Paweł Kieszek: – Chciałem trzymać się Zachodu

redakcja

Autor:redakcja

09 października 2011, 01:06 • 8 min czytania

Karierę ma, jak na polskiego piłkarza, wyjątkowo dziwną. Niewielu kibiców kojarzy jego nazwisko, ale kluby, jakie co roku dopisuje do CV, robią wrażenie. Był Sporting Braga, było zdobywające liczne trofea FC Porto, teraz czas na Rodę Kerkrade. Niby mało znana drużyna, ale powiedzmy sobie szczerze – ilu naszych ligowców odrzuciłoby ofertę z Eredivisie? Paweł Kieszek nie zamierzał dłużej czekać, podpisał kontrakt i chyba nie żałuje, nawet gdy raz po raz musi wyciągać piłkę z siatki. Ostatnie „popisy” jego zespołu nie napawają optymizmem, ale Kieszek ma czego chciał – musi bronić piłkę za piłką…
Jakie to uczucie, kiedy wiesz, że najlepszy klub w karierze masz już za sobą?
Roda to rzeczywiście słabsza drużyna niż Porto, ale z Porto mam cały czas ważną umowę. Jestem na rocznym wypożyczeniu, nie ma żadnej opcji wykupu, więc mam nadzieję, że Porto jeszcze liczy się z moją osobą. Wszystko zależy ode mnie. Jeżeli będę dobrze grał, to może w lecie uda się zrobić coś ciekawego.

Paweł Kieszek: – Chciałem trzymać się Zachodu
Reklama

A nie jest tak, że większe perspektywy sportowe masz właśnie w Rodzie?
No, dusza delikatnie odetchnęła, bo w końcu mogę grać. Ale jeśli chodzi o przyszłość, to naprawdę nic nie wiadomo. W Porto mogą powiedzieć, że chcą, abym został, ale na ławce… Ja zawsze podkreślam – rok spędzony częściowo na trybunach, częściowo na ławce mi wystarczy, choć nie żałuję tego okresu. Ale jeśli miałbym znowu być trzecim bramkarzem, to chyba by mnie to nie interesowało.

A drugim?
Musiałbym się zastanowić, czy odpowiadałoby mi przykładowo piętnaście meczów na sezon w tak wielkim klubie. Ciężko powiedzieć… Na razie skupiam się na graniu, bo tego mi najbardziej brakowało.

Reklama

Po zakończeniu poprzedniego sezonu miałeś nadzieję, że przynajmniej będziesz mógł pojechać z Porto na obóz. Dlaczego się nie udało?
Wiedziałem, że odejdę, pytanie było tylko – gdzie i kiedy? Liczyłem, że wcześniej potrenuję z drużyną, ale zrozumiałem podejście zarządu i trenerów, którzy nie chcieli brać zawodnika, który teraz im się nie przyda. Lepiej wziąć młodszego, który będzie zapoznawał się z zespołem. Oczywiście, mogłem planować, że fajnie byłoby jeszcze chwilkę z nimi potrenować, żeby pojechać na testy w dobrej formie – taki był plan – ale nie obrażałem się i ćwiczyłem indywidualnie.

Niektórzy pisali, że trenowałeś z drugim zespołem Porto.
No, pisali, pisali. Ale tam nie ma drugiego zespołu. Jak chłopaki byli na obozie, to trenowałem sam bez piłki. Siłownia, bieganie, takie rzeczy. A potem o 14:30 indywidualnie z trenerem bramkarzy pierwszej drużyny.

Po zgrupowaniu też ci nie pozwolili z nimi trenować?
Nikt mi żadnego pisma nie dał, ale ustaliliśmy, że tak będzie lepiej.

Masz im teraz chyba coś do udowodnienia…
Nie, i tak jestem wdzięczny, że taki klub wziął mnie w swoje szeregi i że mogłem się pokazać. Z lepszej lub gorszej strony, różnie bywało, ale ogólnie było warto. Teraz chcę pokazać, że jestem dobrym bramkarzem, bo jestem.

Widzę, że nabrałeś pewności siebie.
To, że jestem dobry, wiedziałem nawet, jak wypadła mi ta nieszczęsna piłka z Nacionalem. Chciałbym, żeby ludzie mnie cenili, ale najważniejsze, żeby sam był z siebie zadowolony i ci, którzy mnie otaczają. Dziennikarze mogą pisać, co chcą. Wiadomo, że jak ktoś popełni błąd, to jest beznadziejny, a jak zagra dobrze, to zajebisty. Często media nawet się na tym nie znają.

OK, ale ty do niedawna nie dawałeś okazji do miarodajnej oceny, bo nie grałeś.
Z tym się zgadzam, że konkretnych wniosków po czterech meczach nie można wyciągać. Nie mam pretensji, że o mnie nie piszą, bo tak jak wcześniej rozmawialiśmy, kogo interesuje trzeci bramkarz Porto?

Dlaczego tak długo nie mogłeś znaleźć nowego klubu? Kontrakt z Rodą podpisałeś praktycznie w ostatniej chwili.
Konkretnych ofert – zaznaczam, konkretnych – za wiele nie było. Z Cluj rzeczywiście było coś na rzeczy, ale wolałem poczekać. Jakbym nie miał innego wyjścia, to pewnie bym tam poszedł. Swoją drogą, w ostatnich godzinach poszedł tam Beto, czyli musieli mieć jakieś ustalenia z Porto. Kiedy trzeba było już podjąć decyzję, postawiłem na Rodę. Ł»eby nie skłamać, jakiś tydzień przed zakończeniem okienka dostałem od nich zaproszenie na testy. Nie był to dla mnie kłopot, bo wiedziałem, że w ciemno mnie nie wezmą. Holandia to, wydaje mi się, dobry kierunek. Poziom ligi też jest niezły, słabszy niż w Portugalii, ale chciałem się trzymać Zachodu.

Ta Roda spadła ci jak z nieba.
Na pewno to była jakaś niespodzianka. Tytoń odszedł, zrobiło się miejsce i dzięki temu mnie wzięli. Przede wszystkim patrzyłem na to, czy będę mógł regularnie grać. Czy klub był lepszy, słabszy, czy infrastruktura była bardziej rozbudowana lub mniej, to było na trzecim planie.

W Rodzie dostałeś zapewnienie, ze będziesz pierwszym bramkarzem?
To była dziwna sytuacja… Byłem tam trzy dni, zakończyłem testy, miałem już wracać do Portugalii i tuż przed wylotem powiedzieli: „w poniedziałek mamy spotkanie z trenerami i zarządem, potem oddzwonimy. Mówię do żony: „Nie wiem, co jest. Trenowałem dobrze, a nawet testów medycznych mi nie zrobili. Coś jest nie tak”. Poleciałem do Portugalii i w poniedziałek telefon: „Jesteśmy na tak, ale przyleć na testy medyczne”. No to z powrotem do samolotu i w drogę na badania… Dogadaliśmy się i kilka godzin przed zamknięciem okienka podpisaliśmy umowę.

Spodziewałeś się, że wskoczysz do bramki już w pierwszym meczu?
Wierzyłem w to, bo Roda miała nie za ciekawe wyniki. Byłem na meczu z Utrechtem, więc wiedziałem, jak to wygląda. W następnej kolejce, z Twente już zagrałem i poszło nie najgorzej, bo wygraliśmy 2:1.

Jedyna porażka Twente w lidze, dodajmy.
Tak, a potem 0:5 z Vitesse, 1:7 z PSV i 3:4 z Bredą… Taka jest ta liga. W ofensywie wszyscy dobrzy, a w defensywie lipa.

No tak, ale wy tych goli tracicie strasznie dużo. Najwięcej w lidze.
No tyle goli tutaj pada. A w defensywie graliśmy okropnie.

Z PSV to już był całkowity dramat.
Nie było ani zespołu, ani indywidualności, no nic. Wykopywałem piłkę, od razu wracała i wrzutka… Nie liczyłem tych wrzutek, ale co kilkadziesiąt sekund miałem piłkę pod bramką. No, puściłem te siedem goli, zdarzyło się. Ale to nie pierwszy raz, kiedy przegrałem w takim stylu. Kiedyś w barwach Polonii przegraliśmy z Legią 2:7. Wszedłem co prawda na drugą połówkę i wpuściłem tylko dwa gole, ale jednak…

Jak bramkarz powinien się zachowywać w takiej sytuacji? Opieprzać obrońców po piątej, szóstej, siódmej bramce, czy już sobie odpuścić?
Bramkarz jest na boisku sam i tak to właśnie wyglądało. Bramkarz musi walczyć o każdego gola. Robiłem co w mojej mocy i mogę obiektywnie stwierdzić, że mogło się skończyć dużą dwucyfrówką.

Karnego obroniłeś, to trzeba oddać.
Nie chodzi o samego karnego. Było bardzo dużo sytuacji pod bramką. Kolega, فukasz Smolarow, policzył mi skuteczność i wyszło 60%. To dużo przy siedmiu straconych golach. Ł»ona później mi mówiła, że w telewizji było widać, że po każdej niewykorzystanej sytuacji byłem uśmiechnięty. A co, miałem się nie cieszyć, jak przeleciała obok słupka? (śmiech) Teraz ironizuję, ale nie ma co opieprzać obrońców, bo to nic nie da.

Poziom jest, jaki jest i tego nie zmienisz?
Dokładnie. Trzeba to przełknąć, przegrać jak najmniej. Jak ktoś przegra 0:5, to czasem się da wytłumaczyć, 0:6 – jako tako, ale siedem brzmi kiepsko…

Nie miał nikt do ciebie pretensji?
Gazet nie czytam, bo holenderskiego jeszcze nie znam. Interesują mnie wnioski trenera. Sam wiem, że mogłem się lepiej zachować przy dwóch golach i to samo usłyszałem od niego. Jak bramkarz puści z wolnego gola tam, gdzie stoi, to jest jego błąd. Oczywiście, mogę mówić, że byłem zasłonięty, nie widziałem, czy coś tam, ale to nie ma sensu. Mój błąd. Przy jednym dośrodkowaniu powiedział też, że lepiej byłoby, gdybym został w bramce. Nie taka wielka pomyłka, ale szczegół, gdzie mogłem się lepiej zachować.

A piątka z Vitesse?
Powiem ci, że ten mecz też był dziwny. Do przerwy 0:0 i nic nie wskazywało na to, że dostaniemy piątkę. A tu nagle wiesz… Strzelili jednego gola i nie ma zespołu. Chaos, brak organizacji. Poza tym to jest młoda drużyna. Ośmiu z pierwszego składu odeszło w lecie. Widać, że ta komunikacja nie wygląda najlepiej. Dochodzą do tego indywidualne błędy.

I zaczyna się walka o utrzymanie?
Jak przychodziłem, powiedzieli mi, że chcieliby powalczyć o miejsca 5-8.

To macie cztery punkty straty.
Tak, ale po tych przegranych stwierdziłem, że na początek fajnie byłoby się utrzymać, a później myśleć o pucharach. Po tych kilku tygodniach i tak widać, że są dużo słabsze zespoły, które będą walczyć o uniknięcie spadku.

Jak ci się żyje w Kerkrade? Nie tęskni się za oceanem i winnicami Porto?
Na razie mieszkam w hotelu, w ciągu kilku dni mam obejrzeć następne mieszkania. Najlepszy kontakt w drużynie mam, wiadomo, z Mateuszem Prusem i Mikołajem Lebedyńskim, ale na kolacje razem nie chodzimy. Czas wolny spędzam z żoną. Rzeczy towarzyskie mnie nie interesują (śmiech). Na początku, jak przyjechaliśmy, to tydzień padał deszcz. Ale dwa ostatnie tygodnie były piękne. 25-26 stopni. W zimie najniższa temperatura to podobno -5 stopni, czyli nie ma tragedii. Jeśli chodzi o miasto, to mamy 25 kilometrów do Maastricht. Nie ciągnie mnie tam, wolałbym zamieszkać w takim miasteczku Heerlen. Spokojne miejsce, zabudowa nie za wysoka, dużo zieleni, stadniny koni…

Idealne na emeryturę.
Na emeryturę to do Polski (śmiech).

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA

Najnowsze

Anglia

Piłkarz Chelsea kontuzjowany. Nie zagra z Aston Villą

Maciej Piętak
0
Piłkarz Chelsea kontuzjowany. Nie zagra z Aston Villą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama