Jeszcze kilka tygodni temu Andrzej Grajewski, znany piłkarski despota i były właściciel Widzewa, miał być ostatnią nadzieją dla ŁKS. Światełkiem w tunelu, które ostatecznie i tak zgasło. Ciemność? Czy to już koniec? Nie, nic z tych rzeczy. Przy alei Unii wymyślili plan naprawczy – plan oryginalny, trochę szalony, ale taki, który może się udać.
Grajewski z Filipa Keniga i Jakuba Urbanowicza, współwłaścicieli ŁKS, się śmiał. Mówił, że to chłopaki, którzy wiedzę o piłce czerpali z komiksów, którzy nie wiedzą, iż piłka to studnia bez dna, a on – cudowny, bezinteresowny, pomocny, wręcz złoty chłopak – wszystko im uświadomił. Choć… – Mając doświadczenie, którego nam zabrakło, i rozsądnie zarządzając zasobami, da się ten biznes wyprowadzić na zero. Może nie zarobić, ale przynajmniej nie stracić – stwierdził Kenig w niedawnym wywiadzie dla Weszło. Kilka dni temu przedstawił plan, który uratuje ŁKS. Plan naprawczy. Cel jest jasny: obniżyć koszty utrzymania zespołu o ok. 40 proc. I to od zaraz.
Ł»eby tak się stało, spełnione muszą zostać dwa warunki. Pierwszy, zgoda piłkarzy na zamianę zaległych należności, m.in. premie za awans i premie meczowe z jesieni, na wpłaty na konta Funduszu Inwestycyjnego. Drugi, renegocjowanie obniżenie bieżących kontraktów. Dodajmy, że tamtą kasę z funduszu dostaliby za jakieś siedem lat. Niezbyt kuszące, co?
– Mam już za sobą wiele spotkań z piłkarzami i ich wynik jest naprawdę obiecujący – zdradza nam dziś Kenig. – Zdecydowana większość zawodników jest na „tak”, niektórzy jeszcze się zastanawiają. Z tymi, którzy się wahają, porozmawiam raz jeszcze, w drugiej turze spotkań. Nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach, ale grono niepewnych jest raczej nieduże.
Przede wszystkim chodzi o Marcina Kaczmarka i Sebastiana Szałachowskiego, czołowych piłkarzy ŁKS. Obaj mają oferty z innych klubów. – Ł»adnej decyzji nie podjąłem, rozważam różne opcje. Może odejdę, a może nie – mówi ten pierwszy. – Sama wizja ratowania klubu mnie nie przekonała, tak jak i chyba większość chłopaków. Jest to jednak jakieś rozwiązanie, które może wypalić. Będzie jednak ciężko – dodaje.
– Najmniej przekonany do pozostania w klubie jest Szałachowski – przyznaje Kenig. Wbrew temu, co podała Gazeta Wyborcza (cytując samego zawodnika!), piłkarz umowy z klubem nie rozwiązał. Poważnie myśli o odejściu, bo gdzieindziej mógłby zarobić o wiele więcej. Tylko, że zarobić też chce ŁKS, na jego transferze. – Sprawa nie jest też taka prosta, bo trener nalega, aby Sebastian został z nami – tłumaczy Kenig.
Ryszard Tarasiewicz kolejnych ubytków w zespole nie chce. Kolejnych, bo choć mamy dopiero grudzień, to wiadomo już, że z ŁKS odchodzą Paweł Golański, Antoni Łukasiewicz i Mladen Kascelan. Cała trójka była do Łodzi tylko wypożyczona. Do tego Szałachowski i Kaczmarek, to już pół składu.
I jeszcze kwartet Mięciel-Nowak-Bykowski-Adamski. Jak podała GW, trener zakomunikował władzom klubu, że tych doświadczonych piłkarzy w zespole już nie chce. – Nie są to zawodnicy, których na siłę będę zatrzymywał – mówi. Sprawa jest jasna: klub pozbędzie się tych, którzy zarabiają sporo, a nie są niezbędni, a oszczędności przeznaczy na wzmocnienia. Proste, prawda?
Pierwszy problem władze klubu napotkały dość szybko. Nie mogą się dogadać z Adamskim, więc stwierdzili, że uprzykrzą mu życie. Wzorem JW, mają ponoć utworzyć jednoosobowy Klub Kokosa. – Nic takiego w Łodzi nie powstanie – zaznacza trener. – Jeśli kogoś nie będę widział w zespole, myśląc, że jego obecność utrudni nam pracę, to odeślemy go do Młodej Ekstraklasy. Tak, jak w Śląsku było to z Krzyśkiem Ostrowskim i Radkiem Janukiewiczem. Nie będzie tak, że nagle wystawimy na listę transferową sześciu piłkarzy. Jak się kogoś oddaje, to trzeba mieć następców. Nie jesteśmy ani finansowo, ani kadrowo na tyle mocni, jak pozostałe piętnaście zespołów ekstraklasy.
– Nie boi się pan nadchodzącej zimy? – pytamy Tarasiewicza.
– Nie, bać, to się nie boję. Łatwo jednak na pewno nie jest i nie będzie. Odejście kilku piłkarzy to nie problem, ale pod warunkiem, że godnie się ich zastąpi. Nie mówię, żeby podnieść jakość zespołu, tylko żeby chociaż ją utrzymać. Sytuacja nie jest komfortowa, a najbardziej na swojej skórze odczuję to ja. Bo to trener odpowiada za wyniki – mówi Tarasiewicz. I dlatego szuka już wzmocnień. – Jak ma być skromnie, to niech będzie chociaż godnie. Czyli kasa na czas, regularna. W jakiś sposób namawiać piłkarzy musimy. Poza tym, ekstraklasa to duża promocja. Może niektórzy dojdą do wniosku, że warto przez kilka miesięcy poświęcić się finansowo, a potem poszukają bogatszego pracodawcę. Trzeba mieć nadzieję – dodaje.
PIOTR TOMASIK