Niech to będzie zachęta dla każdego, kto chociaż hobbystycznie kopie piłkę – ekstraklasa nie jest tak daleko, jak się wam wydaje. Tak naprawdę jest tuż za rogiem – wystarczy mocno chcieć. Każdy z was, jeśli naprawdę się postara, może w niej zagrać. Sylwester Patejuk w sobotę został bohaterem Podbeskidzia Bielsko-Biała: strzelił najpiękniejszego gola tej kolejki, uderzając z powietrza na bramkę Legii. Było to trafienie cudowne, ale historia samego Patejuka też jest na swój sposób cudowna. Przecież ten zawodnik ma 29 lat, a jeszcze do niedawna grał… z kolegami w amatorskiej Perle Złotokłos.
Wchodzimy na stronę chłopaków z Perły, a tam…
Nazywam się Sylwek Patejuk. Mam 24 lat i lubię strzelać gole. Kopałem w piłkę, zanim nauczyłem się chodzić, tak przynajmniej powiedzieli mi rodzice. Moja przygoda z „zawodową” piłką rozpoczeła się w wieku 17 lat w Hutniku Warszawa, klubie z wieloletnimi tradycjami. Tam tocząc ciężkie boje w lidze okręgowej i w półsezonowych występach w trzeciej lidze zbierałem doświadczenie. Mówiąc w języku piłkarskim „ogrywałem się”. Otrzymałem pochlebne recenzje, co zaprocentowało tym, że zainteresowały się mną kluby takie jak:
– Real Madryt,
– FC Barcelona,
– LKS Perła Złotokłos,
– Amator Jesionka.
Najwyższy poziom i najlepsze warunki do treningu oraz najwieksze szanse na osiągnięcie sukcesu i rozwoju kariery stworzyła mojej skromnej osobie Perła Złotokłos. Więc wybór był oczywisty. W Perełce gram juz trzeci sezon. Razem z moimi kolegami staramy sie o awans. Jak na razie nie udało się, więc ciągle zostaje Serie A. Ale będziemy walczyć!!!
Sylwek
Ha, przyjemne, sympatyczne! I ty zostań Patejukiem, jeszcze nie jest za późno. Miał 24 lata i występował w Perle Złotokłos, czyli w piłkę się tylko bawił. Teraz ma 29 i wali z woleja tak, że na Łazienkowskiej kilkunastu tysiącom ludzi rozdziawiają się gęby z wrażenia. Wiedział, co chce w życiu osiągnąć i to osiągnął. Dla tej jednej sekundy – dla tego ekwilibrystycznego kopnięcia z wyskoku – opłacało się trenować nawet wtedy, gdy nie było z tego żadnej kasy.
Grał dla przyjemności. Grał, bo lubił. A teraz dostał za to nagrodę – i sportową, i finansową. Może być z siebie dumny.
Jeśli gracie w piłkę, czujecie się mocni, ale czas wam ucieka – spokojnie, nic straconego. Zapewne nikt was nie zauważy, ale… czasami zdarzają się cuda i na naszych oczach pisze się taka historia jak powyżej. Obyście chociaż mogli sobie powiedzieć, że zrobiliście wszystko, co było w waszej mocy.
Dzisiaj na boiskach ekstraklasy aż tak piękny gol, jak ten Patejuka, nie padł, ale trafienie Mateusza Machaja też było imponujące. Lechia Gdańsk – szczęśliwie i dzięki pieprzniętemu sędziemu Marciniakowi, który gdyby nie podyktował głupiego rzutu karnego, to byłby chory – wygrała z Górnikiem Zabrze 2:1. Marciniak gwiżdże jak opętany, już od pierwszej kolejki. Podyktował w tym sezonie sześć karnych, z tego trzy z dupy. Tym razem pechowo trafiło na Adama Dancha, który nie miał żadnych szans na reakcję, gdy zawodnik Lechii nie trafił głową w piłkę i ta poleciała dalej – w rękę zabrzanina.
Górnik w ogóle nie miał farta, bo dwa razy piłka trafiała w słupek – raz cudownie odbił piłkę Sebastian Małkowski, a raz, w doliczonym czasie gry, wszyscy się już tylko patrzyli: wpadnie czy nie wpadnie? Odbiła się i nie wpadła.
A sam mecz dobrze się oglądało – szybki, zawzięty, z chęcią zwycięstwa widoczną u zawodników obu drużyn.
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze 2:1 (oceniał Mariusz Piekarski)
Lechia: Sebastian Małkowski 5 – Krzysztof Bąk 5 (85 Deleu), Luka VuÄko 6, Rafał Janicki 6, Vytautas AndriuŁ¡keviÄius 6 – Ivans Lukjanovs 5 (71 Marcin Pietrowski 5), Łukasz Surma 6, Lewon Hajrapetjan 7, Mateusz Machaj 5, Piotr Wiśniewski 6 – Josip Tadić 6.
Górnik: Łukasz Skorupski 7 – Michael Bemben 6, Adam Banaś 6, Adam Danch 6, Adam Marciniak 5 – Paul Thomik 4 (83 Paweł Olkowski), Mariusz Przybylski 6, Krzysztof Mączyński 6, Aleksander Kwiek 5 (78 Michał Pazdan), Tomasz Zahorski 5 – Daniel Gołębiewski 4 (65 Préjuce Nakoulma 6).
