Manchester, Manchester, dajcie Manchester! Nieważne który, byle Manchester! Teraz, szybko! United albo City – bez różnicy! O co tym piłkarzom chodzi? Co jeden, to chce od razu trafić na możliwie najsilniejszego przeciwnika. Dlaczego? Po co? Tak wam, chłopaki, spieszno do odpadania? Po co wam ten Manchester? Koszulkami chcecie się wymienić? Popatrzeć z bliska na Rooneya? Na Balotelliego? Aguero? Czy może liczycie, że Manchester (nieważne który!) będzie chciał odpaść z Ligi Europejskiej tak szybko, jak to tylko możliwe, a wy na tym skorzystacie? Oj, żebyście się czasem nie przeliczyli…
Znane powiedzenie – jak spadać to z wysokiego konia!
Ale po co spadać? Nie lepiej jeszcze trochę pojeździć? To nie będzie kłus, raczej rodeo, ale może się uda utrzymać siodła i dojechać do 1/8 finału? Nie lepiej tam wpaść na Manchester United czy Manchester City? A może jeszcze później, jeśli wcześniejsze losowania okażą się naprawdę szczęśliwe? Trudno nie odnieść wrażenia, że zawodnicy naszych klubów po prostu w siebie nie wierzą. Chcą odpaść z Manchesterem, żeby chociaż otrzeć się o tę największą piłkę, bez ryzyka, że wcześniej złoją ich jacyś Ukraińcy albo Szwajcarzy. Boją się, że zamiast nich na wycieczkę do angielskiego lunaparku pojedzie ktoś inny. Czują, że następna runda może być ostatnia bez względu na przydzielonego rywala, więc chcą przeżyć przygodę natychmiast, bez igrania z losem.
To jak w teleturnieju: – Bierze pan lodówkę i odchodzi z gry, czy toster i gra pan dalej, ale możliwe, że w następnej rundzie straci pan wszystkie nagrody? Przypominamy, że nagroda główna do mercedes warty 200 tysięcy złotych.
Nasi zawodnicy krzyczą jeden przez drugiego: – Lodówkę! Bierzemy lodówkę i odchodzimy!
No i w przypadku porażki z Manchesterem nikt nie będzie miał pretensji. Jak mawiają piłkarze – czyste papcie. Przegrali, bo mieli przegrać. Wiadomo było, że przegrają. A jeśli… Jeśli jakimś cudem uda się wygrać? Cóż to by była za legenda. Układ wydaje się więc korzystny (w razie porażki – fajna przygoda i brak krytyki, w razie zwycięstwa – przejście do historii), ale niestety jest w nim pewien feler: prawdopodobieństwo porażki sięga 90 procent.
Ktoś może powiedzieć – oni chcą grać z Manchesterem, bo czują się tak mocni, że wierzą w sukces, bez względu na klasę rywala. Oj, naiwna, bardzo naiwna interpretacja. Nawet Barcelona najsilniejszego rywala woli dostać na samym końcu drabinki, a nie na jej początku. Jeśli ktoś chce świat podbijać to przecież może zacząć spokojniej – od ogrania niżej notowanego rywala. Jeśli ktoś czuje się na tyle mocny, by ograć Manchester United albo Manchester City, to bez problemu powinien też poradzić sobie z przedstawicielem ligi ukraińskiej…
Czy wiślacy i legioniści czują, że następnego etapu już nie przejdą i że marzenia o grze na Old Trafford trzeba spełniać już, teraz, byle szybciej? Panowie, spokojnie. Górnik Zabrze grał kiedyś w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, ale los w ćwierćfinale nie przydzielił im ani Romy, ani Manchesteru City, tylko Lewski Sofia. Na Romę przyszedł czas rundę później, a na Manchester City – dopiero w finale. Gdyby kolejność była odwrotna, mogłoby nie być tej całej, pięknej przygody. Mogłoby nie być całej legendy…
Dlatego módlcie się o wylosowanie jak najsłabszego przeciwnika i zróbcie wszystko, żeby go ograć. Pojechać na Old Trafford, żeby zobaczyć szatnie i boisko, zawsze zdążycie. Można wykupić wycieczkę.