Barcelona zagrała swoje i odbębniła obowiązek…

redakcja

Autor:redakcja

18 grudnia 2011, 13:45 • 2 min czytania

Pozamiatane. Barcelona została nagrodzona za wypad do Japonii w środku sezonu. I właściwie to bez pytania sama wyszarpała nagrodę z rąk organizatorów turnieju. Przyleciała po swoje, zdominowała bezradny Santos i dorzuca do kolekcji kolejny medal. 4:0. Takim wynikiem zakończyła się dzisiejsza zabawa podopiecznych Pepa Guardioli. Ciężko w ogóle pisać o przebiegu meczu, bo był to teatr jednej drużyny. A nie, jak zapowiadały media, pojedynek Messiego z Neymarem. Brazylijczyk na swoją kolej jeszcze musi poczekać. I czeka go jeszcze duuuuuuużo pracy, żeby kiedykolwiek zbliżył się do starszego o pięć lat kolegi.
Image and video hosting by TinyPic

Barcelona zagrała swoje i odbębniła obowiązek…
Reklama

Na bezradnych Brazylijczyków wystarczyło dziś na dobrą sprawę bezbłędne ustawienie Katalończyków. Trzy zagrania na jedno tempo i pół zespołu Guardioli kłębiło się już pod bramką Santosu. Najdobitniej różnicę klas oddaje trzecia bramka – nawet gdyby bramkarz Rafael obronił i pięć dobitek, znalazłby się ktoś, kto wcisnąłby piłkę do siatki za szóstym razem…

Mamy do przekazania też dość smutny wniosek – rynek transferowy jest gówno warty. Bo ile trzeba zapłacić za Ganso i Neymara? Ze 100 baniek? 100 milionów za piłkarzy niesprawdzonych na poważnym poziomie, grających piach nawet na Copa America z ekipami pokroju Wenezueli? Dziś niedoszli bohaterowie Santosu pokazali, ile im jeszcze brakuje do światowego formatu. Jednego realizator pokazywał tylko przy okazji przerw w grze, drugi miał – o dziwo – jedną szansę. Akurat w sam raz, by pokazać wyższość nad partnerami. Skończyło się dosyć przewidywalnie, Neymar źle przyjął piłkę i kropnął w Valdesa.

Reklama

Doskonale sytuacje oddaje pomeczowa wypowiedź brazylijskiego gwiazdora, który szczerze przyznał: – Barcelona jest najlepsza na świecie, a my dostaliśmy lekcję futbolu… Gwoli przypomnienia, gdzie był dziś jego rywal Messi, z którym miał rzekomo toczyć wyrównane pojedynki? W odległej galaktyce, zupełnie niedostępnej dla Neymara. I coś nam się wydaje, że nigdy nieosiągalnej. „Marca” nazywa go dzisiaj królem świata.

Image and video hosting by TinyPic

Duma Katalonii może i czasem zwalnia tempo, lekko zaciąga ręczny, ale nigdy nie zapomina, po co jest na boisku. Przykład? Symboliczny obrazek, kiedy Mascherano szykował się do zmiany. 3:0, fiesta, zabawa piłką i odliczanie czasu do odprawy przed powrotem do Europy, a tu… zamiast kilku krzepiących klepnięć w plecy, wykład jednego z asystentów Pepa i odczytywanie z notesu kolejnych schematów gry.

Pełna profeska, a nawet kultura, bo Barca mogła jeszcze bardziej obnażyć braki rywala. Dorzucić jeszcze z dwie bramy i podważyć kompletnie całą ideę rozgrywek. Bo jeśli w szatni tej drużyny nie dojdzie do jakiegoś rozłamu, to trudno się spodziewać, żeby przez najbliższych kilka lat oddała tytuł drużynie z innego kontynentu.

FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama