dla mnie odpowiednią pozycję i to przynosi efekty, bo w końcu mam swoje miejsce na boisku i pozaboiskowe wsparcie trenera.
6. DEMBA BA
Senegalczyk ma wiele wspólnego z Emmanuelem Olisadebe, bo angażu w klubie z Premier League nie dostał… ze względu na dramatyczny stan kolan. Tak twierdzili przynajmniej w Stoke City, na których się zemścił przed kilkoma tygodniami. Hat-trickiem w barwach Newcastle w meczu wygranym 3:1. Demba Ba to bestia, którą dodatkowo nakręcają… kryminaliści ze szklanego ekranu. Snajperowi imponuje bowiem postać Tony’ego Montany z filmu „Scarface”. Podobnej arogancji do kreacji Ala Pacino po nim nie widać, ale nie można zarzucić, że nie zna swojej wartości.
– Premier League to dla mnie najlepsza liga, bo nawet nie miałem takich statystyk w Hoffenheim. Mam teraz dużo luzu, jestem pewny siebie i robie swoje. Nigdy nie byłem w takiej formie – twierdzi Ba, bez którego Newcastle nie miałoby czego szukać pośród najlepszych zespołów w Premier League. Mało tego, zespół odnotował jeden z najlepszych startów w historii swoich występów w lidze. Dodamy tylko, że za 60% dorobku bramkowego „Srok” odpowiada przybysz z Afryki, którego ściągnięto do zespołu… za darmo.
Już dziś wiadomo, że Newcastle to tylko trampolina do jeszcze lepszego klubu, bo Demba Ba ma po 16 meczach w Premiership aż 13 bramek. Wcześniej jego rekordem było 14 bramek w 33 meczach w Bundeslidze w sezonie 2008/09. Lada dzień przejdzie samego siebie…
TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
FILIP KAPICA















