– Niemieckim mediom zależy na tym, by mi zaszkodzić. Nieraz to pokazywali – oświadczył na łamach „Przeglądu Sportowego” Jakub Błaszczykowski i od razu przypomniała nam się jedna z konferencji prasowych w czasie mistrzostw świata w 2006 roku. Wtedy Jacek Krzynówek bredził, że polskie gazety tak naprawdę nie są polskie, tylko należą do niemieckich koncernów i dlatego na zamówienie Niemców burzą atmosferę w kadrze. Jacuś święcie w te durnoty wierzył, w czym przypominał trochę Jarosława Kaczyńskiego z ostatniej kampanii wyborczej, pytającego: – A pan z jakiej jest redakcji? Polskiej czy niemieckiej?
Śmiać nam się wtedy chciało z Krzynówka i jego teorii spiskowej, bo sami wówczas pracowaliśmy dla niemieckiego koncernu, ale żadnego Niemca w korytarzach nie widzieliśmy, nikt nie dzwonił w środku nocy ze wskazówkami, ani nikt nie dyktował, w kogo należy uderzyć, a kogo nie.
Błaszczykowski zachowuje się trochę podobnie. Niemieckim mediom zależy by mu zaszkodzić? Nawet pada po chwili istotne pytanie.
– A jaki interes mieliby niemieccy dziennikarze w tym, by panu zaszkodzić?
– No właśnie nie wiem.
Niemieckie media mają taki sam interes zaszkodzić Błaszczykowskiemu, jak polskie mają interes w tym, żeby zaszkodzić np. Bitonowi. Czyli żadnego. Naprawdę Kuba powinien zrozumieć jedno – dziennikarze nie siedzą w oparach dymu w redakcji i nie knują, jak mu zrobić pod górkę, tylko piszą co widzą i idą do domu, żeby pobawić się z dziećmi, a los kapitana naszej reprezentacji mają tak samo w dupie, jak los np. Zdravko Kuzmanovicia z VfB.