– W Brazylii miałem mniej pieniędzy i mniej luksusowe życie, ale byłem szczęśliwszym człowiekiem. Dziś pieniędzy mi nie brakuje, ale nie mam wszystkiego innego – powiedział kiedyś w wywiadzie Brazylijczyk Breno. Dziś obrońca Bayernu Monachium siedzi w areszcie w Stadelheim. Pod opieką psychologów, monitorowany dwadzieścia cztery godziny na dobę. Prokuratorzy podejrzewają, że nie poradził sobie z samym sobą. I że to on podpalił we wtorek własny dom…
Breno to dziś tabloidowy temat numer jeden w Niemczech. Dziennik „Bild” kolejne wydarzenia relacjonuje wręcz minuta po minucie. Sam bohater nadal nie może wyjść na wolność, bo śledczy obawiają się, że ucieknie lub dopuści mataczenia w sprawie.
– Ł»yjemy i to jest najważniejsze. Ból minie i wszystko wróci do normy (…) Wierzę, że Bóg uwolni mojego męża od niesprawiedliwości – żona Breno, Renata, pomimo plotek o ich małżeńskich kłopotach, wypisuje na Twitterze kolejne wiadomości. Monachijscy prokuratorzy mają jednak na kwestię sprawiedliwości trochę inne spojrzenie…
„Bild am Sonntag” podaje, że nawet sąsiedzi zauważyli u Brazylijczyka coś nietypowego. Dziwnie kręcił się wokół domu, leżał na garażowym podjeździe z głową opartą na łokciach. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy na teren spalonego domu wkroczyła ekipa dochodzeniowa. Specjalnie wyszkolony pies szybko odnalazł miejsca, od których miał rozpocząć się pożar. Zastanawiające jednak, że tych miejsc było kilka…
Krótko mówiąc – na 99 procent nie był to wypadek losowy, że 1,5-milionowy majątek piłkarza w kilka chwil poszedł z dymem jak domek z zapałek.
Już na dzień po pożarze niemieccy paparazzi „upolowali” Breno w czasie szybkiej przeprowadzki. W dresie, z miniaturową piłeczką w dłoni, w towarzystwie prawnika i żony. Właśnie przenosił się do nowego mieszkania załatwionego mu przez klub. Nie minęła jednak godzina nim zapukali do niego dwaj podejrzliwi tajniacy.
Mówi się, że 22-latek w feralny wtorek miał we krwi 1,5 promila alkoholu. Uli Hoeness na przemian z
Karlem-Heinz Rummenigge krytykują postawę organów ścigania, które nie pozwalają Breno wyjść z aresztu za kaucją. – To nieludzkie. Śmieszne. Dobranoc, Niemcy – szaleje z wściekłości Hoeness, ale widać nie ma swoich fanów wśród prokuratorów.
Ostateczna ekspertyza w sprawie ma być znana… do dwóch, może trzech tygodni. Do tego czasu Breno pozostanie pod opieką psychologów z Instytutu Maxa Plancka. Tych samych, którzy niegdyś leczyli z depresji m.in. Sebastiana Deislera. A dziś twierdzą, że sprawa ma wiele głębsze dno, niż można by sądzić. Być może Breno chciał zwrócić na siebie uwagę? Ponoć od dawna nie radził sobie z samym sobą. Z własnymi ambicjami, hamowanymi przez kontuzje i rozsypujące się kolano. Przez problemy z żoną czy irracjonalne pomysły o przedwczesnym zakończeniu kariery…
PAWEŁ MUZYKA