Pyrotechnik legalisieren – Emotionen respektieren – niemieccy bandyci zdobywają stadiony

redakcja

Autor:redakcja

19 grudnia 2011, 18:13 • 4 min czytania

Ostatnio pisaliśmy o skandalicznych polskich pseudokibicach odpalających race, które zakłócają przebieg meczu, dekoncentrują piłkarzy, wpływają źle na przepływ energii Feng Shui i szczypią w oczy na lożach prasowych. Tym razem zajmiemy się tym problemem u naszych zachodnich sąsiadów, u których pseudokibole (dziękujemy TVP za nowy twór słowny) postanowili wyplenić z trybun wszystkie matki z dziećmi za pomocą żywego ognia z odpalanych rac.
Niemieccy bandyci, bo przecież inaczej nie można nazwać tych nieodpowiedzialnych brutali bezpardonowo odpalających race na stadionach, postanowili prawnie zalegalizować niecny proceder stadionowej pirotechniki.

Pyrotechnik legalisieren – Emotionen respektieren – niemieccy bandyci zdobywają stadiony
Reklama

Starania o prawne unormowanie odpalania rac, które miałyby ubarwić oprawy naszych sąsiadów rozpoczęły się już w marcu, a rozmowy miały naprawdę burzliwy przebieg. Kibice zjednoczyli się wokół akcji „Pyrotechnik legalisieren – Emotionen respektieren” w ramach której tamtejsze odpowiedniki rodzimego OZSK prowadziły zaawansowane rozmowy z wieloma podmiotami mającymi coś do powiedzenia w kwestii rac. Fanatycy gorących opraw debatowali więc z federacją DFB, strażakami, politykami większego, ogólnokrajowego formatu, jak i tymi mniejszymi, z władz landów, czy poszczególnych miast. Nie brakło także spotkań między samymi kibicami, licznych porad prawniczych, analizy problemu od wszystkich możliwych stron. Były plany programów pilotażowych, były nawet gotowe decyzje, by wreszcie ultrasi z Niemiec mogli bez żadnych problemów odpalić swoje zabawki.

Reklama

W decydującym momencie z pomysłu wycofali się niemal wszyscy jego oficjalni poplecznicy powołując się na mgliste raporty i obwarowania prawne, rzekomo nie pozwalające na zmianę przepisów dotyczących pirotechniki. Iście smudowską konsekwencją popisali się działacze z DFB, którzy złożyli kibicom obietnicę poparcia projektu, o ile będą w stanie wstrzymać się z pirotechniką w okresie wakacyjnym. Kibice oczywiście słowa dotrzymali, federacja wycofała się rakiem i rozpoczęła przerzucanie się kruczkami prawnymi. Niejednolite prawo w poszczególnych landach, przepisy przeciwpożarowe, BHP i niepisany kodeks Omerta – DFB w swoich oświadczeniach nie powołało się chyba wyłącznie na Dziesięć Przykazań i Prawo Koraniczne (co akurat w Niemczech byłoby dość solidnie uzasadnione).

Kibice początkowo dali się wciągnąć w batalię, lecz na początku listopada odpuścili kopanie się z koniem. – Więcej represji, bardziej rygorystyczne zakazy i ostrzejsze kary nie rozwiążą problemu, ale zaostrzą go jeszcze bardziej. DFB wykazało się wyjątkową ignorancją i nieznajomością tematu – skomentowali w specjalnym oświadczeniu, po którym „chuligańskie wybryki” z pirotechniką przybrały na sile. Fanatycy przestali bowiem dbać o opinie mediów, związku, policji i klubów – zaczęli z kolei pokazywać jak wygląda zabawa racami. Nie było w tym nic barbarzyńskiego, ani nic złośliwego – po prostu każdy stadion z kibicami mecz w mecz prezentował oprawy z użyciem świecidełek rozpalając je i gasząc w kulturalny, wręcz wzorcowy sposób. Nie odnotowano żadnych poparzeń, a jedynym incydentem w tym okresie był mecz Herthy Rostock z St. Pauli.

Kolejne oprawy wzbudzały zachwyt kiboli z całej Europy oraz sprawiały ogromne problemy tzw. opinii publicznej kreowanej przez media. Z jednej strony przestępcy, lecz z drugiej – brakowało ofiar, brakowało krwi, brakowało burd. Nawet dziennikarze stronili od jednoznacznych wyroków – większość starała się przedstawiać racje obu stron bez ujawniania własnych poglądów. Patowa sytuacja trwała, a impas zaczął denerwować także kluby, które wciąż znajdowały się między młotem a kowadłem.

Z okopów pierwsi wyszli kibice, którzy otrzymali wszystkie niezbędne opinie prawne, także te, których nie chciał ujawnić związek w poprzednich turach rozmów. Wyszło na jaw, że większość tłumaczeń DFB nie ma żadnego oparcia w istniejących przepisach, a wszelkie przeszkody są iluzoryczne i stwarzane przez topornych działaczy. – Oszukaliście nas, kluby, media, wszystkich. Mimo to chcemy usiąść z wami ponownie do rozmów, by wreszcie doprowadzić do końca projekt legalizacji pirotechniki. Chcemy uczciwej oceny dwóch niezależnych opinii prawnych, które udało nam się uzyskać – czytamy w liście otwartym organizacji „Pyrotechnik legalisieren – Emotionen respektieren”. Jak na razie działacze nadal pozostają głusi na głosy kibiców. Według tamtejszych mediów, wkrótce będą jednak musieli jednoznacznie określić swoje stanowisko. Obserwatorzy sporu, a także kibice w nim uczestniczący domagają się przede wszystkim wyjawienia rzeczywistych przeszkód na drodze do legalizacji. Póki co jedyną zdają się być prywatne opinie DFB…

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama