Od jego przenosin do Turcji niedługo minie rok, choć od dawna już wiadomo, że pomysł się przyjął. „Grosik” po prostu się sprawdził. Narzeka, że na miejscu nie ma dokąd wyjść, nie ma gdzie dobrze zjeść, a na zakupy trzeba latać samolotem, ale piłkarsko i finansowo i tak jest do przodu. Odnalazł się w nowym miejscu. W telefonie leci mu skoczna turecka muzyczka, choć sam kwituje to z obojętnością: – Tak, jak w Polsce, po prostu włączyli mi w sieci komórkowej. Coś tam sobie śpiewają, grają, to niech będzie… I on też gra, od czasu do czasu nie byle jakie „coś tam”, skoro strzelił już dla Sivassporu dziewięć goli, zaliczył tyle samo asyst i mecz po meczu prawie nie schodzi z boiska. A mimo to wciąż nie dostał poważnej szansy od Smudy.
Po kilku golach w październiku i listopadzie wszyscy zaczynają pisać, że Grosicki się zablokował. Ale chyba nie jest z nim jeszcze tak źle…
Faktycznie, zdarzyło się, że w bodajże sześciu meczach z rzędu nie zdobyłem bramki, ale to nie znaczy od razu, że przestałem grać dobrze. Zaliczam asysty, strzelam, podaję, czasem po moich akcjach koledzy dobijają do „pustaka”. Myślę, że nie ma żadnego problemu. W niedzielę przydarzył mi się gorszy mecz w Stambule, ale forma cały czas jest niezła.
A jak już trafiasz, to zwykle w meczach z czołówką. Z Besiktasem, Fenerbahce. W międzyczasie asysta z Trabzonem.
Jakoś tak wychodzi, że strzelam najlepszym zespołom, a rzadko tym teoretycznie słabszym, ale naprawdę nie narzekam. Zagrałem w tym roku 33 mecze. Mam w sumie dziewięć goli, do tego jeszcze dziewięć asyst, także jest fajnie. W Polsce chyba takich statystyk nie miałem. Układa mi się współpraca z trenerem. Jest wobec mnie wymagający, widzi we mnie potencjał i duży talent. Dlatego chyba wychodzi z założenia, że nawet jak jest dobrze, to i tak może być lepiej.
Jak się z nim dogadujesz? No, bo chyba nie uczysz się tureckiego…
No, nie uczę. Z angielskim też nie idzie mi zbyt dobrze, chociaż i tak ostatnio bardzo poprawiłem ten język. Ale na co dzień to nie jest wielki problem, bo mam tłumacza, który przekazuje mi wszystko po polsku. Praktycznie każdy obcokrajowiec w Sivas ma kogoś takiego.
To robi wam się niezły tłok w szatni.
Trzech chłopaków z Afryki ma jednego, wspólnego tłumacza, bramkarz z Serbii kolejnego, jeszcze ja swojego. Tak to u nas wygląda.
Da się być gwiazdą w Turcji grając tylko w Sivassporze?
Nigdy się specjalnie nie spinałem, żeby być jakąś megagwiazdą, ale myślę, że ci, którzy w tym kraju interesują się piłką, moje nazwisko już znają. A interesują się praktycznie wszyscy… Także jakąś markę już sobie wyrobiłem. Ale spokojnie, prawdziwymi gwiazdami w Turcji są Alex albo Quaresma. Ja na razie wzbudzam tylko jakieś tam emocje.
Jak wychodzisz na ulicę, to coś się dzieje.
Ale przecież wszyscy wiemy, jacy są kibice w Turcji. Widać to na każdym kroku. Gdzie nie wejdziesz, to ktoś cię rozpoznaje. Podchodzą, mówią coś tam po swojemu, zdjęcia robią. Bardzo to miłe, na pewno.
Można odnieść wrażenie, że dopóki nie zmienisz klubu, spekulacje o twoim odejściu nie ustaną.
Ostatnio nawet czytałem w Internecie, że jakiś kibic założył sobie konto na twitterze i coś tam pisał w moim imieniu…
Nie coś tam, tylko, że chciałbyś przejść do Galatasaray. Wywołał małą aferę.
No, ale gdzie tam. Nie mam żadnych Facebooków, ani innych tego typu rzeczy i w ogóle mnie to nie interesuje. Takie zabawy są dobre dla kobiet, a nie dla facetów… Dlatego, jak wyszła ta sprawa z moim fałszywym kontem, od razu wszystko zostało sprostowane i teraz już jest spokój. Wiadomo, że każdy piłkarz grający w takim klubie, jak Sivas chciałby po jakimś czasie podnieść sobie poprzeczkę, ale na razie się nie napalam i nie zaprzątam sobie tym głowy. Im więcej bym o tym myślał i mówił, tym gorzej mogłoby później wyjść. Jak coś ma przyjść, to przyjdzie samo…
W zimowym oknie transferowym temat może odżyć.
Na razie dostałem od trenera rozpiskę ćwiczeń na święta, co uznaję za sygnał, że – przynajmniej na tem moment – po urlopie wracam do Antalyi i normalnie zaczynam kolejną rundę w Sivassporze. Jak coś ma się wydarzyć, to może dopiero po Euro. Zobaczymy…
W topowych klubach kasa zaczyna lać się strumieniami. Sam kiedyś powiedziałeś o tureckiej czołówce, że tam to musi być kosmos…
Oczywiście, przepaść na pewno jest duża, chociaż w Polsce piłkarze też już zaczynają zarabiać bardzo dobre pieniądze. Myślę, że różnica w porównaniu z Turcją jest mniej więcej taka, jak między zarobkami w Bełchatowie, a w Legii albo Wiśle. Sivassporowi do Fenerbahce czy Besiktasu trochę brakuje, ale przynajmniej nie ma żadnych problemów z wypłatami. Wszystko przychodzi na czas. Nawet, jak wczoraj zremisowaliśmy mecz, dziś już pieniądze były na koncie.
Dostajecie premie za remisy?
Jeśli gramy u siebie, to klub wypłaca premie tylko po zwycięstwach, a na wyjazdach za wygrane i remisy.
Kiedyś miałeś odchodzić do Arisu. A teraz tam nie dość, że bieda, to jeszcze twój ulubiony trener.
W takim razie trzeba mu tylko życzyć, żeby sobie poradził….
Pamiętasz, jak Tomek Frankowski, gdy byłeś jeszcze w Jagiellonii, powiedział, że jeśli w końcu nie postawisz na karierę, będziesz skończonym idiotą?
„Franek” ma czasami takie różne swoje wypowiedzi, ale na pewno życzy mi jak najlepiej. No i rzeczywiście, od momentu, gdy przyszedłem do „Jagi”, wziąłem się za siebie i wydaje mi się, że cały czas utrzymuję poziom. Najpierw odszedłem do Turcji, teraz gram tu regularnie, cały czas nad sobą pracuję. Zresztą miasto, w którym mieszkam nie należy do zbyt rozrywkowych. Tu musi liczyć się tylko piłka.
Czyli nawet na trening nie da się zaspać?
No, nie bardzo, szczególnie, że zbiórkę mamy zawsze godzinę wcześniej… No, ale tak serio mówiąc: ja naprawdę zrozumiałem, jak ważny w piłce jest profesjonalizm i teraz staram się słuchać tylko ludzi, którzy faktycznie chcą, żebym był lepszym piłkarzem. Nie baluję, normalnie trenuję. Przecież w Sivas nie ma nawet normalnej galerii, żeby dało się pójść na zakupy, gdzieś zjeść coś dobrego…
I co, jedziesz na kebabie?
Jak jest chwila wolnego, to wsiadamy z żoną do samolotu i po godzinie jesteśmy w Stambule. Tam można pospacerować, zrelaksować się, ale to i tak niezbyt często, bo nie mam aż tyle czasu. Do tureckiego jedzenia już przywykłem, chociaż już nie mogę doczekać się, jak pojadę w rodzinne strony na święta. Zjem trochę naszego, polskiego.
Czyli jeszcze w środę mecz w Sivas, ale Wigilia już w Polsce?
W środę gramy u siebie z Samsunsporem, dzień później lecę do Polski i później mam wolne do 27 grudnia. Chociaż i tak dostałem już od trenera rozpiskę, co muszę w tym czasie zrobić, bo później od razu wracamy na czterodniowe zgrupowanie do Antalyi. Nawet Sylwestra będziemy chyba spędzać gdzieś z drużyną, więc raczej nie zapowiada się zbyt rozrywkowo.
Wszyscy razem? Powiedz jeszcze, że z trenerami.
Najprawdopodobniej tak, bo później w Nowy Rok mamy już trening i czwartego stycznia mecz. Trener już nam zapowiedział, że Sylwestra przeżyjemy jeszcze niejednego, a teraz mamy robotę do wykonania. Dlatego jest taka możliwość, że w tym roku skończy się tylko na obozie i jakiejś wspólnej kolacji z drużyną.
Może wam chociaż żony zaproszą? Miesiąca miodowego chyba jeszcze nie zaliczyleś…
Nie, nie. Śmiałem się z żoną, że na miesiąc miodowy zabrałem ją do Sivas. No i w sumie faktycznie tak wyszło.
Temat kadry nie jest dla ciebie zbyt wygodny. Wszyscy dzwonią, pytają, a ty i tak nie możesz powiedzieć złego słowa, żeby przypadkiem nie podpaść.
Akurat nie wydaje mi się, żebym o reprezentacji czy selekcjonerze kiedykolwiek powiedział coś złego. Nawet kiedy nie dostaję kolejnych powołań. Ale spokojnie – do Euro jest jeszcze pół roku. Myślę, że to wystarczająco czasu, żeby coś ostatecznie udowodnić i złapać się jeszcze do grupy zawodników, którzy na nie pojadą.
Smuda wreszcie dotarł do Turcji i nawet powiedział ci, że… masz duże szanse.
Dokładnie, tak powiedział. Cały czas mi powtarza nad czym mam pracować, więc to robię. Teraz decyzja należy tylko do niego.
Mógłby ci zrobić w czerwcu niezły prezent.
Dokładnie. Pierwszy mecz z Grecją, ósmego, gramy dokładnie w moje urodziny. Myślę, że to byłby najbardziej wymarzony prezent.
Twój menedżer nieźle podsumował sytuację, mówiąc: – Kamil nie gra, a Obraniak zdążył w tym czasie rozegrać trzysta tysięcy spotkań, w których nic nie pokazał…
Kamil nie gra? Kamil gra cały rok, prawie zawsze w pierwszym składzie. Może kilka razy zdarzyło się, że trener pytał czy nie lepiej, jak trochę odpocznę albo wejdę po przerwie. Zawsze tak robi – bierze zawodnika przed meczem, rozmawia z nim, pyta jak się czuje i tak dalej. Ale tak, jak mówię: nawet jeśli nie ma mnie w reprezentacji, to od roku praktycznie co tydzień gram po osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt minut. Jeśli dostanę powołanie, fizycznie na pewno od nikogo nie będę odstawał.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ MUZYKA