Dobiegała końca pierwsza połowa meczu Lecha z Wisłą. Realizator transmisji pokazał poznańskich kibiców, którzy wywiesili tego dnia transparent o treści „Matys trzymaj się”. Wtedy do akcji wkroczył komentator i popsuł cały przekaz, jaki niosły te trzy słowa. – Wywieszenie tego transparentu było uzgodnione z Ekstraklasą. To wyrazy wsparcia dla kibica, który jest chory na nowotwór i umiera w szpitalu – mniej więcej tak skomentował sytuację Rafał Wolski.
Nie wiem czy zacytowałem go dokładnie, ale sens bez wątpienia był taki sam. Kibic umiera w szpitalu. Brawo, panie Rafale! Podczas gdy powszechnie wymagamy inteligencji, obycia i kultury od piłkarzy, trenerów i działaczy, kompletnym brakiem taktu poraził właśnie przedstawiciel mediów. Te kilka zdań pewnie przeszłoby bez echa, pewnie nie zwróciło na to uwagi 95% oglądających, ale czy ktoś przez chwilę pomyślał, co musiał poczuć sam zainteresowany?
Nie mam pojęcia, jaki jest faktycznie jego stan zdrowia, co mu właściwie dolega, ani nawet kim jest. Przypuszczam jednak, że stan wiedzy Rafała Wolskiego w tym zakresie jest podobny do mojego. Szkoda, że wrażliwość mamy na innym poziomie…
Ciężko mi zrozumieć, jak gościowi, bądź co bądź, obytemu w telewizji – mogły przejść przez gardło takie słowa. Czy on w ogóle wie, co się wokół niego dzieje? Czy komentuje to, co widzi? Czy tylko obłoży się informacjami, statystykami, a do tego ktoś nadaje mu do słuchawki i tak naprawdę robi tylko za przetwornicę informacji? Nawet jeśli, to czy podczas tego procesu nie można jeszcze włączyć opcji analizowania i logicznego myślenia? A tego zdecydowanie w piątek zabrakło.
Kibice robią coś, co z założenia ma wesprzeć kolegę w walce z przeciwnościami, jakie postawiło przed nim życie. Chcieli mu pomóc w walce o to życie. A to oznacza, że on jeszcze o nie walczy, a nie umiera – jak widział to Wolski. No cóż, może to wynik jakichś doświadczeń pana redaktora? Może ten komentator zawsze przegrywał, gdy o coś walczył? Ale czy to od razu powód, żeby skazywać na porażkę innych?
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Chłopak naprawdę jest poważnie chory, ale ma nadzieję. Wierzy, że jeszcze z tego wyjdzie. Są z nim bliscy. Powtarzają mu, że będzie dobrze, że da radę. Lekarze mówią rodzinie, że wcale nie jest tak kolorowo, ale najważniejsze, żeby chłopak wierzył. Z pomocą przychodzą kibice – wywieszają transparent. I ten ich chory kolega ogląda mecz w szpitalu z rodziną. Wreszcie czeka ich chwila optymizmu. Mają zobaczyć w telewizji, jak kibice manifestują, że są razem z nim, że go wspierają w trudnej chwili. Cały czas wierzy, że z tego wyjdzie. Teraz nawet jeszcze mocniej, bo ma przecież tak silne wsparcie w postaci fanów Lecha. Nadchodzi kulminacyjny moment, pokazują transparent i wtedy… Odzywa się Wolski i mówi chłopakowi: ej, ty umierasz!
Otóż nie, panie Wolski. Są na tym świecie ludzie, którzy żyją, dopóki walczą. A są i tacy, dla których szpital to nie jest miejsce, w którym się umiera. Na przykład dla mnie, szpital jest miejscem, w którym ludziom ratuje się życie.
TOMASZ KWAŚNIAK