O ile po meczu Wisły z Twente nie spodziewamy się niczego dobrego (tzn. czujemy w kościach bolesną porażkę – co jest nadzieją dla krakowian, bo z reguły nos nas zawodzi), o tyle piłkarze Legii mają szczęście z kalendarzem Ligi Europy, bo po najtrudniejszym wyjeździe przyszła pora na najłatwiejszy mecz u siebie. Lato dzisiejszego rywala przebiegało pod znakiem zadymy, a klub opuściło kilku czołowych graczy. Następców nie widać do dziś, ale Hapoel Tel Awiw nic sobie z tego nie robi i zamierza wywieźć z Łazienkowskiej trzy punkty. Asy w rękawie (no dobra, walety – ale może starczą) ma jednak na razie Maciej Skorża…
Pierwszy z nich to informacja, że w kraju został Avihai Yadin, który w meczu z Rapidem Bukareszt wyleciał z boiska za czerwoną kartkę. Choć z drugiej strony można dojść do wniosku, że to i tak mała strata dla „Czerwonych demonów”, jeśli tylko spojrzymy na letnią wyprzedaż w ich zespole. Lille zgarnęło za darmo bramkarza Vincenta Enyeamę, zachodni kierunek obrali także Itay Shechter i Eran Zahavi, którzy trafili odpowiednio do Kaiserslautern i Palermo. W obliczu osłabień jedyną gwiazdą klubu pozostał Toto Tamuz. Problem w tym, że on od dłuższego już czasu błądzi myślami poza boiskiem.
Pierwszy czarnoskóry reprezentant Izraela w historii ma wiele wspólnego z Mario Balotellim. Obaj zostali wychowani w obcym kraju bez rodziców, przyjęli nazwiska rodzin, które się nimi zaopiekowały, a później zagrali w lokalnej reprezentacji. Porównania na tym się nie kończą, bo Tamuz ma w głowie podobny kisiel do gwiazdora Manchesteru City. Różnice da się zauważyć dopiero zestawiając ich piłkarską klasę, bo jeśli chodzi o wpadanie w tarapaty, Izraelczyk niczym nie ustępuje „Super Mario”.
– Brawo, jestem tu już skończony – krzyczał 23-latek do trenera Drora Kashtana, który odsunął go od zespołu w sierpniowym meczu Toto Cup z Hapoelem Akka. Piłkarz spóźnił się pół godziny na wyznaczoną zbiórkę i dotarł na mecz na własną rękę. Zaraz po wejściu do szatni usłyszał, że może zabierać swoje rzeczy i wracać do domu. Wtedy było to jeszcze możliwe, ale przed kilkoma dniami w mediach pojawiły się informacje, że straci dach nad głową. Nakaz eksmisji zamierza wydać… były prezes klubu, Moni Harel, od którego Tamuz wynajmuje mieszkanie.
KURS 2.10 ZA ZWYCIĘSTWO LEGII I BONUS DO 350 ZŁOTYCH W BET-AT-HOME: KLIKNIJ
W obliczu kolejnego zamieszania wokół czarnoskórego napastnika, Kashtan wysilił się na wyrozumiałość. Trener wyciągnął pomocną dłoń, ale podobna łaska początkowo nie spotkała Salima Tuamy. Snajper prowadził rozmowy z Maccabi Petah Tikva w sprawie wymiany za Tala Ben Haima II, ale ostatecznie nie przystał na proponowane zarobki. W rewanżu odsunięto go od zespołu, ale błagania o czystą kartę zostały wysłuchane i wraz z resztą kolegów przyleciał do Warszawy.
Końca konfliktów nadal nie było widać, bo o kasę awanturował się także pomocnik Shay Abatbul. Swoją cegiełkę do i tak zmąconej atmosfery dorzucił właściciel klubu Doron Aosidon, który nie potrafił znaleźć wspólnego języka z pozostałymi inwestorami klubu. – Nikt w Hapoelu nie wiedział tego lata, na czym stoi. Sytuacja była o tyle niepewna, że trudno było wskazać potencjalnych następców posprzedawanych zawodników. Nikt nawet nie wiedziałâ€¦ jaki będzie klubowy budżet – mówi Remigiusz Jezierski, który ma na swoim koncie grę w dwóch izraelskich zespołach – Hapoelu Beer-Sheva i Bnei Sakhnin.
Wicemistrz kraju postawił w większości na wolnych graczy, ale nie wahał się sypnąć groszem. Omer Damari kosztował półtora miliona euro, a Nosa Igiebor 800 tysięcy. Miejscowe media szybko wykreowały Nigeryjczyka na nowego Johna Obi Mikela, bo obaj grali w lidze norweskiej. Uwadze Izraelczyków umknął jedynie fakt, że Mikel w Skandynawii wypromował się od razu do Chelsea… Do zainteresowania piłkarzem przyznał się nawet Skorża, ale Legia ograniczyła się do piłkarzy za friko.
Dobry początek sezonu w wykonaniu Hapoelu to głównie zasługa Kashtana. Były selekcjoner reprezentacji Izraela utrzymał zespół w ryzach i pomógł zakopać toporny wojenne w szatni. „Czerwone demony” wciąż nie znalazły pogromcy w lidze, ale zdaniem Jezierskiego, z Warszawy powinny wrócić na tarczy. – Raczej nie będą zabójczo groźni. Każdy zespół po pozbyciu się czołowych zawodników ma w końcu problemy. Szkoda tylko, że pierwszy mecz nie odbędzie się w Izraelu. Presja ciążąca na Hapoelu mogłaby być bardzo pomocna dla Legii. Tam na takie mecze patrzy się podobnie jak u nas: Przyjeżdża rywal średniej klasy i należy go ograć. Hapoel ma w zwyczaju ofensywną grę, ale w Warszawie mogą zagrać na podwojenie gardy. Mimo wszystko, Legia powinna nieznacznie wygrać.
– Legia jest faworytem, nie wyobrażam sobie innego wyniku niż zwycięstwo „Wojskowych”. Z Hapoelem należy zagrać wysoko, agresywnie. Ważne, żeby przez pierwsze 15-20 minut atakować pressingiem i wyczekiwać błędu stoperów. Izraelczycy są zaawansowani technicznie, ale to piłkarze na dorobku. Ten zespół dopiero powstaje po letniej przebudowie, a wcześniejszy kapitał był o wiele wyższy, nawet patrząc na czystą wartość piłkarską – dodaje Grzegorz Wędzyński, który spędził w Izraelu pięć lat.
Obowiązkowa wycieczka do Warszawy rozpoczęła się dla piłkarzy Hapoelu od wizyty przy Pomniku Bohaterów Getta. Zawodnicy wyznali, że życzyliby sobie, aby na stadionach na zawsze ucichły piosenki o holocauście. Na co dzień mają u siebie inny kłopot, bo rasizm w czystej postaci to normalka. Być może niedługo przyjdzie im grać przy pustych trybunach, bo kibole obrzucili ostatnio wyzwiskami Amora Kollie z Hapoelu Haifa. Rok temu na ich celowniku znalazł się dla odmiany Djibril Sidibe z Maccabi Tel Awiw i w efekcie jeden mecz piłkarzy Kashtana można było obejrzeć tylko przed telewizorem. Wędzyński zapamiętał trybuny z lepszej strony.
– W meczach derbowych, w których grałem w Maccabi przeciwko Hapoelowi, kibice siedzieli na trybunach wymieszani. Przed oczami mieniły się tylko na przemian czerwone, niebieskie i żółte kolory. Owszem, zdarzały się różne okrzyki, ale tam nie ma bojówek. Ludzie z przeciwnych zespołów siedzą koło siebie – wspomina „Wędzyna”. O specjalnym strachu w Izraelu przed polskimi kibicami też nie ma mowy. – Dużo mówi się o zmianach, jakie zaszły w naszym kraju, komplementowana jest nawet miejska infrastruktura – kontynuuje trener Pogoni Siedlce.
– Kręgosłup zespołu został sprzedany, ale pozostali zawodnicy mają coś do udowodnienia. Kashtan na każdy mecz nosi ze sobą breloczek o kształcie dłoni, który wystaje mu z prawej kieszeni. Ma to dodawać wiary i przynosić szczęście – kończy Wędzyński. Jeśli amuletu zabrakło przypadkiem w torbie podróżnej trenera, Hapoel ma dzisiaj przerąbane…
* * *
Mecze polskich drużyn można oczywiście obstawiać na stronie BET-AT-HOME (KLIKNIJ). Ten bukmacher oferuje też bonus do 350 złotych dla nowych klientów. Ofertę na mecz Legia – Hapoel możecie zobaczyć poniżej.
By przejść na stronę Bet-at-home KLIKNIJ TUTAJ.



