Powiedzmy sobie szczerze – na liście rzeczy do zrobienia w sobotę o 18:00 w dniu Multiligi i dwóch meczów o utrzymanie, starcie pewnego na 99% miejsca w Ekstraklasie Piasta i pewnej na 100% Wisły Płock nie uplasowałoby się na podium, pewnie nawet nie byłoby w pierwszej dyszce. I długimi fragmentami mecz wcale nas nie zawodził. No bo zapowiadało się, że będzie wyglądał równie ciekawie co poimprezowy paw, no i przez pierwszą połowę wszystko się zgadzało – faktycznie równie efektowne są skutki przedawkowania mocnych płynów.
Na szczęście przyszła jednak druga połowa i przyniosła odmianę diametralną. Od totalnej padaki do festiwalu bramek, przesiadka ze zdezelowanego Poloneza w nowiutkie Porsche z salonu. Nie byłoby żadną kontrowersją stwierdzenie, że spośród wszystkich dzisiejszych drugich połów, to w Gliwicach działo się najwięcej. A kto wie – może i więcej niż we wszystkich innych wziętych do kupy. Uczciwie dodajmy, że żadna w tym zasługa Wisły – jej piłkarze mieli już tak wyrąbane, jak statystyczny Polak siedzący o tej porze przy grillu z piwkiem w ręku. Weźmy pod uwagę takiego Kryczkę – gościowi było już tak wszystko jedno, że postanowił nawet nie łapać piłki, gdy całkiem niegroźny strzał z dystansu posłał Żivec. Bramkarz Wisły Płock to w ogóle ciekawy przypadek – wygląda na to, że wystarczy po prostu w niego strzelić, a zawsze będzie smród. Dziś swąd pojawił się także wtedy, gdy próbował wypiąstkować piłkę po wrzutce – chłopak omal nie trafił do własnej siatki. Gdybyśmy mieli go opisać jednym słowem tylko po meczach w tym sezonie, byłoby to pewnie słowo “parodysta”.
Piast po pierwszej bramce dość szybko dostał wiatru w żagle i trzeba napisać to jasno i wyraźnie: niewygranie tego meczu byłoby jego kompromitacją. Piast miał z przodu tyle miejsca, że mógł tam zorganizować kibocom świętowanie utrzymania, a i tak byłoby gdzie wcisnąć bramkę. Drugi gol? Klepa na totalnym luzie tercetu Żivec – Mraz – Jankowski i znów hektary w polu karnym. Trzeci? Bukata miał tyle miejsca, że prawdopodobnie mógł iść z piłką prosto do bramki, ale wybrał uderzenie z dystansu i słusznie – po co się męczyć, skoro bramkarz nie ma w zamiarze nawet próby interwencji. Czwarty? O rany, Byrtek zagrał wprost pod nogi Jankowskiego, który musiał tylko minąć rozpędzonego Recę i wymierzyć sprawiedliwość. No i to zrobił.
Wisła ograniczyła się tylko do robienia tła, ale – by oddać jej sprawiedliwość – swoje okazje też miała. Przede wszystkim – dwa razy obijała aluminium po strzałach z dystansu (Merebaszwili i Wlazło) i szczególnie strzał tego drugiego – gdyby wpadł – mógłby brać w udział w konkursie na gola sezonu. Poza tym kapitalną szansę po akcji Wlazły miał Kante – strzelił dobrze, ale ofiarna interwencja Heberta sprawiła, że piłka wyszła na róg. To jednak tylko przebłyski, bo tak ogólnie… Tak ogólnie to na Wisłę się dziś nie dało patrzeć.
Gliwiczanie mogą już wrzucić na luz – utrzymanie klepnięte w kapitalnym stylu.