Fulham nie boi się Wisły, choć to akurat nie nowość. Podobnej odwagi londyńczykom brakuje jednak przed kolejnymi ligowymi starciami. Z uwagi na pełne gacie i balansowanie nad strefą spadkową, do Krakowa nie przyleciało trzech kluczowych graczy. Zamora, Murphy i Dempsey powinni całować Jola po rękach. Mogą siedzieć spokojnie w domach, bo i londyńczycy, realnie patrząc, wcale nie muszą napalać się na zwycięstwo. Mogą zagrać na pół gwizdka, mając w perspektywie ważny mecz w lidze. Nie radzimy się jednak przesadnie napalać, nawet jeśli trudny terminarz gier Premier League okazał się chwilowym sprzymierzeńcem Wisły.
Los był o tyle łaskawy, że Jol ma do dyspozycji o 50% mniejszy potencjał ofensywny niż zwykle. Prognozowanie wyjściowej jedenastki Fulham nie jest tym razem najłatwiejsze, choć Jol zazwyczaj trzyma się siermiężnego 4-4-2. Przy absencji Murphy’ego opaskę kapitana zgarnie Hughes, a w ataku wymieniać piłki będą prawdopodobnie Moussa Dembele i Andy Johnson. Ten drugi, niedoszły farbowany lis, pozostaje w niezłym gazie i od startu rozgrywek potraktował już rywali dziewięcioma bramkami.
Plus jest taki, że z gry odpada były piłkarz Twente, Bryan Ruiz. Gdyby nie zmienił barw klubowych, Holendrzy pojechaliby pewnie Wisłę dwucyfrówą, a tak… przybysz z kraju tulipanów usycha, bo wciąż boryka się z urazami. Jol wśród strzykawek z lekami pragnie zaserwować mu jeszcze dawkę pewności siebie. Angielskie media rozpisują się nad skowytem Kostarykanina, który nie potrafi odnaleźć się na Wyspach.
Nagłówki o niedyspozycji nowego podopiecznego mogą przyprawić o oczopląsy właściciela „The Cottagers” – Mohameda Al-Fayeda. Egipcjanina, któremu drogie transfery zwykle wychodziły bokiem. Ruiz kosztował 11 milionów funtów, a to tylko o bańkę mniej niż najgorszy nabytek w historii klubu. Steve Marlet osiągnął taką wartość chyba tylko przez jedną bramkę:
Al-Fayed po szaleństwach w przeszłości nabrał wody w usta i zszedł nieco na boczny tor. Jeszcze w 2001 roku powtarzał, że Jean Tigana to jeden z pięciu najlepszych trenerów na świecie. Później stawał się pierwowzorem dla Józefa Wojciechowskiego, bo zatrudnił do koordynowania pracy trenera… Franco Baresiego. A kiedy wyniki nie zwalały specjalnie z nóg, obu poleciały głowy.
– W niedługim czasie dogonimy swoim potencjałem Chelsea, bo chcemy mieć klasowych piłkarzy. We wszystkim pomoże światowej klasy menedżer – mówił Al-Fayed przed dziesięcioma laty. Czar prysł, bo patrząc na Marleta, Tigana okazał się zwykłym naciągaczem. Wkrótce zamiast pościgu za „The Blues”, rozpoczęło się zwiększanie dystansu na odległość kilku lat świetlnych. Chelsea w nowym opakowaniu zaserwowanym przez Abramowicza nie pozostawiała żadnych złudzeń. Choć Fulham pragnęło rozpieczętować paczkę i wyrwać chociaż podstarzałego Emmanuela Petita.
Francuz odwrócił się jednak na pięcie. Występy dla małego rywala zza miedzy uznałby za plamę na honorze. I rozpoczął właściwie trwałą tendencje, bo do dziś Fulham nie może zgarnąć żadnej byłej lub obecnej gwiazdy. Za najgłośniejszy transfer Al-Fayeda można uznać więc… figurę Michaela Jacksona. Niestety, król popu przypomina na niej powiększonego amanta Barbie – Kena i wzbudza tylko politowanie…
Jolowi ostatnio brakowało jakby silnych nerwów. Po łbie dostał na przykład Szwajcar Pajtim Kasami i zgarnął 500 funtów kary za niewykorzystany rzutu karny z Chelsea. Oburzona część szatni opowiedziała się za zawodnikiem, ale holenderski szkoleniowiec mógł się tylko popukać w czoło. Jol, bądź co bądź, na głowie ma tylko kępkę włosów, ale potrafił się domyśleć, że taką sumkę kosztuje jego podopiecznych najwyżej wizyta u fryzjera.
Zimowa sesja w Premier League zbliża się wielkimi krokami. Fulham postara się uciec spod lupy bukmacherów, którzy na bazie grudniowej tabeli zwykle trafnie skreślają swoje typy… Pora więc odbębnić szary obowiązek w Krakowie i wrócić do planów uchylenia od cienkiej czerwonej linii.
FILIP KAPICA

