Pucharowy mecz Ajaxu Amsterdam z AZ Alkmaar obnażył nieokrzesanie Estebana Alvarado, impulsywność Gerta Jana Verbreeka oraz brak zdecydowania holenderskiej federacji. A wszystkiemu winien był jeden kibic na tzw. lunchu…
Po 38. minutach gry na boisko wbiegł bowiem nieszczególnie trzeźwy (parę drinków, zmęczenie pomeczowe) kibic, którego marzeniem był sparing z bramkarzem AZ w formule Mixed Martial Arts. Jego kopnięcie z wyskoku było naprawdę imponujące, podobnie jak upadek na murawę w wyniku drobnego elementu zachwiania równowagi. Moment wykorzystał Esteban Alvarado, który odgryzł się niedoszłemu następcy Wanderleia Silvy paroma kopnięciami. Mieliśmy do czynienia z zastosowaniem wzorców opracowanych tysiące lat temu przez Hammurabiego. Można je potępiać, ale „oko za oko” to wciąż aktualne hasło.
Inna sprawa, że Alvarado zachowywał się jak wrestler po zjedzeniu ośmiu tatarów – skakał, gestykulował, szarpał się, przepychał z uspokajającym go kumplem z drużyny, a na koniec, gdy sędzia wyciągnął czerwony kartonik – ruszył na arbitra. Trzymać musiało go, aż dwóch kolegów, co nienajlepiej świadczy o opanowaniu gracza AZ. Kara dla niego zdawała się być ostra, ale mimo wszystko zasłużona – w sądzie mielibyśmy do czynienia z pojęciem „przekroczenia granic obrony koniecznej”. Tym bardziej dziwi zachowanie trenera AZ, który nakazał zawodnikom odwrót strategiczny w kierunku szatni. Piłkarze mieli potem wyjawić, że „nie czuli się bezpiecznie”. Oglądając filmik mamy wrażenie, że z Estebanem czulibyśmy się bezpiecznie nawet w Compton w Los Angeles.
Cała Holandia rozmyśla aktualnie nad epilogiem tej dziwnej sytuacji – z jednej strony zdarzenie było naprawdę wyjątkowe i trudne do jednoznacznej oceny. Z drugiej jednak, formalnie sprawa jest oczywista – bramkarz został słusznie ukarany wykluczeniem, a zawodnicy bez powodu opuścili murawę. Holenderska federacja rozpatruje trzy rozwiązania – dokończenie meczu, powtórzenie go, bądź uznanie wyniku z 36. minuty (Ajax prowadził 1:0) za końcowy wynik. O dziwo nikt nie mówi o walkowerze. Decyzja może mieć bardzo poważne konsekwencje – stworzenie precedensu usprawiedliwiającego zejście z boiska może stanowić wskazówkę dla co sprytniejszych trenerów.
Mamy przeczucie, że jako pierwszy polski szkoleniowiec tego tricku użyłby Michał Probierz.
JJO