Polityczna poprawność na trenerskich ławkach

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2011, 09:03 • 5 min czytania

– Kiedy zaczęliśmy w 2002, w NFL na 32 miejsca był jeden lub dwóch czarnch trenerów. Teraz jest ośmiu – mówi Cyrus Mehri, jeden ze sprawców mini-rewolucji w futbolu amerykańskim. Ten sam, który dzięki zaproszeniu Gordona Taylora przymierza się do wstrząśnięcia Premier League.
Pierwszy raz od długiego czasu nazwisko „Rooney” nie budzi w Anglii skojarzenia tylko i wyłącznie z napastnikiem Manchesteru United. Wayne Rooney uczestniczył ostatnio w jednym z najbardziej dziwacznych meczy sezonu, równie dziwaczne rzeczy zaczynają wygadywać Gordon Taylor i Richard Scudamore, szef Professional Footballers Association i dyrektor wykonawczy Premier League. Ale od początku.

Polityczna poprawność na trenerskich ławkach
Reklama

Zasada Rooneya (nazwa na cześć Dana Rooney’a, prezesa Pittsburgh Steelers zasłużonego w walce o rasową równość), wprowadzona w 2003 roku w amerykańskiej NFL to przykład tzw. „pozytywnej dyskryminacji” – nakłada ona na szefów klubów obowiązek przeprowadzenia rozmowy kwalifikacyjnej z przynajmniej jednym przedstawicielem mniejszości rasowej podczas procesu zatrudniania nowego menedżera. Jej skutki są już widoczne gołym okiem – jeden z ostatnich finałów Super Bowl z ławek trenerskich obserwowało dwóch Afroamerykanów.

Na początku września odbyło się spotkanie, na którym wspomniany Mehri, wysoko ceniony amerykański prawnik, dyskutował z Gordonem Taylorem samą ideę i możliwości wprowadzenia jej w Anglii. Mehri to gwiazda palestry – orżnął już chociażby Coca Colę na niemal 200 milionów dolarów. Jak pokazują wypowiedzi Taylora, nie miał problemu z przekonaniem go.

Reklama

– Z jakiegoś powodu liczba czarnych trenerów, którzy rzeczywiście dostają szansę jest bardzo mała – mówi Taylor i wyjaśnia: „[…] wszystko, co chcielibyśmy nakazać, to rozmowa kwalifikacyjna. Im częściej ci ludzie będą uczęszczać na rozmowy, tym większe prawdopodobieństwo ich zatrudnienia.” Scudamore, drugi z bossów angielskiego futbolu wypowiadający się w tej sprawie, jest bardziej powściągliwy. Z jego wypowiedzi można wywnioskować, że może nie tak stanowczo, ale pomysł popiera. Oficjalne oświadczenie The Football League to zwyczajna mowa-trawa, napominająca o 'pracy nad rozwiązaniami dla poprawy obecnej sytuacji’. Tylko tyle i aż tyle by w Anglii wywołać dyskusję, która u nas przeszła niezauważona.

Reakcja grona trenerskiego Premier League była łatwa do przewidzenia. Harry Redknapp pierwszy ubrał w słowa powszechną opinię, że czasy dyskryminacji dawno minęły i nie wierzy, by ktoś odpowiednio dobry nie dostał pracy tylko dlatego, że ma inny kolor skóry. Podaje przykład Lesa Ferdinanda i Chrisa Ramseya, których sam sprowadził do sztabu. Podobne stanowiska zajęli Alex McLeish i Andre Villas-Boas. Czy dlatego, że Rooney Rule miałaby im w jakikolwiek sposób zagrozić?

Beneficjentami nowej zasady mieliby być byli piłkarze pokroju Andy’ego Cole’a, których droga na trenerskie ławki jest wg popierających pomysł Mehriego dużo trudniejsza niż ich białych kolegów. Sam zainteresowany narzeka na sam problem ale nie wyobraża sobie, aby nowa zasada miałaby być wystarczająco skuteczna: “Nie powinno być koniecznym, aby przyjeżdżał jakiś gość z Ameryki i wspominał o zasadzie Rooneya. Czy wiele się zmieni, jeżeli reprezentanci czarnej czy etnicznej mniejszości będą musieli być wysłuchani? Wszystko, co prezesi będą musieli zrobić, to tylko wysłuchać. […]” W czterech najwyższych angielskich ligach czarnych trenerów jest dwóch – Birmingham prowadzi Chris Hughton, w Charlton Atlhetic pracuje Chris Powell. Najdobitniejszy jest jednak przykład Paula Ince’a, który po niezłym okresie w MK Dons został zakontraktowany przez Blackburn i była to jedna z najkrótszych przygód trenerskich w Premier League. Ciężko wyciągać wnioski z porażek pojedynczych ludzi, są jednak inne argumenty dla których Rooney Rule wydaje się być kretyńską.

Pomysł Mehriego chwieje się już u samych założeń, gdy ten mówi o obecności czarnoskórych trenerów na „shortlistach” klubów. Czym są owe „shortlisty” nie jestem w stanie zrozumieć i wcale nie z powodu zbyt słabej znajomości angielskiego. Nie wiem, jak wygląda proces zatrudniania trenerów w NFL, oczywistym jest jednak, że w Anglii nikt się zazwyczaj w oficjalne ujawnianie kandydatów, w jakiekolwiek rodzaje konkursów nie bawi. Ba, w ogromnej liczbie przypadków liczba mnoga jest zbędna, kandydat jest jeden i z góry upatrzony. Brian W. Collins, prawnik New York University, stwierdza w swym raporcie, że „zasada Rooneya wydaje się być skuteczną tylko, gdy proces zatrudnienia opiera się na szerokich poszukiwaniach wśród nieznanych kandydatów”. Gdyby po wprowadzeniu zasady Rooneya szejk Mansour miał kaprys ściągnięcia Mourinho (przykład dość losowy) prezes City musiałby porozmawiać z jakimś biednym przykładowym Ince’m uprawiając bardzo przykry dla obu stron rodzaj sztuki dla sztuki. Już widzę, jak były gracz United przekonuje go, że Mourinho to jednak nie to, to on jest mesjaszem City. Zwolennicy Rooney Rule bronią jej, twierdząc, że nie ogranicza ona wolności klubów, dając przy tym szansę tym, którzy jej nie mieli. To dość różowe spojrzenie, bo ze zdroworozsądkowej perspektywy wygląda to na tworzenie fikcji i teatrzyków dla samozadowolenia działaczy.

Nawet jeśli Rooney Rule miałaby kilku czarnoskórym trenerom pomóc, zastanawiam się nadal w imię czego. Czy rzeczywiście są tak słabi, że potrzebują wpychania na siłę? Czy Rio Ferdinandowi po skończeniu kariery i latach przy boku Sir Alexa Fergusona będzie brakować umiejętności i będzie musiał być wpychany do gabinetów prezesów pod groźbą wysokich kar? W 2003 roku ukarano Detroit Lions 200.000$ kary tylko dlatego, że wszyscy czarni kandydaci wycofali się z rozmów, wiedząc, że klub upatrzył sobie Steve Mariucci’ego i rywalizacja z nim nie ma sensu. Czy takie szopki koniecznie muszą być odgrywane w Premier League?

Mehri nad tym się jednak nie zastanawia, zamiast tego serwując bon moty w stylu: „Zasada Rooneya wysyła światu wiadomość. Szesnastolatkowie mają teraz realne szanse na przyszłość” (tak, naprawdę tak powiedział). Wydaje się jednak, że niekoniecznie w Anglii. Aby przeforsować „przyszłość dla szesnastolatków” potrzeba zgody co najmniej 14 klubów Premier League. Coś mi mówi, że szanse na to, aby tylu prezesów zarzuciło zdrowy rozsądek dla politycznej poprawności są nikłe. A ci czarnoskórzy trenerzy, którzy powinni się przebić, przebiją się i tak, prędzej czy później. W końcu, jak mówi Harry Redknapp: „Jeżeli będą wystarczająco dobrzy, dostaną pracę.”

PATRYK BUCZYŁƒSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama