Józef Wojciechowski, jak nikt inny w polskim futbolu, ma słabość do otaczania się wszelkiego rodzaju doradcami. Zazwyczaj nie wiedzą nawet, w jakim zakresie mają doradzać, ale nim przekona się o tym prezes, mija przynajmniej kilka tygodni – kilka dobrych cygar zdąży zostać wypalonych i parę niezłych pensji przepłynie przez konta. A jako że dawno okazało się, że Józef Oleksy nie nadaje się na nowego Jorge Valdano, JW ma już kolejny pomysł. Nazywa się Włodzimierz Lubański.
Właśnie jego – tym razem bez serdecznego przyjaciela Mortena Olsena – wypatrzył sobie na nowego eksperta. Człowieka, który zna się na piłce i w wolnej chwili mógłby regulować tracącego na swych notowaniach trenera Zielińskiego. Zadzwoniliśmy do pana Włodka, który oczywiście powiedzieć nic nie chciał, ale między wierszami jednak wysłał jakiś sygnał…
– Byłem na meczu Polonii z Legią. Usiedliśmy z prezesem Wojciechowskim i rzeczywiście dyskutowaliśmy, ale póki co nic nie jest dokładnie ustalone.
– W czym może pan pomóc Polonii? Jak daleko może sięgać ten głos doradczy?
– Jak zostanie to skonkretyzowane, to panu powiem…
– Na razie nie zostało?
– W tym momencie nie, więc nie mogę o tym rozmawiać.
– Pana zdaniem szanujący się trener może pozwolić sobie na taką ingerencję?
– Gwarantuję panu, że jeśli moja funkcja zostanie dokładnie określona, to na pewno we współpracy i w porozumieniu z trenerem…
Pytanie, czy jeszcze z trenerem Zielińskim, czy już kimś, kto pokornie pozwoli sobie na takiego nadzorcę… tzn. doradcę. I oby tylko ta cała historia przyniosła choć trochę więcej pożytku, niż kiedyś indywidualne treningi Lubańskiego z Janczykiem.
PAWEŁ MUZYKA