W Hiszpanii mają swoje El Clasico, na które czekają kibice z całego świata. W Anglii odpowiednikiem takiego spotkania można nazwać starcia Arsenalu z Tottenhamem. O ile Barca przyzwyczaiła nas, że złoi Real w każdych okolicznościach, o tyle nigdy nie wiemy, czego się spodziewać po derbach północnego Londynu. Jutro czeka nas kolejny wielki spektakl przy White Hart Lane i na samą myśl o rywalizacji cieknie nam ślinka. Znamy kilka powodów, dla których warto będzie zasiąść w niedzielne popołudnie przed telewizorem…
Pierwszy, to powrót dobrej formy obu drużyn, bo Tottenham i Arsenal zaczynają wreszcie zacierać złe wrażenie z początku sezonu. „Spurs” po pierwszych dwóch meczach znaleźli się na dno tabeli z żenującym bilansem bramkowym 1:8. Światełko w tunelu zaświeciło się wreszcie po zwycięstwie 4:0 nad Liverpoolem, a morale zespołu poszły w górę w górę po uporaniu się z Wolverhampton i Wigan. Arsenal po największych kompromitacjach od kilku dekad odkuł się w Lidze Mistrzów i ograł Shrewsbury w Pucharze Ligi. Rywal „Kogutów” zza miedzy w Premier League nie pozostawił też złudzeń Boltonowi.
Liczymy, że obie drużyny rozkręciły się już na tyle, że będą w gazie przez pełne 90 minut…
Kolejny ważny czynnik to polski akcent. Szczęsny może i wpuścił od startu rozgrywek czternaście goli, ale gdyby nie jego popisy…. Arsenal straciłby ich dwa razy tyle. Można go nie lubić za jego zarozumiałość, arogancję i zbytnią pewność siebie, ale w żaden sposób nie można odjąć mu umiejętności. Warto sobie przypomnieć, że do żywych wraca stopniowo Łukasz Fabiański. „Fabian” małymi kroczkami nadrabia na treningach czas stracony na leczenie i jutro zasiądzie na ławce.
Największym nieobecnym będzie natomiast gladiator William Gallas. Były kapitan „Kanonierów” i obecna podpora Spurs nie doda rywalizacji dodatkowego smaczku, bo z gry wyłączył go uraz pachwiny. Kibice z Emirates nie będą specjalnie narzekać. Im wystarczy obecność zdrajcy Adebayora, który w w przeszłości barwach „Kanonierów” odpowiadał zwykle za… kanonadę bramki Spurs. Teraz Togijczyk poszuka kolejnego powodu po transferze do Manchesteru City, by zajść im za skórę. Wolimy nie myśleć, jak fani Arsenalu przyjęliby reakcje na jego bramkę…
O emocje nikt się nie martwi, bo żadnemu z fanów od kilku sezonów nie przyszło do głowy reklamowanie biletu na derby. Wystarczy spojrzeć na listę ostatnich pojedynków:
20.04.2011 – Tottenham – Arsenal 3:3.
20.11.2010 – Arsenal – Tottenham 2:3.
21.09.2010 – Tottenham – Arsenal 1:4.
14.04.2010 – Tottenham – Arsenal 2:1.
31.09.2009 – Arsenal – Tottenham 3:0.
8.02.2009 – Tottenham – Arsenal 0:0.
28.10.2008 – Arsenal – Tottenham 4:4.
Po samych statystykach widać, że w ostatnich 7 meczach tylko raz padł bezbramkowy remis. Reszta spotkań trzymała w napięciu do ostatnich sekund.. Wystarczy wskazać mecz z 2008 roku. Wtedy Tottenham w 88 minucie przegrywał 2:4, a mimo to zdołał odrobić straty i zremisować. To nie jedyny przykład, bo w pamięć kibiców jeszcze lepiej wrył się mecz z White Hart Lane z 2004 roku, kiedy Arsenal wygrał 5:4.
Kibice „Kogutów” często wracają natomiast myślami do spotkania z Emiratem, kiedy Spurs ograli znienawidzonego rywala 3:2. Z tamtego meczu najbardziej pamiętnym obrazkiem była niezapomniana furia Wengera, który rzucał wodą mineralną po ławce rezerwowych. Złośliwcy jak zwykle sięgnęli wtedy po Photoshopa…
North London Derby przypominają zwykle kasowy thriller i zawierają esencję angielskiej piłki. Magię czuć w powietrzu już od pierwszych ujęć z tunelu prowadzącego na boisko. Pora, by Wenger wytrzepał swój garnitur z wszystkich upokorzeń. Tak czy siak, zobaczymy jutro jedno z dwojga:
a) obraz negatywny:
b) lub wreszcie pozytywny:
JACEK WALKIEWICZ
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]


