Vardar Skopje został w niedzielę najlepszą drużyną piłki ręcznej w Europie. W Final Four Macedończycy pokonali najbardziej utytułowany zespół w historii Champions League oraz najzamożniejszego z uczestników. Bramkę na wagę triumfu Vardaru zdobył, dobrze znany w Polsce, Ivan Cupić.
Właśnie upływała 60. minuta gry. Na rozpaczliwy rzut ze środka zdecydował się Daniel Narcisse. Trafił, lokując piłkę pod prawym łokciem bramkarza rywali. Kiedy wydawało się, że faworyci uciekną spod topora i powalczą o końcowy sukces w dogrywce, Vardar wyprowadził śmiertelny cios. Po składnej akcji i trzech szybkich podaniach w sytuacji sam na sam znalazł się Cupić. Chorwacki skrzydłowy rzucił mocno po koźle i ku rozpaczy graczy PSG pokonał legendarnego Thierry’ego Omeyera.
Chorwacki skrzydłowy powtórzył tym samym sukces sprzed roku, wygrał Ligę Mistrzów dwa lata z rzędu. Zarówno zwycięstwo macedońskiego Vardaru, jak i wcześniejszy triumf polskiego Vive, to znak nadejścia nowych czasów w klubowej piłce ręcznej.
W latach 1993-2015 mieliśmy do czynienia z duopolem. Na świecie liczyły się tylko dwie ligi – niemiecka i hiszpańska. Zwycięstwa francuskiego Montpellier (2003) i słoweńskiego Celje (2004) traktowano na zasadzie przypadkowego wybryku. Analizując przypadki Vardaru i Vive o żadnym przypadku nie może być jednak mowy. Oba kluby to konsekwentnie budowane brandy. I w Skopje, i w Kielcach ktoś miał odwagę powiedzieć: „Tak, będziemy najlepsi. Dlaczego? Bo tego chcemy!”. Po prostu.
W Macedonii tym kimś był rosyjski biznesmen Siergiej Samsonenko. Powyższe słowa wypowiedział w 2013 roku. Zostawał wówczas głównym udziałowcem i jednocześnie dyrektorem sportowym Vardaru. Klubu, który nie był widoczny na mapie Europy. Którego największym międzynarodowym sukcesem było dotarcie do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów i trzeciej rundy Puchary EHF. Liga Mistrzów? Zwykle w łeb, zawsze tylko faza grupowa.
Samsonenko to właściciel firmy bukmacherskiej BetCity. Według żony jest pracoholikiem, który sypia tylko w soboty. Tacy jak on słyną z uporu. Magnat postawił sobie jasny cel i osiągnął go w niespełna cztery lata. Kluczem do sukcesu okazało się zatrudnienie trenera Raula Gonzaleza Gutierreza. 47-latek to były reprezentant Hiszpanii i brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Atlancie. Przez całą karierę zawodniczą związany był z BM Valladolid, trenersko natomiast rozwijał się w BM Ciudad Real, a następnie w BM Atletico Madryt. W obu klubach pod okiem Tałanta Dujszebajewa, którego był asystentem.
To właśnie obecny szkoleniowiec Vive miał być pierwszym wyborem Samsonenki. Panowie nie mogli się jednak porozumieć, poszło o wizję przyszłości klubu. Rosjanin zakładał, że za jakiś czas mistrza Macedonii przejmie inny, młodszy szkoleniowiec. Dujszebajew, usłyszawszy to, wpadł w szał. – Dlaczego mówisz o innym trenerze, skoro dyskutujemy o długoterminowej umowie? – miał powiedzieć. Odpowiedź Samsonenki nie pozostawiała złudzeń, że panowie dojdą do porozumienia. – Będę twoim prezesem i zwolnię cię, kiedy będę chciał – rzucił instynktownie oligarcha.
Taka postawa jest w jego stylu. Rosjanin uwielbia mieć nad wszystkim pełną kontrolę. Dość powiedzieć, że gdy za własne pieniądze wybudował w Skopje cerkiew, jako pierwszy wygłosił w niej kazanie. Po niespodziewanym zwolnieniu Zorana Kastratovicia natomiast, biznesmen sam ogłosił się trenerem.
Pojedynek dwóch silnych charakterów nie przyniósł konsensusu. Dujszebajew odwrócił się na pięcie i wyruszył w stronę Warszawy porozmawiać o kontrakcie z Bertusem Servaasem, prezesem Vive.
Niebawem do Kielc przeprowadzi się także syn Dujszebajewa, Alex. Jednej z najzdolniejszych zawodników młodego pokolenia przez kilka sezonów stanowił o sile rozegrania Vardaru. W macedońskim zespole zastąpić ma go mierzący aż 215 cm wzrostu Łotysz Dainis Kristopans. To kolejny ciekawy transfer kontrowersyjnego sternika klubu.
Samsonenko trzyma w Vardarze pieczę nad wszelkimi transakcjami i na pewno nie ma węża w kieszeni. Zaraz po przejęciu klubu zaoferował kontrakt Sławomirowi Szmalowi. Najlepszy szczypiornista 2009 roku wolał jednak zostać w Kielcach, więc Rosjanin zerknął na dalsze miejsca na liście i zauważył Arpada Sterbika, najlepszego piłkarza ręcznego 2005 r. Zapłacił za niego Barcelonie 800 tys. euro. W piłce ręcznej to olbrzymie pieniądze. Gdy w 13 lat temu decydenci SC Magdeburg zapragnęli mieć w składzie Karola Bieleckiego, zapłacili Iskrze Kielce 200 tys. marek. Wówczas ta kwota wydawała się być z kosmosu. Dzisiaj światowy rekord wynosi 2 mln euro (przenosiny Nikoli Karabaticia z Barcelony do PSG), lecz 800 tys. nadal budzi respekt.
Po ściągnięciu Sterbika, Samsonenko sukcesywnie otaczał Serba coraz to lepszymi zawodnikami. Na początku budowy potęgi przyszyli Czipurin, Dibirow i Szyszkariew z borykających się z problemami finansowymi Czechowskich Niedźwiedzi. Później zespół wzmocnili hiszpańscy mistrzowie świata z 2013 r. – Canellas (THV Kiel), Maqueda (BM Aragon), a przed sezonem 2016/17 nowymi strzelbami ekipy Gonzaleza zostali Borozan (wcześniej TuS N-Lubbecke) i Cupić. W całym projekcie ważną funkcję pełni wspomniany Alex Dujszebajew.
Dwaj ostatni z wymienionych zawodników to jedyne dopięte interesy przez Samsonenkę i Servaasa. Wcześniej Rosjanin czynił podchody pod Urosa Zormana i Julena Aguinagalde. Skutek był taki sam, co w przypadku Szmala.
Cupicia przekonało 25 tys. euro miesięcznie i bliskość rodzinnego Zagrzebia. Servaas nie był szczęśliwy, mówił, że z niewolnika nie ma pracownika. – Mam wątpliwości, czy Ivan podjął słuszną decyzję – skwitował. Teraz wiemy już, że tak.
Inwestycje charakternego biznesmena przyniosły efekt już w pierwszych latach jego rządów. W krótkim czasie Vardar wywalczył mistrzostwo, Puchar Macedonii i triumfował w lidze SEHA. Szybko okazało się, że było to dopiero preludium. Macedończycy zadomowili się w europejskiej elicie (ćwierćfinały Champions League w sezonach 2014/15, 2015/16), by w tym roku, po koncertowym sezonie, wygrać najbardziej prestiżowe z międzynarodowych rozgrywek.
Podopieczni Gonzaleza Gutierreza na dobry początek wygrali mocną grupę z Vive, Rhein-Neckar i Pick Szeged. A warto przypomnieć, że to właśnie kielczanie pozbawili ich w zeszłym roku szans na wyjazd do Kolonii. O tym, jak Vardar ewoluował jako drużyna, mogliśmy najdobitniej przekonać się obserwując ćwierćfinałową rywalizację Macedończyków z SG Flensburg-Handewitt. Zawodnicy Samsonenki pokonali w dwumeczu niemieckiego triumfatora rozgrywek sprzed trzech lat różnicą 10 bramek. Ten sam zespół, który w 2015 – po wyrównanym boju – wyeliminował Vardar z rozgrywek (w dwumeczu było po 49., zdecydowały bramki rzucone na wyjeździe).
W Final Four skazywani na straty Macedończycy pokonali „na luzie jedną” najbardziej utytułowany zespół świata (FC Barcelonę) oraz najbogatszy team piłki ręcznej na Ziemi (PSG). Paryżanie to szczyt finansowej piramidy. Lider klubu szejków Mikkel Hansen inkasuje milion euro za sezon. Jednak to nie on, a zarabiający 1/3 tej kwoty Cupić został bohaterem finału. Poza Chorwatem w Vardarze na ostatniej prostej formą błysnęli Dujszebajew i Dibirow. W bramce cudów dokonywał Sterbik. Cała czwórka trafiła do najlepszej siódemki tegorocznego Final Four.
Być może tajemnicą znakomitej dyspozycji gwiazd Vardaru jest spędzanie wielu dni w roku w wybudowanym za 15 mln euro kompleksie sportowym im. Jane Sandanskiego. W ekskluzywnym ośrodku można znaleźć więcej kortów tenisowych (4) niż boisk do piłki ręcznej (2). Ponadto, szczypiorniści mają do dyspozycji gabinet spa, sale fitness (aż 500 metrów kwadratowych powierzchni) oraz centrum konferencyjne. Nocują w hotelu o nazwie „Rosja”. Wszystko to oczywiście pomysły ekscentrycznego Samsonenki, który na każdym kroku zaznacza swoje pochodzenie.
Urodzony w Rostowie magnat jest nie tylko dumnym wyznawcą państwa Putina, ale wydaje się również znać doskonale historię Skopje. W 1963 r. przez stolicę Macedonii przeszło trzęsienie Ziemi, w efekcie którego 80% powierzchni miasta legło w gruzach. Odbudowano je w zaledwie kilka lat, wydając na pomniki, mosty i budynki 500 mln euro. Samsonenko działa z podobnym rozmachem, co dawni włodarze miejscy. Odrestaurowana i powiększona za jego pieniądze hala Jane Sandanskiego doskonale wpisuje się dziś w krajobraz nowoczesnego Skopje. Wcześniej Vardar grał w wielofunkcyjnych obiektach (Centrum Sportu Kale, Hala Borisa Trajkovskiego), dziś jako jeden z niewielu klubów w Europie może chwalić się własnym. W 6,5-tysięcznej hali panuje zawsze gorąca atmosfera. To taki większy płocki blaszak, gdzie podczas meczu można oberwać zapalniczką lub drobnymi z portfela fanatycznych kibiców.
– Czy zasłużyliśmy na sukces? – zapytał sam siebie w trakcie jednej z ostatnich konferencji prasowych właściciel Vardaru. – Nie mam wątpliwości. I nie myślę tu jedynie o inwestycjach w pierwszy zespół. Tworzymy wielki klub z imponującym zapleczem.
To prawda. Piłka ręczna staje się powoli w Macedonii sportem drużynowym numer jeden. To nie Czechy, gdzie Jakub Janda po wygraniu Pucharu Świata miał mniej kibiców niż za północno-wschodnią granicą. Na Półwyspie Bałkańskim widać kontynuację dzieła Samsonienki, dzieciaki garną się do szczypiorniaka. Klub posiada kilkanaście szkółek dla młodzieży, szczypiornistki Vardaru również grają w Champions League, w dodatku w siłę rośnie konkurencyjny Metalurg. Model ligi dwóch prędkości, który w Polsce nie do końca zdaje egzamin, może być siłą macedońskiej piłki ręcznej. Za kilka lat mówiąc o reprezentacji kraju Słońca będziemy mieli na myśli coś więcej niż niebywałe popisy strzeleckie Kiriła Łazarowa.
Wygranie Ligi Mistrzów przez klub Siergieja Samsonenki to najznamienitsze osiągnięcie Macedonii od zwycięskich bitew Aleksandra Wielkiego i dobra wiadomość dla całego światka piłki ręcznej. Od kilku lat ma on swój Szachtar Donieck, odpowiedź na zachodnią dominację. Szachtar za rządów Rinacha Achmetowa nigdy nie przekroczył jednak progu ćwierćfinału Champions League. Vardarowi i Vive udało się te rozgrywki wygrać…
HUBERT KĘSKA