Brudny Harry umywa ręce

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2011, 16:23 • 7 min czytania

Kibice Tottenhamu odetchnęli w minioną niedzielę z ulgą, a wraz z nimi najlepiej zakamuflowany menedżer w Premier League. Kryzysu nie ma, bo 4:0 z Liverpoolem znów uciszy krytyków i uspokoi działaczy FA, ale nas zaczyna to powoli bawić. W Polsce coś takiego by przeszło, ale wierzyć się nie chce, że Harry Redknapp uchodzi za najpewniejszego następcę Capello w reprezentacji Anglii. Nie dość, że wygląda na typa spod ciemnej gwiazdy, to nawet nie bronią go wyniki, bo odpadł już z Pucharu Ligi. Na dziś jesteśmy przekonani, że przynajmniej nam udało się go przejrzeć. Pora na obalenie mitu Mesjasza z północnego Londynu.
Zanim zaczniecie wieszać na nas psy w komentarzach, zerknijcie na fakty. Przed dwoma laty Juande Ramos odjechał z White Hart Lane po 54 meczach z bardzo przeciętnym bilansem: 21 wygranych, 17 porażek i 16 remisów. Słaby początek sezonu 2008-09 wystarczył do wykopania go z roboty. Dla porównania cofnijmy się o dwa tygodnie bieżącego roku. Zanim „Koguty” odniosły pierwsze dwa zwycięstwa w lidze, bilans Harry’ego w ostatnich 54 grach wyglądał bliźniaczo podobnie: 22 zwycięstwa, 15 porażek, 17 remisów. Mimo to, Anglik nadal siedzi mocno w siodle, a Ramos rozbija się po ukraińskich wioskach z Dnipro Dniepropietrowsk.

Brudny Harry umywa ręce
Reklama

– Każdy pieprzony zawodnik może wyglądać nieźle na kasecie. Kiedyś obejrzałem na video Marco Boogersa i podpisałem z nim kontrakt. Niezły gracz, ale świr. Tego nie pokazało mi żadne nagranie – mówił kiedyś Redknapp, który przy transferach próbował już wszystkich metod. 64-latek to największy zakupoholik spośród wszystkich trenerów w Premier League. Szkopuł w tym, że od dłuższego czasu więcej wigoru starcza mu do głoszenia odważnych deklaracji przed kamerami. Gdyby rzeczywiście wysyłał oferty faksem do wszystkich potencjalnych „Kogutów”, ekolodzy zrzuciliby na niego winę za wycinanie lasów tropikalnych. Tylko w tym okienku Redknapp dostał mocny cios po kulach, bo za cel stawiał sobie rozbijanie trzech różnych Klubów Kokosa.

Plany były ambitne, ale jak to często bywa ze Spurs, zakończyły się fiaskiem. Lassana Diarra nadal siedzi w Realu, Craig Bellamy uciekł z Manchesteru do Liverpoolu, a Joe Cole wybrał codzienne podróże szybką koleją Eurostar z Londynu do Lille. Redknapp nigdy nie może też przeoczyć najgorętszych letnich towarów. Po transferze Phila Jonesa i Ashleya Younga do Manchesteru United, oznajmił, że obaj byli o krok od White Hart Lane. Podobnie było po przeprowadzce Andy’ego Carrolla i Luisa Suareza do Liverpoolu. Nic dziwnego, że Sky Sports nie miało trudności z wytypowaniem idealnego kandydata do reklamy „Fantasy Football”:

Reklama

Podobny dystans wyparował z niego, kiedy tylko stanął przed kamerami BBC. Tak reagował na nazwanie go negocjacyjnym kombinatorem:

Fani jego warsztatu szybko zestawili go… z jedynym szkoleniowcem, który doprowadził Anglików do zwycięstwa na mundialu. W przerwie finałowego meczu w 1966 roku sir Alf Ramsey oznajmił, że jego herbata „smakuje jak szczyny byka”. Na dość frywolnym języku porównanie obu panów można skończyć i lepiej zająć się wspomnianym „kombinatorem”. Harry ma bowiem na swoim koncie parę grzechów, a najbardziej bolesne było wylądowanie przed sądem. Sprawy jeszcze nie wyjaśniono, a poszło o szkodliwe działanie na rzecz skarbu państwa.

Afera wybuchła już po przeprowadzce Redknappa do Londynu, ale wszystko odbyło się jeszcze za czasów pracy Anglika w Portsmouth. Wówczas miał otrzymać dwie wpłaty na konto o łącznej kwocie 295 tysięcy funtów od właściciela klubu Milana Mandaricia, ale do głowy nie przyszło mu rozliczanie się z urzędem skarbowym. Wcześniej najważniejsze głowy „Pompey” znalazły się pod lupą w trakcie afery korupcyjnej w angielskiej piłce. Ostatecznie duetowi nie postawiono im żadnego zarzutu, ale dalsza działalność Portsmouth budziła wątpliwości.

Właściciel Tottenhamu Daniel Levy najwyraźniej śledził popisy trenera, bo do dziś nie daje się doić. Wcześniej Harry z lubością rozbijał banki, ale zdarzały mu się klęski. Najgorzej było w 2004 roku, kiedy w grudniu przejął Southampton. – Skład jest lepszy, niż sugeruje tabela i czekam na to, by wywindować nas w górę – zapowiadał optymistycznie. Z momentem przyjścia nie mógł lepiej trafić, bo przeprowadzka niemal idealnie zbiegła się z otwarciem zimowego okienka transferowego. Zamiast gwiazd i utrzymania, był jednak przepłacony szrot i spadek z ligi. Ostatecznie Redknapp i tak utrzymał się na powierzchni, bo wrócił do Portsmouth, które opuścił na kilka tygodni przed przejęciem „Świętych”.

Image and video hosting by TinyPic

Kiedy na Fratton Park dotarła wieść, że Redknapp wylądował w Southampton, przypisano mu status Judasza. – Zgnij w piekle – straszyły napisy na koszulkach fanów Portsmouth. Kilka miesięcy później przywitanie nie było już tak chłodne, choć głownie ze względu na to, że Harry spuścił z ligi największego rywala „Pompey”. Rokowania nie były najgorsze i misję utrzymania zespołu udało się wykonać. Głównie dlatego, że nowy-stary trener zabrał się do ostrego penetrowania rynku i z biegiem czasu dostawał coraz więcej pieniędzy od nowego prezesa klubu, Aleksandra Gajdamaka. A za utrzymanie musiały spotkać go nagrody…

Pierwszym wielkim nazwiskiem był w 2007 roku Jermain Defoe, który – podobnie jak Harry – uchodzi za jednego z największych zdrajców w historii angielskiej piłki. Kiedyś wypiął się plecami na Charlton Athletic, poszedł do West Hamu, a później nie miał skrupułów by po spadku z ligi od razu poprosić o transfer i… wylądować w Tottenhamie. Z White Hart Lane trafił do Portsmouth, ale Redknapp zabrał go tam z powrotem, kiedy sam przeniósł się do Londynu. Wszystko odbyło się pół roku po wygraniu FA Cup przez Portsmouth. Sukces przyniósł leciwemu menedżerowi sławę, ale kosztem stopniowego wpędzania klubu do grobu. Wszystko przez finansowe szaleństwa.

Image and video hosting by TinyPic

Najtrudniej wyjaśnić zakup Petera Croucha. Anglik miał zasilić klub za 10 milionów funtów w kilku ratach, ale Liverpool zobaczył na oczy tylko jedną z nich. 64-letni „rekin biznesu” zaczął się powoli domyślać, że będzie musiał „beknąć” za swoje poprzednie ruchy. Harry zdecydował, że lepiej byłoby oddalić się z miejsca zbrodni, dopóki nikt nie rozlicza go za przepłacone transfery takich drewniaków jak David Nugent. Przy Fratton Park wydał bowiem blisko 81 milionów funtów, ale Tottenham był jeszcze w stanie na to przymknąć oko…

W krótkim czasie przylgnęła do niego łatka fachowca gwarantującego kłopoty, a Levy nie zamierzał wyrzucać pieniędzy w błoto. Nowy menedżer Tottenamu potrafił go jednak namówić na kilka nazwisk z Portsmouth. Redknapp ponownie przywiózł do stolicy Defoe, z którego rok później wziął przykład inny były „Kogut”, Younes Kaboul. Wraz z Francuzem do klubu dołączyli Crouch i Kranjcar, ale podobne szczęście nie spotkało już weterana Davida Jamesa. Levy prędzej widział go w domu starców niż na boisku i zablokował transfer.

Pierwszy rok Harry’ego okazał się sukcesem, bo wyciągnął klub z ostatniego miejsca w tabeli i finiszował na ósmej lokacie. Całe szczęście, że nie przeszło mu przez myśl sprowadzenie kolejnego ze swoich pupili. Niewykluczone, że bieg historii wyglądałby zupełnie inaczej i Nigel Quashie przyniósłby ze sobą klątwę. Do tej pory spadał z ligi już trzy razy, więc mamy podejrzenie, że podobny los może teraz spotkać Queens Park Rangers, do którego wrócił po kilku latach…

– Jeśli kibice nie cieszą się naszą grą, nie znają się na futbolu – stwierdził w tamtym sezonie Redknapp po szybkim przypisaniu sobie wielkich zasług. – Zagwarantowałem Ligę Mistrzów klubowi, który nigdy w niej nie zagrał – zaznaczał. Na Premier League jego zespołowi zabrakło już siły i tylko przez bezradność menedżera sprawiły, że „Koguty” nie stanęły przed szansą utrzymania się na salonach. Od lutego do końca rozgrywek jego zespół wygrał tylko trzy mecze w lidze i musiał oglądać plecy Arsenalu…

Megaloman na dobre postradał zmysły, bo o minionych rozgrywkach stwierdził – Jestem pewien, że ten klub nie odnotuje lepszego sezonu w ciągu dwudziestu najbliższych lat. Na konto jego sukcesów można było zapisać wyłącznie wyeliminowanie Milanu, bo w lidze „Kogutom” przypadła piąta lokata. Nie była to żadna nowość, bo na tym samym miejscu Spurs plasowali się w lidze pod wodzą Martina Jola w 2006 i 2007.

Warto zaznaczyć, że Holender dysponował znacznie mniejszym potencjałem sportowym, a Harry przyszedł praktycznie na gotowe. Wystarczyło tylko rozruszać zespół, który delikatnie rozkładał się w strefie spadkowej. Trzon zespołu wybudował mu poprzedni dyrektor sportowy, Damien Comolli, który teraz usiłuje naprawiać szkody Beniteza w Liverpoolu. Swój wkład w aktualną siłę Tottenhamu miał także Ramos, z którym 64-latek wychodzi na remis w głośnych transferach. Sam sprowadził van der Vaarta, a po Hiszpanie zgarnął w spadku Modricia.

– Propozycja pracy z Anglią jest jak kielich trucizny – stwierdził przed kilkoma dniami główny kandydat do stanowiska. Na White Hart Lane obrósł w piórka i kolejnymi blamażami się nie przejmuje. Nie ma zresztą najmniejszych powodów. Porażka z Manchesterem City 1:5 była najwyższą od ośmiu lat na własnym boisku, ale bukmacherzy nie zmieniają zdania – Redknapp poprowadzi Anglików. Nie sądziliśmy, że dożyjemy czasów, kiedy na Wyspach za zbawcę uznają faceta legitymującego się triumfem w FA Cup i Pucharze Intertoto… Oto kielich trucizny, którego działacze FA wcale nie muszą wypijać.

FILIP KAPICA

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama