W Krakowie stała się rzecz niespotykana. Nie mylić z niespodziewaną – po prostu dotąd bez precedensu. Bogusław Cupiał schował do kieszeni swoje wielkie ambicje, powiedział w duchu „cierpliwości” i dał spokój eksperymentom z zachodnim trenerem. Postawił na człowieka, który jakby to powiedział Smuda – wie, jak w szatni Wisły pachną skarpetki. Być może była to decyzja naturalna. Dla wielu nierozsądna, przez równie wielu oczekiwana. Wreszcie – jedyna uczciwa względem Moskala, który w lidze wprawdzie przegrywał mecze, ale w pucharach osiągnął wynik, którego właściwie już nie wymagano.
Właśnie takiej decyzji domagali się kibice, pisząc otwarty list do właściciela i tytułując go „Dajmy szansę Kazimierzowi Moskalowi.” I tu mniej więcej cytat:
Człowiekowi, dla którego Wisła jest czymś więcej niż klubem sportowym, czymś więcej niż miejscem pracy. Człowiekowi, który jest Wiślakiem przez największe z możliwych „W”, który dla Białej Gwiazdy zrobił w swym życiu bardzo wiele, a może zrobić dla niej jeszcze więcej.
Trudno sądzić, że Cupiał nagle stał się sentymentalny. Może po prostu tak było wygodniej. Może, może… Można gdybać. Ł»e po Euro faktycznie chętnie zobaczyłby w Krakowie Smudę, a w związku z tym nie widział sensu, by inwestował w nowy projekt i nowych ludzi. A może po prostu zaufał i co nie w jego stylu – utrzymał nerwy na wodzy.
Moskal nie ma wielkiej charyzmy. Nie jest to z charakteru Hajto czy nawet Ojrzyński, który zrobiłby w szatni kocioł. Dla piłkarzy, szczególnie zagranicznych, prędzej może być kumplem, a nie autorytetem. Poczciwym gościem, do którego większość powie „Kaziu” zamiast „panie trenerze”. Z drugiej strony, to właśnie ten poczciwy Kaziu zna specyfikę pracy w Wiśle, jak mało kto w tym klubie.
Co może więc dać Wiśle? Jaki okaże się Moskal?
Na pewno będzie tańszy i da jej święty spokój. Pozwoli uniknąć rewolucji. A sam przy tym dostanie życiową szansę, na którą czekało wielu, lecz nie miało równie dużo szczęścia. Szansę, by w końcu być tym pierwszym. Zerwać z łatką asystenta i wreszcie wyjść przed szereg. Bo ile można być „strażakiem”, który przejmie drużynę na dwa albo trzy mecze? Bez wiary, że w klubie traktuje się go poważnie i nie zastąpi zaraz kimś innym.
Być może Moskal okaże się drugim Wleciałowskim. Człowiekiem, który pewnie ma gdzieś swoją wizję, ale dobrze czuje się w cieniu i tam też wykonuje swą najlepszą pracę. Trudno oceniać czy Wisła postąpiła dobrze. Czy nie marnuje czasu, który mógł dostać od niej ktoś inny. Jedno, co dziś pewne – postąpiła uczciwie względem swojego człowieka.
PAWEŁ MUZYKA