Zauważyliście, że wyjątkowo długo było cicho o Vuku Sotiroviciu? To znaczy długo jak na niego, bo od lipca. Wtedy narzekał, że został bez żalu odpalony przez Lechię. W końcu znalazł przystań w Pogoni Szczecin i… zaczęło się dziać to, co było nieuniknione.
– Muszę poukładać w głowie niektóre sprawy, bo dalej nie mogę się pogodzić z tym, że gram tutaj. Nie jestem sobą, moja forma wygląda bardzo źle – powiedział Serb „Gazecie Wyborczej”.
„Nie mogę się pogodzić z tym, że gram tutaj”. Dobre! Gość podpisuje kontrakt z klubem i nie może przejść nad tym do porządku dziennego. Męczy go to i nie daje mu spokoju. Vuk, taka rada, konsultuj umowy nie tylko z menedżerem, ale też z psychologiem. Niech on ci doradzi, gdzie powinieneś, a gdzie pod żadnym pozorem nie możesz iść. Możliwe, że nie służy ci powietrze morskie. A może czas wrócić do Serbii do trenera, z którym trenowałeś indywidualnie?
Do tego, że chłopak od czasu do czasu ma w zwyczaju dać do pieca, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Lubimy takich piłkarzy, bo dodają naszej lidze kolorytu. Problem w tym, że Vuk zaczyna gwiazdorzyć i panoszyć się jak Małecki, a argumentów do tego nie ma. Po zwycięstwie Pogoni nad Zawiszą nie podszedł do kibiców, tylko ruszył prosto do szatni. – Nie będę chodził i dziękował ludziom, którzy na nas gwiżdżą. Takie mam postanowienie – powiedział po meczu w rozmowie z „GW”.
Przypomnijmy statystyki Sotirovicia z dwóch ostatnich sezonów (wg 90minut.pl).
2010/11 (Śląsk/Jagiellonia) – 20 meczów, 4 gole
2011/12 (Pogoń) – 11 meczów, 3 gole
Sorry mistrzu, ale liczby cię już nie bronią. Przy całej sympatii do ciebie, na takich piłkarzy się gwiżdże. Trochę pokory.
I lepiej zmień postanowienia.