Thomas Schaaf – Klaus Allofs: skazani na Werder

redakcja

Autor:redakcja

03 października 2011, 20:20 • 4 min czytania

Przez trzy lata grali w jednej drużynie. Jeden w ataku, drugi w obronie. Lepszy piłkarsko, bardziej przebojowy na boisku, jak i poza nim, był bez wątpienia starszy o pięć lat Klaus. Z kolei Thomas był jego mentalnym przeciwieństwem. Zawsze nieco w cieniu, spokojny, wielu miało go po prostu za nudziarza, ale od razu trzeba podkreślić, że za bardzo solidnego i pracowitego nudziarza. Dziś, obaj są przyjaciółmi i dalej grają w jednej drużynie. W Werderze Brema.
Thomas Schaaf, choć nie pochodzi z Bremy i ma południowy akcent, jest w tym mieście traktowany jak swój. Nic dziwnego. Mieszka tam od 46 lat. Przeprowadził się wraz z matką i starszym bratem w 1965 roku, z oddalonego o 400 kilometrów Mannheim, zaraz po śmierci ojca. Zamieszkali na Brommyplatz, skąd na stadion Werderu jest raptem kilkaset metrów. Był więc skazany na ten klub. Nie było innej opcji.

Thomas Schaaf – Klaus Allofs: skazani na Werder
Reklama

Na pierwszy trening poszedł jako jedenastolatek, a już sześć lat później zadebiutował w pierwszym zespole „die Gruen-Weissen”, prowadzonym przez Wolfganga Webera. Regularnie zaczął grać jednak dopiero u Otto Rehhagela, z którym pracował już do końca swej kariery, a w latach 1993-1995 pełnił nawet rolę jego asystenta, będąc jeszcze aktywnym zawodnikiem.

To właśnie Rehhagel odcisnął na nim największe piętno. To jego wzór. Trenerski mentor. Często można się spotkać z opiniami, że Schaaf jest jego odbiciem, wyjątkowo udaną kopią, ale są to oczywiście opinie krzywdzące, chociażby ze względu na ofensywny styl gry Werderu. To, co ich łączy – to na pewno dobry kontakt z piłkarzami. Również z tymi o wyjątkowo trudnym charakterze. Rehhagel miał w swoim składzie dużej klasy birbanta, jakim był bez wątpienia Mario Basler. A warto sobie przypomnieć, że był to piłkarz, który na zgrupowaniach zawsze wstawał pierwszy, bo po prostu musiał zapalić porannego papierosa, koniecznie przed śniadaniem.

Reklama

Z kolei Schaaf potrafił bardo dobrze ułożyć sobie relacje z Ailtonem. Brazylijczyk, który żył zgodnie z facebookowym credo „alkoholu i pacierza nie odmawiam”, poszedłby za swoim trenerem w ogień. W dodatku na boisku spisywał się znakomicie. Lata spędzone w Werderze były najlepszymi w jego karierze. Zdobył mistrzostwo Niemiec, krajowy Puchar, zagrał w Lidze Mistrzów, a w sezonie 2004/2005 został nawet wybrany piłkarzem roku w Niemczech. Jako pierwszy obcokrajowiec w historii.

Brazylijczyk nabrał dużego szacunku do Schaafa po śmierci swojego brata. Pomimo że sezon trwał w najlepsze, a Ailton był kluczową postacią w zespole, trener bez najmniejszego problemu zezwolił mu na powrót do domu. I to na kilka tygodni. – Wiem, że potrzeba czasu, by się uporać z taką tragedią – powiedział wtedy na łamach „Die Zeit”. Wiedział o tym, jak mało kto. W tym samym czasie również i on stracił brata…

Nie byłoby jednak sukcesów Schaafa bez Klausa Allofsa. Dziś, obaj mogą służyć za absolutny wzór współpracy na linii menedżer – dyrektor sportowy. Tworzą zgrany tandem już od 1999 roku. To właśnie wtedy Allofs, po krótkiej przygodzie trenerskiej w Fortunie Dusseldorf i pokonaniu kilku innych kandydatów – Hansi Muellera, Jurgena Sundermanna i Bernda Gersdorffa, został nowym dyrektorem sportowym Werderu. Klubu, z którym jako piłkarz zdobył mistrzostwo kraju, Puchar Niemiec, Superpuchar oraz Puchar Zdobywców Pucharów. I to wszystko zaledwie w trzy lata, z Schaafem w składzie. Co ciekawe, w tamtych czasach – nie trzymali się razem. Kolegowali się, ale bez specjalnej zażyłości. Lata współpracy zrobiły jednak swoje.

– Z biegiem czasu nasza znajomość przekształciła się w coś większego. Tak, dzisiaj mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Może nie jeździmy razem na wakacje, nie pytam go o zdanie przy wyborze nowego samochodu, ale mamy do siebie absolutne zaufanie. Wiem, że on nie postępuje wbrew mnie, nie działa za moimi plecami. I Thomas również ma tę pewność, że ma we mnie lojalnego współpracownika i przyjaciela – wyznał Allofs w rozmowie z „Rund Magazin”.

Obecny sezon będzie jednak poważnym sprawdzianem dla ich przyjaźni. W czerwcu bowiem kończy się kontrakt Schaafa. Nikt na razie nie spieszy się z prolongatą, a sam Allofs powiedział tydzień temu na łamach „Kickera”: – Mam jeszcze pewne wątpliwości. Pośpiech nie jest tu wskazany.

Póki co, wszystko wskazuje na to, że Schaaf się obroni. Werder po słabym ubiegłym sezonie, teraz spisuje się zaskakująco dobrze, czego najlepszym świadectwem jest drugie miejsce w tabeli. Prezes klubu, leciwy Klaus Dieter-Fischer (71 lat), też raczej nie należy do raptusów. – Trudno mi sobie wyobrazić, by trener Werderu nazywał się inaczej, niż Thomas Schaaf – mówił ostatnio, pół żartem, pół serio.

A co na to cichy i małomówny szkoleniowiec rodem z Mannheim? Nic. No, prawie nic. W swoim stylu mówi tylko, że liczy na dobry sezon. Sezon, który dobrze byłoby zwieńczyć jakimś trofeum. W końcu w przyszłym roku minie 40. rocznica jego związku z Werderem. Od juniora do roli pierwszego trenera. Tyle lat w jednym klubie nie spędził nawet Paolo Maldini, Walery فobanowski czy sir Alex Ferguson. Dłuższy staż miał tylko Guy Roux w Auxerre – 44 lata. Ale stawiamy dolary przeciw orzechom, że Schaaf go przebije. Kwestia czasu.

JAKUB POLKOWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

W końcu! Wirtz z pierwszym golem dla Liverpoolu [WIDEO]

Jakub Radomski
0
W końcu! Wirtz z pierwszym golem dla Liverpoolu [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama