Dobry dzień w prasie. Najlepszy jest „Przegląd Sportowy”, ale – to trzeba odnotować – nieźle wygląda nawet „Sport”, który publikuje interesujący materiał o braciach Mak.
GAZETA WYBORCZA
Rozmowa z byłym dyrektorem sportu w Urzędzie Miejskim w Warszawie, Wiesławem Wilczyńskim na temat szkółki Barcelony.
W szkole Barcelony odbywa się też proces wychowawczy. Ojciec jednego z chłopców Escoli powiedział mi niedawno, że spowodowałem, że życie jego rodziny jest zupełnie inne: „Mój syn miał do tej pory niskie oceny w szkole, dziś ma piątki, trzeba było go gonić do nauki, a teraz jest dobrze zorganizowany, przestał być bałaganiarzem.
(…)
Legia z tych małych klubów brała najlepszych zawodników, teraz ci chłopcy chcą grać w Barcelonie. Dziecko ma prawo wyboru. Ale 60 proc. dzieci przyjętych do Barcelony po testach to chłopcy, którzy nie należeli do żadnego klubu. To jest ta wartość dodana. Pozostali rzeczywiście pochodzą z migracji międzyklubowej. Nikt nie zauważa, że chłopcy w FCBEscola Varsovia trenują do 12. roku życia, a potem mogą grać w Legii, Polonii, wielu innych klubach. Tutaj nauczą się podstaw, jakich polskie szkółki nie były im w stanie przekazać. Escola nie podpisuje żadnych umów z rodzicami i prawnymi opiekunami dotyczącymi przyszłości, praw do zawodników. Wszystko odbywa się na zasadzie lojalności, uczciwości, zaufania. Młodych chłopców nie wywozi się za granicę, żeby ich dobrze sprzedać.
POLSKA THE TIMES
Bardzo ciekawy przedruk z zagranicznego wydania o fenomenie marketingowym Davida Beckhama.
Historycy popu lubią przedstawiać Beckhama jako idealnego postmodernistycznego celebrytę. Człowiek, którego publiczne gadki są tak niepamiętliwie i banalne, że wydaje się pusty jak kartka. Jest płótnem, na którym malujemy własne aspiracje i marzenia. On jest wszystkim dla mężczyzn i kobiet. Jest również teflonem. Ł»aden skandal nie rujnuje jego tajemniczości. Zaraz po tym, jak Rebecca Loos zniknęła ze sceny, pojawiła się Irma Nici. Ta urodzona w Bośni prostytutka dała kolejne informacje o niewierności. Jednak Beckham im wszystkim zaprzeczył. Chociaż wcale nie musiał.
(…)
Według „Brand Management” w Japonii Beckham jest drugą najlepiej kojarzoną marką po Coca-Coli. Kiedy związał się z Realem Madryt w 2003 r., Inocencio Arias, który jest ambasadorem Hiszpanii przy Narodach Zjednoczonych, powiedział, że sam własnoręcznie wspomoże klub, by przedłużyć hiszpańską dominację na całym świecie. – Cel, którego Filipowi II nie udało się osiągnąć… teraz został osiągnięty przez Real Madryt. Dzięki Brytyjczykowi – powiedział.
FAKT
„Fakt” dzisiaj mało odkrywczy. Czereszewski chwali Rudniewa, Szczęsny puszcza bramkę nr 20 000 w Premier League (strzelec dostał 20 tys. funtów) i „program lojalnościowy” PZPN pozwalający kupić koszulki kadry PZPN ze zmyśloną zniżką. Pisaliśmy już o sprawie…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś jest tu – bez cienia ironii – sporo do poczytania. Przede wszystkim Smuda podał swoją kadrę 30 zawodników na Euro, zaznaczając, że oczywiście nie zamknął jeszcze selekcji… Niespodzianką jest obecność w kadrze pierwszego lizusa reprezentacji PZPN, Sebastiana Mili.
– Zdał egzamin. Nie jest specjalnie szybkim zawodnikiem, lecz pokazał, że jest w stanie grać z piłką na dużej szybkości. Mam wrażenie, że gdyby miał wokół siebie zawodników z podstawowego składu kadry, to spisałby się jeszcze lepiej, bo tym razem całą odpowiedzialność kreowania ofensywnej gry starał się brać na siebie – analizuje szkoleniowiec.
(…)
Wygranym tureckiej wyprawy jest też młody obrońca Marcin Kamiński z Lecha. Nie ma go wprawdzie w elitarnej trzydziestce, ale znalazł się blisko niej. – To taka poczekalnia, z której też blisko do kadry. Ten chłopak powinien być podporą reprezentacji w przyszłości, lecz już teraz będę mu się bacznie przyglądał. Bardzo dobrze umie wyprowadzać piłkę, ma natomiast jeszcze kłopoty koordynacyjne. Powinien się z nimi uporać, bo to przychodzi z czasem – mówi selekcjoner. W drugiej linii oprócz kadrowych rutyniarzy, są też tacy piłkarze jak Cezary Wilk i Maciej Rybus. – To dobre chłopaki, z charakterem. Na boisku walczą jak lwy. Takich lubię najbardziej – przyznaje Smuda.
A tu szeroka kadra Smudy:
Szczególnie polecamy jednak bardzo sympatyczny materiał o Sylwestrze Patejuku.
Łapałem się dorywczych prac – robiłem na budowie, remontowałem mieszkania albo pomagałem w przeprowadzkach. Najciekawiej było w sortowni pieniędzy. Zamknięty w specjalnym 20-metrowym pomieszczeniu, wydzielałem forsę do bankomatów. Z góry obserwowało mnie pięć kamer. Stykałem się tam z niebotycznymi pieniędzmi. Widziałem, jak na zwykłym przemysłowym wózku przewożono milion złotych. Oko bielało, nie powiem.
(…)
W Perle Złotokłos było jak w rodzinie. Rozpalaliśmy po meczu grilla, jedliśmy kiełbaski i godzinami rozmawialiśmy przy piwie o zdobytych bramkach albo zmarnowanych okazjach. Prezes zaproponował, że dobrze byłoby postawić trybunę. Robiliśmy wszystko od postaw. Wykopaliśmy dziurę, przygotowaliśmy fundamenty i zalaliśmy betonem. Kiedy powstała, cieszyliśmy się jak dzieci.
I szczerą rozmowę z Jackiem Bąkiem o jego problemach rodzinnych.
Ł»ona chciała firmę, więc dałem jej pieniądze na rozkręcenie, 3-4 miliony złotych. Tak rządziła, że oprócz tych pieniędzy jeszcze pół miliona długów zrobiła. Nie miała czasu na pilnowanie interesu, bo w kółko siedziała na zabiegach upiększających. Kiedyś w Nałęczowie pobiegła odsysać tłuszcz, a kobieta pyta: Z czego? Pani waży 52 kilogramy! Portfel był za to regularnie wysysany.
(…)
Czytaliśmy zarzuty żony. Bardzo poważne. Miał się pan nad nią znęcać psychicznie i fizycznie.
Tak, tak, też to czytałem. I z tego powodu musiała uciekać z domu. Ciekawe, że w trakcie tej ucieczki zdążyła zabrać ze sobą 300 par butów, 100 torebek i brylanty warte 1,5 miliona złotych.
Jest też wywiad z Ebim Smolarkiem.
Wojciechowski na pewno myślał, że robi dla Polonii to, co najlepsze. Na funkcjonowanie klubu składa się wiele czynników. W Warszawie niektóre rzeczy były postawione na głowie. Przez pierwsze dwa miesiące mojego pobytu w Polonii sami musieliśmy sobie prać rzeczy, bo nie było pralki. Nawet nie wiem, czy Wojciechowski o tym wiedział. Innym razem na wyjeździe musieliśmy sami zapłacić za pożywienie.
SPORT
Wywiad z Robertem Lewandowskim.
Cezary Kucharski powiedział kilka tygodni temu: „Wiedziałem, że Robert odpali… Pytanie było inne – kiedy odpali”
Powiem nieskromnie, że też tak uważałem. Widziałem na treningach, co jestem wart na tle kolegów i nie miałem kompleksów. Potrzebowałem tylko czasu. Okazało się, że dokładnie roku.
(…)
Goli się pan pewnie żyletkami „Gilette”. I pije Coca-Colę.
Oczywiście, wypada.
Często odmawiacie kolejnym propozycjom?
Tak. Nie można z tym przesadzić. Już jest taka sytuacja, że praktycznie każdy wolny dzień, a grając co trzy dni mieliśmy ich bardzo mało, wiązał się z jakimiś obowiązkami. Kręcenie reklamówek, spotkania, wizyty. Nie narzekam, bo na ten układ się zgodziłem, ale na ten moment wystarczy.
I sylwetka braci Mak…
– W wieku lat nastu podawaliśmy na meczach piłki Szymkowi, Ł»urawiowi, Frankowi, Kosie. Brożki nas kojarzyły: „siema bliźniaki!” – zagadywali, ile razy widzieli nas na treningach juniorów. Więc zagrać z białą gwiazdą na piersi to byłoby coś – przyznają bracia.
(…)
Wkrótce nad miejscami bliźniaków w szatni pojawiły się symboliczne wizerunki, jak w przypadku każdego z piłkarzy „Cidrów”. Im powieszono portrety Kompały i Piotra Gierczaka. Dlaczego? – Bo kiedyś w naszym stylu – rozpięte kurtki, „bujana” na nogach – weszliśmy do szatni z kubkami kawy z McDonalda. A nie wiedzieliśmy, że na to pozwolenie mieli tylko ci dwaj zawodnicy. No i szatniowa szydera podchwyciła temat – opowiadają ze śmiechem.
TĆ









