Po raz pierwszy w historii nowy stadion Legii zapełnił się do ostatniego miejsca, co jest znamienne: ludzie przyszli oglądać przebranych za piłkarzy facetów, a nie prawdziwych sportowców. Przebierańcy, mimo że grać w piłkę nie potrafią nic a nic, są ciągle bardziej atrakcyjni. Okazuje się, że ludzie nie potrzebują piłki w piłce, nie potrzebują meczu jako takiego, natomiast chętnie przyjdą na stadion, o ile impreza będzie odpowiednio rozreklamowana, a ceny biletów zachęcające. Wtedy są gotowi oklaskiwać nawet taką żenadę, jak w niedzielę.
To wskazówka dla działaczy PZPN, a także dla pracowników Legii. W piątek stadion przy Łazienkowskiej był w połowie pusty, w niedzielę – pełniutki. Bilety same się nie sprzedadzą, więc może trzeba jednak część środków zainwestować w promocję. Może też warto tak skalkulować ceny biletów, by rozchodziły się na pniu. Jeśli grubego Koseckiego ogląda dziś więcej osób niż szczupłego Błaszczykowskiego, to coś tu jest jednak nie w porządku. Jeśli walkę Legii ze Spartakiem ogląda mniej osób niż walkę rzecznika prasowego Legii z Maciejem Terleckim – gdzieś popełniono istotny błąd.
PZPN myśli, że meczów kadry nie trzeba nagłaśniać i że nie ma konieczności ciągłego informowania o możliwościach zakupu biletów, a efekt jest taki, że na kolejnym meczu nie ma kompletu. Legia dostała od miasta stadion, ale nie ma pomysłu, jak go zapełnić – na tę liczbę kibiców, co teraz, to w zasadzie wystarczałby poprzedni obiekt. Wszystkich zjada rutyna – mecz, bilety do tych samych kas, przed którymi ustawiają się te same kolejki. Nie ma pomysłu, jak z tym całym produktem wyjść na miasto i ściągnąć ludzi, którzy może i by chcieli iść na mecz, gdyby się im powiedziało: kiedy dokładnie ten mecz jest, z kim, gdzie, za ile i czy naprawdę tak tanio. Na zarabianie przyjdzie jeszcze czas, najpierw przydałaby się moda.
Ponad 30 000 osób przyszło dzisiaj zobaczyć, jak kaleczy się futbol, na meczach ligowych czy reprezentacyjnych też oczywiście się kaleczy, ale w zupełnie innym wymiarze. Jeśli gdzieś powinny być komplety – to jednak tam, gdzie na boisko wychodzą zawodowi, a nie podrabiani piłkarze. Tylko ktoś to musi w sensie organizacyjnym ogarnąć.